PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Aleksandra Hamkało
  16.08.2012
Jeśli na hasło „gangster” staje ci przed oczami elegancki starszy pan w garniturze, z kotem na kolanach, obejrzyj „Dilera”.

Jeśli po seansie "American Gangster" pomyślałeś, że może wcale nie byłoby tak źle należeć do mafii i na koniec zaprzyjaźnić się z jakimś miłym policjantem, obejrzyj „Dilera”. Jeśli po obejrzeniu „Ojca chrzestnego” pomyślałaś sobie, że właściwie nie ma różnicy między mafią a wyborami mistera stanu Nowy Jork, obejrzyj „Dilera”. Jeśli masz w wysokim poważaniu filmy, których motywem przewodnim są pościgi i strzelaniny, ale niezdrowa, voyeurystyczna ciekawość pyta o to, co dzieje się za drzwiami burdeli i w patologicznych duszach wiecznie nawciąganych chłopaków z miasta, obejrzyj „Dilera”.



Na początku plan był taki, że oglądam „Dilera” jedynkę. Ale jako, że pod ręką była cała trylogia, nie było innego wyjścia jak pójść za ciosem.  2 dni, 3 filmy, 100% satysfakcji, 200 g wciągniętej kokainy (na ekranie, rzecz jasna). Już sama konstrukcja tej trylogii sprawia, że nie mogłam zakłócić jej ciągłości. Oglądając w międzyczasie coś dalece bardziej wysublimowanego, a w energii oscylującego na poziomie Antonioniego, popełniłabym zbrodnię. Nomen omen.

Pierwszym powodem, dla którego nie mogłam odessać się od ekranu, było zastosowanie starego, dobrego tricku pod nazwą otwarte zakończenie. Pierwsza część urywa się w oku cyklonu. Od tego, co stanie się dalej, zależy całe życie Franka (głównego bohatera „jedynki”). I to właśnie od półgodzinnego, skomplikowanego rozwiązywania zawiązanych wcześniej spraw powinna zaczynać się część druga. Nad nową, przynudną fabułą i dialogami nie trzeba by było się zastanawiać, postaci przybliżać i sam suspens, na początek można by podać – potem mogłoby być już tylko lepiej.

Ale nie! Niespodzianka. Nie ma chodzenia na skróty. Druga (jak i również trzecia) część, to inna bajka. Może nie zupełnie inna, jednak w każdej kolejnej główny bohater poprzedniej, rozpływa się w niebycie. Nie bez przyczyny zresztą. Na miejscu Franka i Tonny'ego (bohatera "dwójki") zrobiłabym dokładnie to samo.

Intensywnością, „Dilery” dorównują pracy mózgu po metrowej ścieżce kokainy. Porównanie nie bez kozery – takiej ilości wciąganych, sprzedawanych i marnowanych narkotyków nie powstydziłby się dokument o kolumbijskich plantatorach i dzieciach z dworca ZOO w jednym. To wokół dragów i kasy kręci się cały ten świat. Szczerze? Myślę, że tak wygląda piekło.

Do tego piekła schodzimy w umiarkowanie dogmowym klimacie – kamera z ręki, bardzo często naturalne światło, często kontekstowa muzyka. A jeżeli mowa o muzyce, to już wtedy (pierwszy „Diler” został nakręcony w 1996 r.) wyczuć można było fascynacje, które w sposób jasny (bo wygładzony) odbiją się echem w słynnym „Drive”, który Nicolas Winding Refn nakręci kilkanaście lat później.

Ten paradokumentalny sznyt dopełnia wrażenia niesamowitej intensywności, która nazbyt często, przez twórców sensacyjnego kina, mylona jest z szybkością – samochodów, ale też montażu i zwrotów akcji. W "Dilerze", znanym niektórym pod angielskim tytułem "Pusher", intensywność zawiera się w emocjach narkotycznie rozdygotanych bohaterów (wielkie chapeau bas dla aktorów), wyjątkowo sprawnych dialogach, kilku wprost zwalających z nóg scenach, pracy kamery, muzyce...

Intensywny. Zły. Prawdziwy. Tymi trzema słowami mogłabym określić "Dilera", ale gdyby nie dedykacja na końcu drugiej części, nie wpadłabym na to, że tak samo intensywny, zły i prawdziwy była powieść „Piekielny Brooklyn” Huberta Selby'ego Jr. I porzucił mnie w takim samym wewnętrznym dygocie. Więc jeśli po trylogii nie będziecie mieć dość, przerzućcie się na książkę. Pięknie napisanej patologii nigdy za wiele.

Co do jedzenia?

"Pusher 3". Milo – główny bohater - przez 2/3 filmu gotuje sarmę na urodziny swojej córki. Nie miałam wyboru. Trzeba było zdobyć liście winogron (polecam sklepy z tureckim żarciem).


fot. A. Hamkało


SARMA (przepis podstawowy)

SKŁADNIKI:

- liście winorośli: 60-80 liści
- 1 łyżeczka soli
- 300 g wołowego mięsa mielonego
- 75 g ryżu
- 2 cebule średniej wielkości
- 1 pęczek natki
- 1 łyżka suszonej mięty
- 1 łyżka harissy lub przecieru pomidorowego
- sól i pieprz
- przyprawy zgodne ze smakami szeroko pojętej kuchni arabskiej - wedle uznania

PRZYGOTOWANIE:

Ryż wymieszaj z mięsem mielonym, dobrze pokrojoną, przesmażoną cebulą, natką, miętą, harissą (lub przecierem), solą i pieprzem.


fot. A. Hamkało

Nałóż 1 łyżeczkę nadzienia na odwrotną stronę każdego liścia. Zamknij dwie strony liścia nad nadzieniem i zawiń (niezbyt ciasno, bo pęczniejący ryż może rozerwać liście).


fot. A. Hamkało

Rozłóż szypułki i podarte liście na dnie płytkiego rondla. Ułóż na nich ciasno sarmy a na sarmach talerz, który je obciąży (aby nie pływały w wodzie tylko leżały ciasno ściśnięte). Zagotuj wodę i zalej nią sarmy. Przykryj i gotuj na wolnym ogniu ok. 90 minut. Odstaw z ognia. Podawaj na gorąco lub na zimno.


fot. A. Hamkało



Aleksandra Hamkało
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Letnie spowolnienie w kinach.
Box Office. „Madagaskar 3” biegiem po milion
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll