Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Droga kariery Cronenberga krętą jest i złożoną. David C. Startował z wysokiego C filmami klasy B, ocierał się o geniusz, szukał, ale też błądził dosyć poważnie.
Jeden z jego pierwszych filmów - „Zbrodnie przyszłości” jest niebylejakim popisem. Utrzymany w onirycznym klimacie science-fiction, linię fabularną nakreśla subtelnie, jednak tzw. przesłanie, emocje i suspens mogą poszczycić się nielichą intensywnością i wymownością. Dalej następuje era dryfu w stronę B-klasy, którą poznałam – przyznać się muszę – na wyrywki. Jednym słowem, czeka mnie dokształcanie, jednak wielką fanką „Scanners” nie jestem.
"Cosmopolis", fot. Monolith Films
To co było potem to wieloletnia passa naprawdę wyjątkowych - formalnie i myślowo wizjonerskich dzieł. Przede wszystkim „Nagi lunch” i "Wideodrom", potem „Dead Ringers”, „Crash”, "Mucha", "eXistenZ". "Pająk", wycofując się w uniwersalnie psychologiczne meandry nadal był ok. "Historia przemocy" niebezpiecznie (w przypadku Cronenberga) zmierzała w stronę kina stylu zerowego, jednak trzymała parametry. Potem załamałam ręce. „Eastern Promises”, "Niebezpieczna metoda" toż to porażka. Cronenbergu! Wracaj!
Chyba posłuchał. Wraca. Powoli, ale wraca. Jego ostatni film - "Cosmopolis" jawi mi się jako pierwszy krok na długiej prostej do utrzymania się na reżyserskim panteonie przełomu wieków. To krok niepewny, szczególnie w kontekście jego wieloletniego, zjawiskowego momentami, dorobku. To krok dający jednak nadzieję. Może starszy pan zapomniał trochę o swoim autorskim stylu, którym swego czasu operował iście mistrzowsko. Nie stracił jednak trafności spostrzeżeń, bystrości umysłu i czytelności metafor. A to bardzo, bardzo wiele znaczy.
"Cosmopolis" spełnia wszystkie wymagania tzw. „dramatu stacyjnego” – bohater ma jasno wyznaczony cel, a na drodze do niego spotyka osoby, z którymi prowadzi wysoce znaczące rozmowy. To szlakiem tych spotkań podąża fabuła. To na tym szlaku Packer dowiaduje się czegoś więcej o sobie, a my dowiadujemy się powoli w jakiej materii przyszło nam brodzić.
Budowana wyłącznie na dialogach akcja wypełniona jest różnobarwnymi postaciami. Jednak w wielu przypadkach owe barwy są odrobinę wyblakłe. A może wyblakłe być miały? To w końcu spoiwo – główny bohater - jest elementem najbardziej pozbawionym barwy. Żeby uściślić – właściwie to nie on spotyka inne postaci, to inne postaci spotykają jego. Wdzierają się do jego świata, i usilnie próbują mieszać, lub zupełnie nieświadomie mieszają myśli Packera swoimi myślami. Swoimi myślami stwarzają świat płaski i jaskrawy zarazem. Bardzo współczesny, w swoim „przyszłościowym” kostiumie. Coś jakby Różewiczowska „kartoteka” w stylistyce sci-fi i z furą zamiast wyra.
Cronenberg we własnej osobie też próbuje mieszać. I miesza. Erudycyjnie i żmudnie – to w jego przypadku nie pierwszyzna. Trochę niefinezyjnie – też się zdarzało. Co jednak najdziwniejsze - to treść częściej bierze górę nad formą i sama próbuje nieść nielekkie przesłanie. Żadnych deformacji ciała, tylko zerojedynkowe formacje umysłu. Tęskno mi za obślinionymi komputerami. Wolałam głębiej z trzewi - tkankowate kable, cielesne pistolety. Ale może już zbyt dobrze znamy się z maszynami, żeby posądzać je o niebezpiecznie inklinacje z człowiekiem? Teraz widocznie należy się pochylić nad człowiekiem, który nagle okazuje się niezdrowo... Maszynowy. I jak ma się do tego jego niesymetryczna prostata i poczucie wolności (tudzież jego brak)? No właśnie, jak? Nie czekam na odpowiedź, czekam na następny film (i próbuję zapomnieć o „Eastern promises”). Czekam cierpliwie. Następnym razem będzie lepiej, wierzę w niego.
Co do jedzenia? Znowu tortem w twarz? No to tym razem bawarskim, czekoladowym.
SKŁADNIKI SPODU BISZKOPTOWEGO (z podanej ilości składników wychodzą dwa blaty biszkoptowe):
- 4 jajka
- ½ szklanki mąki pszennej
- ½ szklanki mąki ziemniaczanej
- ¾ szklanki cukru
- 2 łyżki wody
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
WYKONANIE:
Oddziel żółtka od białek. Białka ubij na sztywną pianę. Dalej ubijając, dodawaj stopniowo cukier. Dalej miksując, dodawaj po jednym żółtku.
