PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Michał Oleszczyk
  17.09.2012
Jonathan Demme pojawił się na radarach polskich kinomanów dopiero wraz z oscarowym wielkim szlemem „Milczenia owiec”, a jego twórczość nigdy nie doczekała się u nas właściwej recepcji. Poszczególne tytuły krążyły tu i ówdzie, często w najbardziej niedostępnych zakamarkach rynku dystrybucyjnego, tak że nie było szans na odczytanie ich jako jednolitego dorobku autorskiego. Tymczasem Demme jest jednym z najwybitniejszych twórców amerykańskiego kina i czas najwyższy, by ktoś u nas jego filmy wydał na DVD.

Po gatunkowych zabawach drugiej połowy lat siedemdziesiątych, kiedy to Demme kręcił zarówno pastisze hitchcockowskich thrillerów („Last Embrace”), jak i kino exploitation z przymrużonym okiem („Caged Heat”, „Crazy Mama”), w dekadzie następnej udało się reżyserowi stworzyć własny styl, określony przez krytyka J. Hobermana mianem „sytemu optycznego AmericaRama”. Demme zaglądał na amerykańską prowincję, która w jego obiektywie jawiła się jako skarbiec przytulnego kiczu i siedziba niezliczonych sympatycznych dziwaków – nie tyle odstających od normy, co uchylających jej rzekomą hegemonię.



Już w „Handle with Care” z 1977 roku zbudował Demme zbiorowy portret użytkowników tytułowego CB radia, który mógłby nasuwać skojarzenia z altmanowskimi mozaikami, gdyby nie fakt, że Demme’ego zupełnie nie interesuje satyra. Fakt, że jego filmy są pełne humoru, nie oznacza bynajmniej, by ostrze dowcipów było wycelowane w którąkolwiek z prezentowanych postaci bądź grup. Świadczy za to o usposobieniu samego twórcy, dla którego amerykańska codzienność jako taka jest dowcipem spłatanym przez historyczne okoliczności i rozległość geograficzną kontynentu, goszczącego wynalazek zwany Stanami Zjednoczonymi.

Najwybitniejszymi filmami Demme’ego z lat osiemdziesiątych pozostają "Melvin i Howard" i „Dzika namiętność” – obydwa zafascynowane tymczasowością społecznych ról i kalejdoskopem wybieranych ad hoc zobowiązań, które to krępują, to radują filmowych bohaterów. Amerykańskie życie jest w wizji Demme’ego strumieniem doczesności bez żadnych pretensji do ponadczasowych prawd. Jego najbardziej deklaratywny film, telewizyjna perełka z cyklu „American Playhouse” zatytułowana „Who Am I This Time?” – czyli „Kim jestem tym razem?” – stanowi wspaniałą afirmację przemijających masek umożliwiających nam codzienne przetrwanie.

Kto wie, czy to nie właśnie w tej telewizyjnej miniaturze z 1982 roku (opartej na opowiadaniu Kurta Vonneguta, Jr.) nie udało się reżyserowi najpełniej zawrzeć  swój do szpiku kości demokratyczny światopogląd, zgodnie z którym człowiek ma prawo postrzegać sam siebie jako wciąż niedokończony (i podatny na gruntowne renowacje) projekt.

Bohaterami filmu jest dwoje nieśmiałych ludzi z prowincjonalnego miasteczka: on (Christopher Walken) jest zahukanym sprzedawcą w sklepie żelaznym, ona (Susan  Sarandon) właśnie do mieściny przybyła, by wdrożyć zmiany w firmie telekomunikacyjnej. Obydwoje są sparaliżowani emocjonalnie w swym codziennym życiu, ale wybuchają niczym gejzery uczuć na scenie lokalnego teatru. Kiedy występują wspólnie w inscenizacji „Tramwaju zwanego pożądaniem” Williamsa – on jest Stanleyem, ona jego żoną Stellą – erotyczne iskry grożą podpaleniem budynku, a kobieta pragnie, by ten stan się utrzymał także po ostatnim przedstawieniu. Niestety, Harry znany jest z tego, że po ostatniej kurtynie wraca w swą emocjonalną katatonię – aż do następnej roli. Co zrobić, by przerwać ten zaklęty krąg…?

Demme odpowiada: grać dalej! Finał filmu polega na udanym wprowadzeniu w życie aktorskiej utopii, w której cały świat jest sceną. Bohaterowie przeżywają swą miłość i podtrzymują jej trwanie, pożyczając coraz to nowe linijki z coraz to innych sztuk: dziś będą parą z Wilde’a, jutro kochankami z Szekspira. Bardzo być może, że „Who Am I This Time?” jest najbardziej autotematyczną komedią romantyczną w dziejach tego gatunku – ukrytym tematem wszystkich filmów tak określanych jest przecież para traktowana jako rola do wspólnego odegrania przez kochanków. Podobnie jak bywa to w szekspirowskich komediach (zwłaszcza we „Wiele hałasu o nic”), kochankowie okazują się dla siebie stworzeni dokładnie w tym momencie, kiedy ujawniają zdolność obopólnego przyjęcia właściwej im tylko konwencji słownego fechtunku – czyli kiedy okazują się aktorami życia codziennego godnymi siebie nawzajem.

Dokładnie tak samo jest w „Dzikiej namiętności”, w której Demme rozpisuje temat na szerszą partyturę i zarazem wprowadza element sadystycznej przemocy, czającej się w zakamarkach swojskiego, prowincjonalnego bałaganu Ameryki (skleconej z plastiku i dykty). Jeśli spojrzeć na twórczość tego reżysera w odpowiedniej perspektywie, okaże się że kultowe "Milczenie owiec" nie było wybrykiem, ale logiczną – nieubłaganą prawie – kontynuacją jego trosk z dekady poprzedniej. W adaptacji powieści Thomasa Harrisa, kumulowana w prowincjonalnych domostwach żółć okazuje się zwyrodniałą formą pożądania, a zagadkę kryminalną rozwiązuje najdziwniejsza para quasi-kochanków w historii ekranowego kryminału i komedii romantycznej jednocześnie: Piękna i Bestia świata pulp fiction, czyli adeptka Sterling i kanibal Lecter. Sceny ich słownych potyczek przypominają sekwencje z „Who Am I This Time?” i – przy całym swym napięciu – mają nieodparty wymiar komiczny (i miłosny zarazem).

Jakkolwiek mroczny nie byłby kontekst tych spotkań, to i tak u źródła pulsującego tuż pod ich powierzchnią erotyzmu jest ulubiona przez Demme’ego dynamika: trafił swój na swego. Błysk w oku Lectera, kiedy widzi Clarice po raz pierwszy, nie bierze się z nagle podsyconego apetytu na ulubioną kolację z ludzkiej wątroby, ale z rozpoznania bratniej (naznaczonej bólem i pobłogosławionej inteligencją) duszy. Ta sama emocja pojawia się w oczach bohaterki Melanie Griffith, kiedy po raz pierwszy spotyka swą „ofiarę”, czyli Jeffa Danielsa w „Dzikiej namiętności”. Podsumowując: Ameryka Demme’ego jest sceną, a jej aktorzy powinni być wdzięczni, ilekroć grana akurat sztuka jest komedią z pogodnym zakończeniem, a nie thrillerem w którym zło nie zostaje ukarane i odchodzi w dal ruchliwej ulicy, mieszając się z pozostałymi elementami ludzkiej układanki.


Michał Oleszczyk
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. "Ted" niezwyciężony
Box Office. “Ted” przebojem także w polskich kinach!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll