Telewizja publiczna z pompą świętuje 60-lecie swego istnienia, choć lata świetności ma dawno za sobą, a powodów do optymizmu raczej brak. Z dumą odgrzebuje więc swoje archiwa, przypomina o niegdysiejszych gwiazdach, wchodzi w rolę orkiestry z „Titanica”. Wśród benefisów i powtórek, wśród staroci „po trochu wyciąganych z lochu”, znaleźć można jednak prawdziwe precjoza. Głównie zresztą na kanałach niszowych, jak TVP Kultura, która w sobotę przypomni telewizyjny film "Głos" Janusza Kondratiuka z 1992 roku.
Aż nie chce się wierzyć, że TVP w pierwszych latach polskiego kapitalizmu odważyła się wyprodukować taki film. Już sam metraż (65 minut) nie miałby dzisiaj racji bytu, bo odstawałby od obowiązującyh formatów. Czy w ogóle ktoś miałby czelność złożyć dziś w redakcji na Woronicza scenariusz według prozy Williama Butlera Yeatsa? Czy któryś z decydentów potraktowałby poważnie tekst, w którym pada raptem kilka słów dialogu, bo cała opowieść zawiera się w obrazie? I cóż to w ogóle za propozycja dla dzisiejszego widza: rozgrywająca się w mrokach średniowiecza przypowieść o rycerzu, który przynosi do prymitywnej wioski kaganek cywilizacji – z całym jej dobrodziejstwem i przekleństwem?! Nie wspomnę już o malowniczych szczegółach, takich jak zbójcy zmuszający wieśniaków do koprofagii, chutliwe dziewki tarzające się w chlewie czy finałowa ucieszna rąbanka, jakiej nie powstydziliby się nawet bracia Coen. Film Kondratiuka jawi się dzisiaj niczym fascynujący dziwoląg na tle nijakiej i miałkiej twórczości telewizyjnej.
Na zdjęciu Janusz Kondratiuk, fot. FORUM
Nie mam złudzeń: domeną telewizji była i jest rozrywka, a film telewizyjny należy dziś do gatunków wymarłych, choć przecież w polskiej kinematografii nigdy nie był kategorią poślednią. Wystarczy spojrzeć na czołówkę „Głosu”: scenografię wykonał doń wybitny malarz surrealistyczny Henryk Waniek, muzykę napisał Jerzy Satanowski – mistrz nieprzeźroczystej ścieżki dźwiękowej, zawsze trochę odstającej od obrazu, nadającej mu ostry sznyt, a w roli głównej wystąpił nieodżałowany Marek Walczewski, nieczęsto obsadzany na pierwszym planie. Dzięki takim filmom telewizja publiczna ma się dziś czym pochwalić z okazji swojego jubileuszu. Gdyby udało jej się przetrwać kolejne 20 lat, trudno byłoby znaleźć równie imponującą wizytówkę, opatrzoną dzisiejszą datą produkcji.