PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Marcin Bortkiewicz
  27.07.2012

Zawsze mnie drażnił. Gdy kryczy, ma piskliwy, metaliczny głos, który irytował moje ucho. Przez większą część filmowej sagi rodziny Corleone jest właściwie niezauważany, przemazuje się w drugim planie, a jeśli zmuszony byłem do wytrzymania jego chwilowej pierwszoplanowej obecności – bo  postrzelili don Vita i teraz trzyma nieudolnie zakrwawione ciało ojca – to był to nieprzyjemny wysiłek, na który decydowałem się w oczekiwaniu na pojawienie się kogokolwiek innego na ekranie. Tak kiedyś było, ilekroć oglądałem dwie pierwsze części „Ojca Chrzestnego” Francisa Forda Coppoli. Ale już nie jest.

Ten łysiejący nieudacznik z nieskoordynowanymi ruchami w wykonaniu Johna Cazale'a – myślałem o nim. Z latającymi wszędzie wokół oczkami, które nie potrafią skupić się na jednym punkcie, w przeciwieństwie do  wielkich oczu Micheala Corleone. Z drżącymi i spoconymi dłońmi, które nie przypominają męskich grab Sonny'ego. Z dziwnym dyszkantem, niepodobnym do ojcowskiego basu. Chociaż posiadł wiele kobiet, żadna go nie szanuje. Chociaż nosi broń, wypada mu z rąk, nim  zdoła oddać strzał. Nie potrafi dobiec do morderców rodziny. Nie umie rozpoznać w przyjacielu wroga. Nie ma nawet poczucia humoru i sam wesołości nie wzbudza u nikogo. Traktowany przez Rodzinę jak służący, którego nikt nie potrzebuje, a którego żal   zwalniać przed emeryturą, Fredo Corleone ocalił swoją niewinność.


John Cazale i Al Pacino, fot. Interfoto/Forum

Niedopuszczany do narad sztabu, do podejmowania nawet mniej ważnych decyzji, zamknięty podczas działań wojennych, zatrudniony tylko do posyłek i zapewniania drogiej rozrywki, nie mógł Fredo nikogo zabić. I chociaż wielkie sprawy przestępczego świata należały do dziedziny zamkniętej  dla jego umysłu na cztery spusty, sam padł ofiarą ich nieubłaganej morderczej logiki. Ofiarą bodaj najważniejszą w całym cyklu Coppolowskiej sagi. Ponieważ to jego śmierć właśnie pobudza mnie do świadomego sprzeciwu wobec niepisanych praw włoskiej mafii w Ameryce.

Vito Corleone w pierwszej części sagi fizycznie nie zabił nikogo. Troszczył się o Rodzinę. Troszczył się o honor tych, którzy mu sprzyjają. Kiedy wyciągał broń w części drugiej, zabijał tych, którzy na to zasługują. Mordercę jego sycylijskiej rodziny Andolinich oraz włoskiego uzurpatora w nowojorskiej dzielnicy, który nie dawał ludziom uczciwie żyć. Coppola nie troszczy się jednak o wyjaśnienie detali, w jaki sposób don Vito pozwalał tym ludziom później godnie żyć, samemu się wszakże bogacąc...

Swój kodeks mafijny don Vito przekazał najzdolniejszemu z synów – Michaelowi. On zabija podobnie jak tata. Plemiennie. W imię Ojca. Tatuś i synek, choć działaniami swoimi przypominają postaci z kronik szekspirowskich, nie wzbudzają we mnie przykrych uczuć, ponieważ wszystkie zbrodnie mogę jakoś wyjaśnić. Stanowią wojenną konieczność budowania imperium dla zachowania jego niezależności oraz siły.

Lecz, kiedy Michael zabija własnego brata, nie wzmacnia swojej Rodziny. I nie odchodzi na wschód od Edenu, choć wolałbym, żeby tak zrobił.

Dziś lubię patrzeć na zmarłego bezpotomnie Fredo. Siedzi z synem swojego mordercy nad jeziorem i tłumaczy mu, jak złowić rybę. Budują razem silną męską więź, której przyszłość jest zapisana strzelbą na tej wodzie.

Marcin Bortkiewicz
portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Mroczny Rycerz powstał.
Box Office. Wysokie loty „Prometeusza”
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll