Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
BLOGI
Aleksandra Hamkało
22.07.2013
Nie dałam się przestraszyć niestandardową długością seansu (trzy godziny w kinowym fotelu nie każdemu filmowi uchodzi na sucho). Nie zniechęciła mnie wizja tradycyjnych (lecz w gruncie rzeczy, całkiem bezpretensjonalnych) oficjałek na rozpoczęcie.
Puściłam w niepamięć przedziwny, lecz niezupełnie satysfakcjonujący seans "Wujka Boonmee...", zwycięzcy Cannes w 2010 (co w moich oczach świadczy o sporadycznej omylności Canneńskiego jury). Przebierając nogami na myśl o nadchodzącym dziesięciodniowym filmowym tsunami, zasiadłam w oczekiwaniu na seans otwarcia trzynastych Nowych Horyzontów. Jakże mile zaskoczyła mnie ta dwudaniowa, wyborna uczta!
Kadr z filmu "Życie Adeli", fot. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty
Gotowa jestem nawet wybaczyć "rapera", który próbował umilić publiczności poprzedzające seans ceremonie.
No cóż, zarówno od kina, jak od rapu wymagam, aby trzymały elementarny poziom. Tego wieczoru kino usatysfakcjonowało mnie ponad normę. A rap? Zostańmy lepiej przy Kinie.
Abdellatif Kechiche jest prawdziwym zawodowcem. Nieśpiesznie, z dużą pewnością siebie i świadomością warsztatu, dzierga swoją opowieść. Przemyślany rytm, zróżnicowany smak i delikatne pulsowanie tuż pod powierzchnią narracji sprawiają, że ta najprostsza historia, rozciągnięta – z pozoru nie humanitarnie – w czasie, porywa, otula i wciąga.
Kechiche z odwagą podaje nam swoje (miejscami prawdziwe pikantne) danie. Zmusza nas do smakowania. Jednak w całym tym procesie nie wydaje się być wyrafinowanym mistrzem ceremonii, patrzącym z boku na potyczki swoich targanych emocjami podopiecznych – aktorów i maluczkich odbiorców-widzów. Siedząc w kinowym fotelu, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, iż mam do czynienia z dziełem szczerym do granic możliwości. A szczerość jest zagorzałym wrogiem pretensjonalności. O pretensjonalność zatem nie sposób Kechiche'a posądzić. Nie sposób też zarzucić mu nieprzemyślanego korzystania z konwencji naturalizmu. Szczerość i odwaga w połączeniu z talentem i pasją dały mu do tego pełne prawo. Jednak oprócz osobistych przymiotów, reżyser dysponował jeszcze jedną tajną bronią. Obsadą. Za tytułową bohaterką krok w krok podąża oko kamery – miejscami dynamiczne i przenikliwe, miejscami emocjonalne i subtelne. Żadna z jej emocji, nie jest w stanie umknąć naszej uwadze. Żadna z jej emocji nie kłamie. To pozwala "zajrzeć" do wnętrza Adele bardzo głęboko. Czytać ją jak książkę. Książki – nota bene – są dla naszej bohaterki jedną z podstawowych treści życia. Ona też zagląda głęboko do ich wnętrza.
Kadr z filmu "Życie Adeli", fot. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty
Poszukiwania wodzą nas często po nieznanych ścieżkach. Na ścieżce Adele staje Emma. Charyzmatyczna, hipnotyzująca, agresywna i subtelna zarazem, "mieniąca się". Tomboy - Femme Fatale. Karkołomne zadanie? Léa Seydoux zrobiła to śpiewająco. Swoim powalającym urokiem osobistym, rysując ową pełną sprzeczności postać, wdarła się bezpardonowo w szeregi aktorek, które podziwiam z mieszaniną zachwytu i zazdrości.
Przez całą pierwszą część filmu towarzyszy nam ukochana przez Adele literatura, która rysuje między widzem, reżyserem i bohaterem niewidzialną nić porozumienia. Daje chwile wytchnienia od opowiadanej historii. Na krótki moment zmienia perspektywę.
Druga część tonie we łzach, zamyka nas w emocjonalnym stuporze, przepełnia niepewnością. Inteligencja i emocje to największe wartości, które mogę dostać od filmowych twórców.
Co do jedzenia?
Ojciec Adele jest mistrzem makaronów. Co prawa jego spécialité de la maison to klasyczne bolognese (które potem staje się też domeną tytułowej bohaterki), jednak to gotowałam dla was dawno temu, przy innej okazji ("Kobieta na skraju załamania nerwowego"). Zostaję zatem przy makaronach, lecz wykorzystuję lipcowe "dary targu". W dodatku przepis jest ekspresowy, zatem idealny na Nowe Horyzonty. Zdążyłam zrobić między seansami.
fot. zdjęcie autorki
Składniki:
ok. 300g spaghetti,
500 g bobu,
100-200 g twardego sera owczego,
2 posiekane ząbki czosnku,
garść świeżej mięty,
oliwa z oliwek (sporo),
sól i pieprz,
ewentualnie odrobina parmezanu.
Wykonanie:
Gotujemy bób na półtwardo, studzimy i obieramy.
Gotujemy makaron.
Na dużej patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek i podsmażamy na niej czosnek z bobem.
Dorzucamy makaron, doprawiamy solą i pieprzem do smaku.
Pod koniec smażenia wrzucamy na kilkanaście sekund grubo posiekaną miętę i pokrojony w kostkę ser. Potrząsamy chwilę patelnią i wykładamy makaron na talerze. Możemy ewentualnie oprószyć danie parmezanem.
Puściłam w niepamięć przedziwny, lecz niezupełnie satysfakcjonujący seans "Wujka Boonmee...", zwycięzcy Cannes w 2010 (co w moich oczach świadczy o sporadycznej omylności Canneńskiego jury). Przebierając nogami na myśl o nadchodzącym dziesięciodniowym filmowym tsunami, zasiadłam w oczekiwaniu na seans otwarcia trzynastych Nowych Horyzontów. Jakże mile zaskoczyła mnie ta dwudaniowa, wyborna uczta!
Kadr z filmu "Życie Adeli", fot. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty
Gotowa jestem nawet wybaczyć "rapera", który próbował umilić publiczności poprzedzające seans ceremonie.
No cóż, zarówno od kina, jak od rapu wymagam, aby trzymały elementarny poziom. Tego wieczoru kino usatysfakcjonowało mnie ponad normę. A rap? Zostańmy lepiej przy Kinie.
Abdellatif Kechiche jest prawdziwym zawodowcem. Nieśpiesznie, z dużą pewnością siebie i świadomością warsztatu, dzierga swoją opowieść. Przemyślany rytm, zróżnicowany smak i delikatne pulsowanie tuż pod powierzchnią narracji sprawiają, że ta najprostsza historia, rozciągnięta – z pozoru nie humanitarnie – w czasie, porywa, otula i wciąga.
Kechiche z odwagą podaje nam swoje (miejscami prawdziwe pikantne) danie. Zmusza nas do smakowania. Jednak w całym tym procesie nie wydaje się być wyrafinowanym mistrzem ceremonii, patrzącym z boku na potyczki swoich targanych emocjami podopiecznych – aktorów i maluczkich odbiorców-widzów. Siedząc w kinowym fotelu, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, iż mam do czynienia z dziełem szczerym do granic możliwości. A szczerość jest zagorzałym wrogiem pretensjonalności. O pretensjonalność zatem nie sposób Kechiche'a posądzić. Nie sposób też zarzucić mu nieprzemyślanego korzystania z konwencji naturalizmu. Szczerość i odwaga w połączeniu z talentem i pasją dały mu do tego pełne prawo. Jednak oprócz osobistych przymiotów, reżyser dysponował jeszcze jedną tajną bronią. Obsadą. Za tytułową bohaterką krok w krok podąża oko kamery – miejscami dynamiczne i przenikliwe, miejscami emocjonalne i subtelne. Żadna z jej emocji, nie jest w stanie umknąć naszej uwadze. Żadna z jej emocji nie kłamie. To pozwala "zajrzeć" do wnętrza Adele bardzo głęboko. Czytać ją jak książkę. Książki – nota bene – są dla naszej bohaterki jedną z podstawowych treści życia. Ona też zagląda głęboko do ich wnętrza.
Kadr z filmu "Życie Adeli", fot. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty
Poszukiwania wodzą nas często po nieznanych ścieżkach. Na ścieżce Adele staje Emma. Charyzmatyczna, hipnotyzująca, agresywna i subtelna zarazem, "mieniąca się". Tomboy - Femme Fatale. Karkołomne zadanie? Léa Seydoux zrobiła to śpiewająco. Swoim powalającym urokiem osobistym, rysując ową pełną sprzeczności postać, wdarła się bezpardonowo w szeregi aktorek, które podziwiam z mieszaniną zachwytu i zazdrości.
Przez całą pierwszą część filmu towarzyszy nam ukochana przez Adele literatura, która rysuje między widzem, reżyserem i bohaterem niewidzialną nić porozumienia. Daje chwile wytchnienia od opowiadanej historii. Na krótki moment zmienia perspektywę.
Druga część tonie we łzach, zamyka nas w emocjonalnym stuporze, przepełnia niepewnością. Inteligencja i emocje to największe wartości, które mogę dostać od filmowych twórców.
Co do jedzenia?
Ojciec Adele jest mistrzem makaronów. Co prawa jego spécialité de la maison to klasyczne bolognese (które potem staje się też domeną tytułowej bohaterki), jednak to gotowałam dla was dawno temu, przy innej okazji ("Kobieta na skraju załamania nerwowego"). Zostaję zatem przy makaronach, lecz wykorzystuję lipcowe "dary targu". W dodatku przepis jest ekspresowy, zatem idealny na Nowe Horyzonty. Zdążyłam zrobić między seansami.
fot. zdjęcie autorki
Składniki:
ok. 300g spaghetti,
500 g bobu,
100-200 g twardego sera owczego,
2 posiekane ząbki czosnku,
garść świeżej mięty,
oliwa z oliwek (sporo),
sól i pieprz,
ewentualnie odrobina parmezanu.
Wykonanie:
Gotujemy bób na półtwardo, studzimy i obieramy.
Gotujemy makaron.
Na dużej patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek i podsmażamy na niej czosnek z bobem.
Dorzucamy makaron, doprawiamy solą i pieprzem do smaku.
Pod koniec smażenia wrzucamy na kilkanaście sekund grubo posiekaną miętę i pokrojony w kostkę ser. Potrząsamy chwilę patelnią i wykładamy makaron na talerze. Możemy ewentualnie oprószyć danie parmezanem.
Najnowsze wpisy kulinarno-filmowe Aleksandry Hamkało dostępne są na stronach bloga Udław Się! na Facebooku: http://udlawsie.wordpress.com.
Aleksandra Hamkało
www.portalfilmowy.pl
Jeździec donikąd
Minionki rozrabiają w polskich kinach
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024