W miseczce wymieszaj obie mąki z proszkiem do pieczenia. Dodawaj porcjami do masy jajecznej, delikatnie mieszając łyżką lub końcówką trzepaczki. W międzyczasie dodaj wodę.
Tortownicę wysmaruj masłem lub margaryną i posyp bułką tartą lub mąką.
Ciasto przełóż do tortownicy i piecz ok. 30 min. w temperaturze 180°C. Podczas pieczenia nie otwieraj piekarnika (przynajmniej na początku pieczenia), inaczej może opaść.
Upieczony biszkopt zostaw na parę minut w piekarniku po wyłączeniu grzania.
Przekrój biszkopt na dwa blaty (sposoby na takie przekrawanie znajdziesz w poście „Loiter squad” i pijany tort węgierski).
SKŁADNIKI MASY:
- 180ml (2/3 szklanki) mleka
- 100g (½ szklanki) cukru + 250g cukru do bezy
- 4 żółtka
- 4 białka
- 125g gorzkiej czekolady, połamanej
- 1 łyżka żelatyny
- spód z biszkoptowy
- 2 łyżki rumu
- 500 ml Śmietanki kremówki
- 4 białka
WYKONANIE:
Zagotuj mleko w rondelku. Utrzyj żółtka z cukrem na puszystą masę, wlewaj cienkim strumieniem mleko wciąż ucierając.
Przelej masę do rondelka i ogrzewaj na wolnym ogniu. Zdejmij od razu, gdy dojdzie do wrzenia. Nie pozwól aby się zagotowało.
Mieszaj ok. 5 minut, a gdy trochę przestygnie, dodaj czekoladę i żelatynę.
Rozmieszaj bardzo starannie i odstaw do ostygnięcia.
Zrób bezę: ubijaj białka ze szczyptą soli, po chwili zacznij dodawać porcjami cukier i kakao. Gdy masa będzie sztywna wylej ją na wyłożoną papierem do pieczenia blachę i piecz ok. 40-45 min w piekarniku nagrzanym do 120°C, najlepiej z termoobiegiem. Pokrusz gotową bezę.
Biszkopt włóż do formy-torownicy (lub w ogóle go wcześniej nie wyjmuj), skrop rumem.
Ubij śmietanę na sztywno, wmieszaj delikatnie do masy czekoladowej.
Wyłóż na biszkopt, posyp pokruszoną bezą i schładzaj ok. 4 godziny, aby krem zastygł.
*Przepis inspirowany książką "Czekolada” z serii „Nowa kuchnia włoska” Gazety Wyborczej
Jeden z jego pierwszych filmów - „Zbrodnie przyszłości” jest niebylejakim popisem. Utrzymany w onirycznym klimacie science-fiction, linię fabularną nakreśla subtelnie, jednak tzw. przesłanie, emocje i suspens mogą poszczycić się nielichą intensywnością i wymownością. Dalej następuje era dryfu w stronę B-klasy, którą poznałam – przyznać się muszę – na wyrywki. Jednym słowem, czeka mnie dokształcanie, jednak wielką fanką „Scanners” nie jestem.
"Cosmopolis", fot. Monolith Films
To co było potem to wieloletnia passa naprawdę wyjątkowych - formalnie i myślowo wizjonerskich dzieł. Przede wszystkim „Nagi lunch” i "Wideodrom", potem „Dead Ringers”, „Crash”, "Mucha", "eXistenZ". "Pająk", wycofując się w uniwersalnie psychologiczne meandry nadal był ok. "Historia przemocy" niebezpiecznie (w przypadku Cronenberga) zmierzała w stronę kina stylu zerowego, jednak trzymała parametry. Potem załamałam ręce. „Eastern Promises”, "Niebezpieczna metoda" toż to porażka. Cronenbergu! Wracaj!
Chyba posłuchał. Wraca. Powoli, ale wraca. Jego ostatni film - "Cosmopolis" jawi mi się jako pierwszy krok na długiej prostej do utrzymania się na reżyserskim panteonie przełomu wieków. To krok niepewny, szczególnie w kontekście jego wieloletniego, zjawiskowego momentami, dorobku. To krok dający jednak nadzieję. Może starszy pan zapomniał trochę o swoim autorskim stylu, którym swego czasu operował iście mistrzowsko. Nie stracił jednak trafności spostrzeżeń, bystrości umysłu i czytelności metafor. A to bardzo, bardzo wiele znaczy.
"Cosmopolis" spełnia wszystkie wymagania tzw. „dramatu stacyjnego” – bohater ma jasno wyznaczony cel, a na drodze do niego spotyka osoby, z którymi prowadzi wysoce znaczące rozmowy. To szlakiem tych spotkań podąża fabuła. To na tym szlaku Packer dowiaduje się czegoś więcej o sobie, a my dowiadujemy się powoli w jakiej materii przyszło nam brodzić.
Budowana wyłącznie na dialogach akcja wypełniona jest różnobarwnymi postaciami. Jednak w wielu przypadkach owe barwy są odrobinę wyblakłe. A może wyblakłe być miały? To w końcu spoiwo – główny bohater - jest elementem najbardziej pozbawionym barwy. Żeby uściślić – właściwie to nie on spotyka inne postaci, to inne postaci spotykają jego. Wdzierają się do jego świata, i usilnie próbują mieszać, lub zupełnie nieświadomie mieszają myśli Packera swoimi myślami. Swoimi myślami stwarzają świat płaski i jaskrawy zarazem. Bardzo współczesny, w swoim „przyszłościowym” kostiumie. Coś jakby Różewiczowska „kartoteka” w stylistyce sci-fi i z furą zamiast wyra.
Cronenberg we własnej osobie też próbuje mieszać. I miesza. Erudycyjnie i żmudnie – to w jego przypadku nie pierwszyzna. Trochę niefinezyjnie – też się zdarzało. Co jednak najdziwniejsze - to treść częściej bierze górę nad formą i sama próbuje nieść nielekkie przesłanie. Żadnych deformacji ciała, tylko zerojedynkowe formacje umysłu. Tęskno mi za obślinionymi komputerami. Wolałam głębiej z trzewi - tkankowate kable, cielesne pistolety. Ale może już zbyt dobrze znamy się z maszynami, żeby posądzać je o niebezpiecznie inklinacje z człowiekiem? Teraz widocznie należy się pochylić nad człowiekiem, który nagle okazuje się niezdrowo... Maszynowy. I jak ma się do tego jego niesymetryczna prostata i poczucie wolności (tudzież jego brak)? No właśnie, jak? Nie czekam na odpowiedź, czekam na następny film (i próbuję zapomnieć o „Eastern promises”). Czekam cierpliwie. Następnym razem będzie lepiej, wierzę w niego.
Co do jedzenia? Znowu tortem w twarz? No to tym razem bawarskim, czekoladowym.
BAWARSKI TORCIK CZEKOLADOWY z kremową masą czekoladową i bezą
fot. A. Hamkało
SKŁADNIKI SPODU BISZKOPTOWEGO (z podanej ilości składników wychodzą dwa blaty biszkoptowe):
- 4 jajka
- ½ szklanki mąki pszennej
- ½ szklanki mąki ziemniaczanej
- ¾ szklanki cukru
- 2 łyżki wody
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
WYKONANIE:
Oddziel żółtka od białek. Białka ubij na sztywną pianę. Dalej ubijając, dodawaj stopniowo cukier. Dalej miksując, dodawaj po jednym żółtku.
W miseczce wymieszaj obie mąki z proszkiem do pieczenia. Dodawaj porcjami do masy jajecznej, delikatnie mieszając łyżką lub końcówką trzepaczki. W międzyczasie dodaj wodę.
Tortownicę wysmaruj masłem lub margaryną i posyp bułką tartą lub mąką.
Ciasto przełóż do tortownicy i piecz ok. 30 min. w temperaturze 180°C. Podczas pieczenia nie otwieraj piekarnika (przynajmniej na początku pieczenia), inaczej może opaść.
Upieczony biszkopt zostaw na parę minut w piekarniku po wyłączeniu grzania.
Przekrój biszkopt na dwa blaty (sposoby na takie przekrawanie znajdziesz w poście „Loiter squad” i pijany tort węgierski).
SKŁADNIKI MASY:
- 180ml (2/3 szklanki) mleka
- 100g (½ szklanki) cukru + 250g cukru do bezy
- 4 żółtka
- 4 białka
- 125g gorzkiej czekolady, połamanej
- 1 łyżka żelatyny
- spód z biszkoptowy
- 2 łyżki rumu
- 500 ml Śmietanki kremówki
- 4 białka
WYKONANIE:
Zagotuj mleko w rondelku. Utrzyj żółtka z cukrem na puszystą masę, wlewaj cienkim strumieniem mleko wciąż ucierając.
Przelej masę do rondelka i ogrzewaj na wolnym ogniu. Zdejmij od razu, gdy dojdzie do wrzenia. Nie pozwól aby się zagotowało.
Mieszaj ok. 5 minut, a gdy trochę przestygnie, dodaj czekoladę i żelatynę.
Rozmieszaj bardzo starannie i odstaw do ostygnięcia.
Zrób bezę: ubijaj białka ze szczyptą soli, po chwili zacznij dodawać porcjami cukier i kakao. Gdy masa będzie sztywna wylej ją na wyłożoną papierem do pieczenia blachę i piecz ok. 40-45 min w piekarniku nagrzanym do 120°C, najlepiej z termoobiegiem. Pokrusz gotową bezę.
Biszkopt włóż do formy-torownicy (lub w ogóle go wcześniej nie wyjmuj), skrop rumem.
Ubij śmietanę na sztywno, wmieszaj delikatnie do masy czekoladowej.
Wyłóż na biszkopt, posyp pokruszoną bezą i schładzaj ok. 4 godziny, aby krem zastygł.
*Przepis inspirowany książką "Czekolada” z serii „Nowa kuchnia włoska” Gazety Wyborczej
Aleksandra Hamkało
Portalfilmowy.pl
Box Office. Na dzień przed szturmem kin…
Box Office. Polska poza Euro, czyli stopniowy powrót widzów do kin
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024