PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Aleksandra Hamkało
  26.03.2013
O filmach będących bohaterami dzisiejszego posta nie piszę ze względu na ich niezwykłe przymioty artystyczne. Piszę o nich, bo w konfrontacji dają zaskakujący, a zarazem jasny obraz tego, jak zmienił się nasz świat w ciągu zaledwie sześćdziesięciu lat.

Kiedyś to państwo śledziło i ścigało niemoralnego obywatela, dziś obywatel musi śledzić i ścigać niemoralne państwo.

A cała walka toczy się o... jedzenie. Udławić się można.


Plakat do filmu "Bodyguard" w reżyserii Richarda Fleischera

"Bodyguard", o którym piszę, to nie ten, o którym myślicie. Wzruszającą historię miłości brown sugar (czy jestem niepoprawna politycznie?) i gościa tańczącego z wilkami pozostawmy świątecznym primetime'om. "Bodyguard" z 1948 roku to uroczy film noir, idealny na niedzielny poranek. Tak, jak spora część trącących już lekko myszką filmów noir. Usprawiedliwiwszy się odrobinę, mogę tym samym oznajmić, że lada moment zespoiluję wam rzeczonego "Bodyguarda". Będzie to bowiem konieczne do przeprowadzenia zapowiedzianej we wstępie, jakże spostrzegawczej paraboli.

Ta utrzymana w hitchcockowskim klimacie opowieść o niepokornym detektywie i jego odważnej narzeczonej nie mogła oczywiście obyć się bez kryminalnej zagadki. I tutaj pojawia się element zaskoczenia (który odbiorę wam z ewentualnego seansu). Nie rozchodzi się bowiem o romans, politykę ani napady na bank, tylko o... jedzenie. O jedzenie będące zbrodnią na organizmie społeczeństwa! Zbrodnią ową udaremnioną i ukaraną jest karygodny proceder szpikowania mięsa roztworem wody i soli. Nasz nieustraszony detektyw zapobiega jednak dalszemu rozwojowi tego ukrywanego pod osłoną nocy przestępstwa. Już nikt nie będzie wciskał nam pożywienia oszukanego, którego produkcja podyktowana jest nikczemnym pragnieniem zysku!

Czyżby? Już nikt. Nigdy?

Przenieśmy się zatem do roku 2008.


Plakat do filmu "Korporacyjna żywność", reż. Robert Kenner

"Korporacyjna żywność"
("Food Inc.") to dokument bliski retoryce Michaela Moore'a. Poglądy i rozumowanie jest mi bardzo bliskie, sposób przedstawiania (manipulowania?) faktami już trochę mniej. Nie znaczy to jednak, że uważam "Korporacyjną żywność" za film nie wart obejrzenia. Wręcz przeciwnie. Podzielmy wszystkie te szokujące fakty przez dwa, nawet przez cztery, użyjmy trochę nieogarniętego paniką zdrowego rozsądku, a i tak zostanie nam garstka tak szokujących faktów, obraz tak zdeprawowanych realiów i kilku obrzydliwie przekupnych ważniaków, że włos jeży się na głowie.

Wstrzykiwanie wody w mięso to przy tym małe miki.

Aż mi głupio, że poruszam ten temat. Wszyscy mamy już powyżej kokardy gadek o GMO, jakkolwiek słuszne by one nie były. Afirmacyjne monologi dotyczące zdrowego żywienia i śmiercionośnych fast foodów znane są chyba każdemu. Ekotargi, bioprodukty... Mam ochotę zabić się własną pięścią, kiedy z mojej klawiatury spływają te słowa. Nie odżegnuję się jednak od całej tej filozofii. A jeśli mam być szczera, to jestem w niej zatopiona po same uszy. I na razie musicie mi wierzyć na słowo, bo z mojej klawiatury już żadne z powyższych słów dzisiaj nie padnie.

Jedno słowo nie zbrzydnie mi za to nigdy. Świadomość, mianowicie.

Świadomości chwalebna! Daj nam siłę przetrwać w tym szalonym świecie. Boże spraw, żeby te społeczne ruchy nie musiały już nigdy nic wynosić na sztandary, żeby moda nie zabiła sensu, a te skurczybyki z rozmaitych rządów nie zabierały nam krzywych i pokurczonych marchewek z paki ciężarówki i baby z jajkami bez żadnej pieczątki ze świebodzkiego targu. Boże, nie każ mi już w żadnej rozmowie używać słowa bio ani eko, bo jak Ciebie kocham, pawia puszczę bezbłędnie. A szkoda, żeby się zmarnowało tyle niepryskanego i nieszpikowanego chemią żarcia, które w pocie czoła codziennie zdobywam, pichcę i pożeram.

Co do jedzenia?

Dziś, kupując mięso, nigdy nie masz stuprocentowej pewności, że nikt niczym go nie naszpikował. Może więc nie ma się czym przejmować, tylko od razu zrobić coś wegetariańskiego? Chwilka! Poczekajcie z cukinią na sezon - ta mała, którą teraz widać w sklepach, jest sprowadzana, szklarniowa. Ja czekam na wielkie bulwy po 2 złote za kilogram. Kończ się zimo! Żeby wszystko było jasne – fotka i przepis wygrzebana sprzed kilku miesięcy.


Makaron z cukinią, fot. Aleksandra Hamkało

Makaron z cukinią

Składniki:

- makaron
- cukinia (sporo w stosunku do makaronu)
- ostra papryczka (jeśli lubisz)
- sól, pieprz, zioła świeże lub suszone: bazylia/oregano/prowansalskie - wedle gustu
- 1-3 ząbki czosnku
- oliwa z oliwek
- parmezan/grana padano/pecorino

Wykonanie:

- Makaron ugotuj al dente;
- Na oliwie podsmaż cukinię, pokrojony w plasterki czosnek i posiekaną papryczkę, ilość - według upodobań;
- Dodaj do tego suszone zioła i makaron. Podsmaż przez chwilę wszystko razem;
- Przed podaniem posyp hojnie świeżo startym serem.


Aleksandra Hamkało
www.portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Widać już świąteczny regres
Box Office. Klęska hollywoodzkich produkcji
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll