PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Malwina Grochowska
  23.10.2012
Jak znaleźć się w środku filmu Hitchcocka. (I wrócić bez skazy).

Chyba najlepiej iść na „Sleep No More”, tak jak ja poszłam: nie mając pojęcia, z czym będzie miało się do czynienia. I. zawiozła nas gdzieś do Chelsea uprzedziwszy jedynie, aby ubrać się elegancko i założyć wygodne buty. Czekając w kolejce pod budynkiem z zabitymi deskami oknami moje pomysły na to, co nas czeka w środku, oscylowały gdzieś pomiędzy domem, w którym straszy (takim kiczowatym, z wesołego miasteczka) a piwnicami sado-maso z „Good night, Dżerzi” Głowackiego. Tak bardzo się nie myliłam. Okazało się, że „Sleep No More” ma w sobie cechy obu tych atrakcji.




Jednocześnie przywodzi na myśl masoński pałac, gdzie odbywały się orgie i satanistyczne rytuały w „Oczach szeroko zamkniętych”, makabryczne więzienie-szpital z „Wyspy tajemnic”, eleganckie wnętrza „Zawrotu głowy” oraz parę innych miejsc przyswojonych przez mózg poprzez cud celuloidu. A tak w ogóle, według oficjalnego źródła, jest to spektakl oparty na „Makbecie” przygotowany przez brytyjską grupę teatralną Punchdrunk. Spektakl, który, jak głosi frazes chyba najczęściej powtarzany przez widzów i prasę, „pojawi się w twoich snach".

Tyle że właściwiej byłoby powiedzieć, że on po prostu staje się sennym (albo jak kto woli – filmowym) przeżyciem. Nie wspomniałam jeszcze o jednym detalu: wszystkie powyższe skojarzenia nie zostały wywołane patrzeniem się na teatralną scenę, gdzie znajduje się adekwatna dekoracja. No dobrze, patrzymy tu na scenę, ale scenę bardzo specyficzną, która staje się kompletnym uniwersum. Zajmuje ona cztery wielopokojowe, pełne zaułków kondygnacje legendarnego hotelu McKittrick (już w nazwie mruga do nas mistrz Hitchcock). Widz przemieszcza się po jego ledwo oświetlonych pomieszczeniach i stopniowo, w trakcie dwugodzinnej przygody odkrywa kolejne, odmiennie wystylizowane wnętrza. Zostały one urządzone w najdrobniejszych detalach, tak że możemy zajrzeć do książek, szaf, uchylić kołdry i przestawić butelki w barku. Z czego większość uczestników skrupulatnie korzysta. Wszyscy obowiązkowo już na wstępie przywdzialiśmy ptasio-podobne, niby-weneckie maski, co oczywiście tylko pogłębiło atmosferę niesamowitości (a przy okazji uchroniło Romaina Durisa, który był z nami w grupie, przed byciem śledzonym przez I.)

W końcu natykam się na aktorów: w pokoju niczym z „Doriana Graya” jeden chce drugiemu przeciąć brzytwą tętnicę. Odgrywają przed stojącymi zaraz nad ich głowami zamaskowanymi widzami kilkuminutową pantomimę. Ich maniera to maniera kina niemego: obfite, dramatyczne gesty płynnie przechodzą w taniec. Nagle jeden z aktorów gdzieś wybiega. Mogę pobiec za nim (wygodne buty naprawdę były wskazane!) lub zostać przy drugim. I tak przez dwie godziny: co kilka minut muszę podejmować decyzję, w której części przedstawienia chcę uczestniczyć (po porównaniu relacji ze znajomymi okaże się, że widzieliśmy zupełnie różne historie).
W tle rozbrzmiewa a to jakiś taneczny numer z lat 20. (gdy trafiam do baru z czasów prohibicji), a to utwór Bernarda Herrmanna z filmu Hitchcocka. Dodajmy do tego kilka biegów po schodach za aktorami i przyspieszone z tego powodu bicie serca, a zaczynam się czuć jak bohaterka filmu noir uciekająca przed oprawcą. I to chodzi: w hotelu McKittrick widz ma stać się uczestnikiem. Utracić poczucie rzeczywistości i zapomnieć, że wokół niego rozgrywa się tylko fikcja.

„Sleep No More” to również spełnienie najskrytszych marzeń voyeura, co najlepiej daje się odczuć, gdy w potężnej grupie pędzimy oglądać satanistyczny obrządek, podczas którego, jak się okazuje, nadzy aktorzy rozmazują na swoich ciałach krew niemowlaka. Scena rozgrywa się w stroboskopowym świetle, moje poczucie rzeczywistości zostaje do tego stopnia zaburzone, że przez chwilę świta mi w głowie idiotyczna myśl: czy nie należałoby ich powstrzymać? Tak na wszelki wypadek, po zakończonej scence zanurzam dłoń w kadzielnicy, w której aktor, zanim pobiegł gdzie indziej, złożył zakrwawioną lalkę.

Ok, to tylko czereśniowa galaretka.


Malwina Grochowska
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. „Obława” lepsza niż hollywoodzki horror.
Box Office. Klęska pod Wiedniem.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll