PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Anita Piotrowska
  25.08.2012
Lato ze swą zaprogramowaną mizerią oferty kinowej sprzyja nadrabianiu wszelakich zaległości. Schyłek lata nastraja tonem szczególnym – niby zachęca do ostatnich wakacyjnych podrygów, ale już naznacza je melancholijnym spojrzeniem w dal i niepewnym wychyleniem w przyszłość. Jeśli jest film idealny na taką porę, to jest nim bez wątpienia „Withnail i ja” Bruce`a Robinsona – niektórym znany, choć zaledwie przemknął przez ekrany polskich kin gdzieś na początku lat dziewięćdziesiątych. Emitowała go też kiedyś TVP Kultura i tak się składa, że w ostatni czwartek wakacji będzie go można obejrzeć ponownie.

Zwariowana brytyjska komedia z 1987 roku należy do najbardziej gorzkich spośród wszystkich filmów, jakie widziałam w tym gatunku. Wyprodukował ją George Harrison, lecz nie jest to jedyny powód, dla którego film Robinsona brzmi niczym podzwonne dla pewnej odchodzącej epoki. Akcja „Withnaila…” cofa się bowiem dwie dekady wcześniej, w końcówkę lat sześćdziesiątych, bohaterami czyniąc dwóch aktorów nieudaczników. Choć w tle słychać „Voodoo Child” Hendrixa i „When My Guitar Gently Weeps” Beatlesów, nie ma w filmie ani cienia łatwej nostalgii. Withnail i Marwood wyglądają zrazu jak karykaturalne wytwory epoki fetyszyzującej wolność ponad wszystko: zajmują obskurne mieszkanie na londyńskim Camden Town i desperacko czekając na role, zapijają swoje frustracje czym popadnie, włącznie z płynem do rozpałki i odmrażaczem do szyb. Marzenia o udziale w szekspirowskich spektaklach niszczy coraz bardziej spsiała rzeczywistość: ekspansywna telewizja, ogłupiające tabloidy i krzykliwe reklamy. Zwłaszcza Withnail, obserwowany z boku przez Marwooda będącego również narratorem filmu, nie ma złudzeń i coraz mocniej dociska gazu.



Jest w tej szalonej postaci jakaś podskórna rozpacz, przykryta straceńczą fanfaronadą. Idylliczny weekend na wsi, który ma przywrócić bohaterów do pionu, jeszcze bardziej pogłębia kryzys. Pobyt w chacie należącej do ekscentrycznego wuja zamiast idylli przynosi walkę o przetrwanie, a niespodziewana wizyta gospodarza odsłania kolejne pokłady nieprzystosowania. „Withnail i ja” to bowiem film o easy riderach, ale zobaczonych przez pryzmat epoki znacznie późniejszej, nietolerującej wyluzowanych outsiderów. W thatcherowskiej Wielkiej Brytanii, w której film powstawał, para wiecznie nafukanych i mało przedsiębiorczych idealistów, jak Withnail i Marwood, musiała wyglądać szczególnie groteskowo. Równie tragiczny jest w tym wszystkim wuj Monty, starzejący się, otyły gej, próbujący godzić zdobycze rewolucji obyczajowej z konserwatyzmem swojej klasy. Nic więc dziwnego, że w pewnym momencie każdy z bohaterów musi ponieść klęskę i pójść samotnie w swoją stronę.

Robinson, który wiele ze swego życia włożył w scenariusz, przygląda się swoim bohaterom niezwykle ciepło, a dwaj aktorzy grający nieudacznych aktorów dają popis szczególnego zaangażowania, godzien najwyższych laurów. Jeśli porównać ten film do innych tytułów opartych w swej poetyce na alkoholowo-narkotykowym speedzie, jak "Las Vegas Parano" Terry`ego Gilliama, "W drodze" Waltera Sallesa czy najnowszy film Robinsona – "Dziennik zakrapiany rumem", to nakręcony przed ćwierćwieczem „Withnail…” nabiera jeszcze większego blasku. Przez jego deliryczny klimat przebija bowiem raz po raz niekłamany, czysty smutek – nie tyle za końcem epoki w rozumieniu historycznym, ile za końcem przeżytym w wymiarze jak najbardziej osobistym.   


Anita Piotrowska
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Kolejny sukces Woody’ego Allena
Box Office. Letnie spowolnienie w kinach.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll