PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Marcin Bortkiewicz
  21.06.2012
To, co naprawdę przekonuje mnie do organizatorów Quinzaine des Realisateurs w Cannes to ich nieukrywana miłość do kina. Nie jest ona uczuciem na pokaz. Nie stanowi broni przeciwko komukolwiek. Nie jest argumentem za czymkolwiek. Przypomina trochę tę francuską, nieskrępowaną moralnością skłonność do rozkoszy, z której się czerpie przede wszystkim radość.

Później dopiero, gdy w grę zaczynają wchodzić uczucia i konflikt interesów, przynosi cierpienie. Ale miłość do kina w Cannes jest przejawem głównie radości. Przekonałem się o tym na własnej skórze, w tym roku mój film "Portret z pamięci" pokazywany był w tej właśnie sekcji.
Pewnego dnia, podczas jednego z przyjęć festiwalowych organizatorzy zebrali wszystkich reżyserów, którzy pokazywali swoje filmy w konkursach w namiocie na plaży. Zapraszano po kolei do małej budki. W tej budce mikrofon i kamera. Siadłem. I usłyszałem pytanie: "Jaki film zrobił na tobie największe wrażenie? Możesz wybrać tylko jeden tytuł. Proszę!"
 
„Amadeusza” wybierz, usłyszałem w głowie. Nie, to ostatnio nie poruszyło cię tak mocno, "Persona" jest świetna pamiętasz? Przecież „Personę” skreśliłem z listy zaraz po studiach?! To weź coś nowego! Jakiś Almodovar, Haneke, oni teraz tacy modni, tak ich podziwiasz przecież. Tak, szepczę do siebie, ale żaden z ich tytułów nie jest tak mocny. Oni w kupie owszem, ale osobno już gorzej. Mówię Ci powiedz "Amadeusz"! powtarza natrętny głos. A "Spragnieni miłości"? A "Tajemnica Brokeback Mountain"? Ja najbardziej lubię "Milczenie owiec", dodał inny głos w mojej głowie. Weź "Brzask", weź "Brzask" albo nie, nie bierz tego, powiedz „Niebieski”, „Niebieski”!! Ale pierwszy wtrąca się - Dobra mów "Amadeusz", baba czeka a ty milczysz! Otworzyłem usta i powiedziałem:
"Dziecko Rosemary".


"Dziecko Rosemary", fot. FORUM

Pani przeprowadzająca wywiad bez zdziwienia zadała następne pytanie: "Dlaczego?" No to klops! Wpadłem. Nie wiem. Teraz wyjdzie na jaw, że nie rozumiem filmów, że oglądam je tylko dla czystej przyjemności i ze przecież o żadne przesłanie nigdy mi nie chodzi. Ale przypomniałem sobie, że są miejsca w tym filmie, które szczególnie mnie wzruszają. Że podświadomie w coś we mnie wrażliwego uderza ten film. Weźmy na przykład zakończenie. Rosemary trafia do salonu, gdzie wokół czarnej kołyski przy kawie, herbacie i drinkach rozsiadło się stetryczałe towarzystwo. Jak u mojej babci na imieninach. Panuje całkiem przyjemna atmosfera przyjacielskiej pogawędki. Aż z nożem uniesionym na wprost wchodzi Matka. I choć obecni powinni się rzucić na nią, obezwładnić, prócz wrzasku Laury-Luizy nikt się nie rusza z miejsca. Panuje obezwładniająca cisza. Tylko krzyk dziecka w kołysce. Kiedy Rosemary rozpoznaje w swoim dziecku diabła razem z nią przeżywamy załamanie i szok. Jakimż sprytem wykazuje się Polański, że nie pokazuje potworka. Nie wiadomo, jak wielkim wstrętem zareagowalibyśmy, gdybyśmy ujrzeli kopytka, rogi, owłosienie i żółte oczy. Słyszymy tylko znajome, niewinne kwilenie noworodka! A na ten dźwięk ssak z rodziny człekokształtnych jest uwarunkowany. Wtedy właśnie stary przewodnik satanistów czule szepcze do Rosemary: "kołysz go, czyż nie jesteś jego Matką?" Nikt nie będzie w stanie lepiej wychować młodego niż jego własna Matka, która wie jak uspokoić swoje dziecko. I Rosemary uspokaja go….

Nagle zrozumiałem, że wzruszyłem się, bo jestem jak to dziecko. Czuję się tak jak ono. Czyż nie lepiej nam żyć w tym okrutnym świecie, wiedząc, że bez względu na to, kim jesteśmy, co w nas siedzi, ile zła, ile dobra, zasługujemy na czułość ze strony najbliższych. Tak. Nie ma znaczenia jaki potwór zza niebieskich oczu spogląda, może być samym diabłem nawet. Wciąż do życia potrzebuje miłości.

Marcin Bortkiewicz
www.portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Polska poza Euro, czyli stopniowy powrót widzów do kin
Box Office. Sezon ogórkowy w kinach.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll