Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Właśnie wszedł na nasze ekrany "Hitchcock", film biograficzny o wielkim reżyserze. Jakby wbrew tytułowi film to bynajmniej nie dokumentalny, tylko fabularny, ciekawie zagrany przez aktora, Anthony Hopkinsa, mało zresztą podobnego do mistrza. Film ilustruje prace Hitchcocka nad „Psychozą”, jego najgłośniej krytykowanym dziełem, z ryzykownie okrutną kulminacją.
Zmarły w 1980 roku Brytyjczyk nie przestaje fascynować opinii światowej. Już w latach 50. uznano go powszechnie za bożyszcze gatunku sensacyjnego. Francuscy reżyserowie Nowej Fali, przyjmując go za ojca duchowego, doszukiwali się w jego filmach z racji ich formalnej perfekcji ukrytych, wyrafinowanych znaczeń metafizycznych. Aż sam reżyser się z tego wyśmiewał. Z biegiem lat ciągle analizowano jego dorobek, zmieniając hierarchię najważniejszych dzieł. Ostatnio gorliwie zbiera się argumenty, że najlepszym, zgoła nieskazitelnym filmem jest "Zawrót głowy". Niektórzy cytują także "Ptaki".
Kadr z filmu „Okno na podwórze”. Fot. materiały prasowe
Moim jednak zdaniem dziełem, które najbardziej przyczyniło się do odnowienia dramaturgii filmowej, jest „Okno na podwórze”. Wskazało ono, że dla optymalnej konstrukcji materiału fabularnego można obalić po kolei wiele uświęconych reguł.
Przede wszystkim opowiedział Hitchcock historię kryminalną, która jest w zasadzie banalna. Gdyby wyobrazić sobie raport o niej dyżurnego policjanta nie byłoby w niej nic szczególnego. Twórca nie poszedł śladami kolegów, ani autorów kryminalnych powieści, którzy najpierw wymyślają jakieś niebywale oryginalne przestępstwo, by je potem tylko opisać. „Okno na podwórze” dowodzi, że o wszystkim decyduje technika opisu.
W książce Cornela Woolricha, na której oparty został scenariusz, zafascynowała Hitchcocka sytuacja wyjściowa, bliska wielu innym jego filmom: człowiek uwięziony jest w swym świecie. Tutaj w jednym pokoju. Do tego unieruchomiony, bo siedzący w fotelu ze złamaną nogą. Ów dziennikarz może śledzić świat tylko z jednego punkt widzenia, mając do pomocy jedynie teleobiektyw aparatu fotograficznego i telefon. Powinno to zubażać film, którego istotą jest częsta zmienność miejsca akcji. Czyż nie będzie nudne pokazywanie przez cały czas tego samego pokoju i widoku z okna? Jakby trudności tych było za mało, film składa się wyłącznie ze scen, których bohater jest naocznym świadkiem. Mimo to rezultat zdumiewa.
Można się dąsać, że „Okno” to nie samo życie, tylko perfidnie wymyślone widowisko. Ale widowiska sensacyjne często grzeszą fatalną dramaturgią. Tu mamy jej szczyty.
Zmarły w 1980 roku Brytyjczyk nie przestaje fascynować opinii światowej. Już w latach 50. uznano go powszechnie za bożyszcze gatunku sensacyjnego. Francuscy reżyserowie Nowej Fali, przyjmując go za ojca duchowego, doszukiwali się w jego filmach z racji ich formalnej perfekcji ukrytych, wyrafinowanych znaczeń metafizycznych. Aż sam reżyser się z tego wyśmiewał. Z biegiem lat ciągle analizowano jego dorobek, zmieniając hierarchię najważniejszych dzieł. Ostatnio gorliwie zbiera się argumenty, że najlepszym, zgoła nieskazitelnym filmem jest "Zawrót głowy". Niektórzy cytują także "Ptaki".
Kadr z filmu „Okno na podwórze”. Fot. materiały prasowe
Moim jednak zdaniem dziełem, które najbardziej przyczyniło się do odnowienia dramaturgii filmowej, jest „Okno na podwórze”. Wskazało ono, że dla optymalnej konstrukcji materiału fabularnego można obalić po kolei wiele uświęconych reguł.
Przede wszystkim opowiedział Hitchcock historię kryminalną, która jest w zasadzie banalna. Gdyby wyobrazić sobie raport o niej dyżurnego policjanta nie byłoby w niej nic szczególnego. Twórca nie poszedł śladami kolegów, ani autorów kryminalnych powieści, którzy najpierw wymyślają jakieś niebywale oryginalne przestępstwo, by je potem tylko opisać. „Okno na podwórze” dowodzi, że o wszystkim decyduje technika opisu.
W książce Cornela Woolricha, na której oparty został scenariusz, zafascynowała Hitchcocka sytuacja wyjściowa, bliska wielu innym jego filmom: człowiek uwięziony jest w swym świecie. Tutaj w jednym pokoju. Do tego unieruchomiony, bo siedzący w fotelu ze złamaną nogą. Ów dziennikarz może śledzić świat tylko z jednego punkt widzenia, mając do pomocy jedynie teleobiektyw aparatu fotograficznego i telefon. Powinno to zubażać film, którego istotą jest częsta zmienność miejsca akcji. Czyż nie będzie nudne pokazywanie przez cały czas tego samego pokoju i widoku z okna? Jakby trudności tych było za mało, film składa się wyłącznie ze scen, których bohater jest naocznym świadkiem. Mimo to rezultat zdumiewa.
Można się dąsać, że „Okno” to nie samo życie, tylko perfidnie wymyślone widowisko. Ale widowiska sensacyjne często grzeszą fatalną dramaturgią. Tu mamy jej szczyty.
Jerzy Płażewski
Portalfilmowy.pl
Box Office. Klęska hollywoodzkich produkcji
Box Office. Oz nie taki potężny.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024