Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Oglądałem ostatnio materiał z zakończenia zdjęć do „Hobbita” Petera Jacksona - filmu, który będzie próbował kontynuować sukces trylogii „Władcy pierścieni” sprzed paru lat.
Przy różnych okazjach często wracam do „Władcy pierścieni”. Nie dlatego, że to aż taki świetny film, chociaż osobiście go lubię, ale ze względu na różne jego cechy i na różne cechy sposobu, w jaki powstał. Poza tym, kiedy pojawiła się ta trylogia, nazywano ją czasem pierwszym filmem XXI wieku i dlatego też chyba warto nadal przyglądać mu się uważniej.
Kadr z filmu "Hobbit: Niezwykła podróż"/ fot. Forum Film
To, co wydaje się najbardziej współczesne we „Władcy pierścieni” to jego spektakularna fantazyjność. Ten film ma cechy głównego nurtu komercyjnego, wysokobudżetowego kina, czyli dużą dozę oderwania od codzienności i zwykłej rzeczywistości w stronę oddzielnego świata. Mamy tu też, oczywiście, efekty specjalne, epicki rozmach, prostą, ale jednak wielowątkową fabułę, ostrą walkę dobra i zła i zwycięstwo dobra na koniec. Są tu jednak też elementy, które jakoś odróżniają ten film od tradycyjnych produkcji, albo które szczególnie mocno pasują do obecnego czasu.
Wbrew pozorom, „Władca pierścieni” nie powstawał jako standardowa maszynka do robienia pieniędzy na biletach, chociaż często bywa o to oskarżany. Sam Jackson nazywał go czasem najdroższym filmem niezależnym w historii. Powstał w dużej mierze na sposób kina autorskiego, ze zmienianym na bieżąco scenariuszem i bardzo mocną rolą reżysera, obecnego na każdym etapie powstawania filmu. Został zrealizowany poza Hollywood, w dalekiej Nowej Zelandii, z niskim budżetem, jak na tę skalę i długość, a jego twórcy to głównie powiększające się w trakcie tworzenia filmu grono fanatyków. Wystarczy powiedzieć, że efekty specjalne do tego filmu są w dużej mierze dziełem studentów z Nowej Zelandii, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z pracą nad filmem, a na pewno nie na taką skalę. Na początku było ich około dwudziestu, na koniec ponad dwustu, i w trakcie pracy nad „Władcą pierścieni” stworzyli jedną z najprężniejszych firm od efektów specjalnych w branży.
Kadr z filmu "Hobbit: Niezwykła podróż"/ fot. Forum Film
Ten film z założenia jest dłuższy, niż pojedynczy film fabularny. W najdłuższej wersji trzy części mają około dwunastu godzin, czyli zbliżają się raczej do długości sezonu serialu telewizyjnego, niż do standardowej długości filmu fabularnego. Również „Hobbit” jest planowany na dwie części, a ostatnio mówi się o trzech. Do tego części te będą się w pewien sposób łączyć z tym, co już powstało.
Fabuła „Władcy pierścieni”, przy całym szacunku do Tolkiena, nadaje się bardzo na fabułę gry komputerowej. Właściwie chodzi o to, żeby przenieść pierścionek w określone miejsce na mapie i tam go zostawić. Zresztą, powstała już cała grupa lepszych czy gorszych gier w świecie Śródziemia, a większość komputerowych gier RPG ma coś wspólnego z pomysłami Tolkiena.
Film ten powstawał przy wyraźnym uczestnictwie przyszłych widzów. Znane są wstępne kontrowersje, kiedy Internetowi widzowie zareagowali paniką na propozycje obsady. Jestem ciekaw, ilu widzów obejrzało napisy końcowe do „Władcy pierścieni”. Pewnie niewielu, bo przez kilkanaście minut leci tam lista tysięcy nazwisk fanów, którzy są wymienieni w podziękowaniach.
„Władca pierścieni” został również bardzo dokładnie zdokumentowany. Pełne wydanie DVD i Blu-ray zawiera materiały dodatkowe przekraczające długością same filmy. Można tam zobaczyć właściwie wszystkie etapy produkcji, co ewidentnie dopełnia przygodę, jaka stanowi fabułę tego filmu.
Peter Jackson na planie filmu "Hobbit: Niezwykła podróż"/ fot. Forum Film
Również materiał, który teraz widziałem o „Hobbicie”, to część videobloga, który prowadzi Peter Jackson i który towarzyszy nowej produkcji. Jest tu nawet moment, kiedy reżyser spotyka się z widownią i rozmawiając z widzami nagrywa obraz widowni na swojej komórce, żeby go potem dołączyć do filmowej dokumentacji. We wszystkich materiałach, dotyczących tego projektu, Peter Jackson wydaje się chłopcem, bawiącym się w dziecięce fantazje, przerośniętym hobbitem w swoim ukochanym świecie, ale też dość statecznym ojcem bardzo dużej rodziny. Na pewno jednak stara się cały czas utrzymać pozytywny kontakt ze swoją ekipą i widzami, i robi to w sposób swobodny i naturalny. Przyjemność i frajda ze wspólnej przygody, którą widać w tych materiałach, i ten bardzo wyraźny element interaktywności z odbiorcami w trakcie produkcji, to główne cechy, którymi ten film komunikuje się na zewnątrz. I często można uwierzyć, że robi to szczerze.
Przy różnych okazjach często wracam do „Władcy pierścieni”. Nie dlatego, że to aż taki świetny film, chociaż osobiście go lubię, ale ze względu na różne jego cechy i na różne cechy sposobu, w jaki powstał. Poza tym, kiedy pojawiła się ta trylogia, nazywano ją czasem pierwszym filmem XXI wieku i dlatego też chyba warto nadal przyglądać mu się uważniej.
Kadr z filmu "Hobbit: Niezwykła podróż"/ fot. Forum Film
To, co wydaje się najbardziej współczesne we „Władcy pierścieni” to jego spektakularna fantazyjność. Ten film ma cechy głównego nurtu komercyjnego, wysokobudżetowego kina, czyli dużą dozę oderwania od codzienności i zwykłej rzeczywistości w stronę oddzielnego świata. Mamy tu też, oczywiście, efekty specjalne, epicki rozmach, prostą, ale jednak wielowątkową fabułę, ostrą walkę dobra i zła i zwycięstwo dobra na koniec. Są tu jednak też elementy, które jakoś odróżniają ten film od tradycyjnych produkcji, albo które szczególnie mocno pasują do obecnego czasu.
Wbrew pozorom, „Władca pierścieni” nie powstawał jako standardowa maszynka do robienia pieniędzy na biletach, chociaż często bywa o to oskarżany. Sam Jackson nazywał go czasem najdroższym filmem niezależnym w historii. Powstał w dużej mierze na sposób kina autorskiego, ze zmienianym na bieżąco scenariuszem i bardzo mocną rolą reżysera, obecnego na każdym etapie powstawania filmu. Został zrealizowany poza Hollywood, w dalekiej Nowej Zelandii, z niskim budżetem, jak na tę skalę i długość, a jego twórcy to głównie powiększające się w trakcie tworzenia filmu grono fanatyków. Wystarczy powiedzieć, że efekty specjalne do tego filmu są w dużej mierze dziełem studentów z Nowej Zelandii, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z pracą nad filmem, a na pewno nie na taką skalę. Na początku było ich około dwudziestu, na koniec ponad dwustu, i w trakcie pracy nad „Władcą pierścieni” stworzyli jedną z najprężniejszych firm od efektów specjalnych w branży.
Kadr z filmu "Hobbit: Niezwykła podróż"/ fot. Forum Film
Ten film z założenia jest dłuższy, niż pojedynczy film fabularny. W najdłuższej wersji trzy części mają około dwunastu godzin, czyli zbliżają się raczej do długości sezonu serialu telewizyjnego, niż do standardowej długości filmu fabularnego. Również „Hobbit” jest planowany na dwie części, a ostatnio mówi się o trzech. Do tego części te będą się w pewien sposób łączyć z tym, co już powstało.
Fabuła „Władcy pierścieni”, przy całym szacunku do Tolkiena, nadaje się bardzo na fabułę gry komputerowej. Właściwie chodzi o to, żeby przenieść pierścionek w określone miejsce na mapie i tam go zostawić. Zresztą, powstała już cała grupa lepszych czy gorszych gier w świecie Śródziemia, a większość komputerowych gier RPG ma coś wspólnego z pomysłami Tolkiena.
Film ten powstawał przy wyraźnym uczestnictwie przyszłych widzów. Znane są wstępne kontrowersje, kiedy Internetowi widzowie zareagowali paniką na propozycje obsady. Jestem ciekaw, ilu widzów obejrzało napisy końcowe do „Władcy pierścieni”. Pewnie niewielu, bo przez kilkanaście minut leci tam lista tysięcy nazwisk fanów, którzy są wymienieni w podziękowaniach.
„Władca pierścieni” został również bardzo dokładnie zdokumentowany. Pełne wydanie DVD i Blu-ray zawiera materiały dodatkowe przekraczające długością same filmy. Można tam zobaczyć właściwie wszystkie etapy produkcji, co ewidentnie dopełnia przygodę, jaka stanowi fabułę tego filmu.
Peter Jackson na planie filmu "Hobbit: Niezwykła podróż"/ fot. Forum Film
Również materiał, który teraz widziałem o „Hobbicie”, to część videobloga, który prowadzi Peter Jackson i który towarzyszy nowej produkcji. Jest tu nawet moment, kiedy reżyser spotyka się z widownią i rozmawiając z widzami nagrywa obraz widowni na swojej komórce, żeby go potem dołączyć do filmowej dokumentacji. We wszystkich materiałach, dotyczących tego projektu, Peter Jackson wydaje się chłopcem, bawiącym się w dziecięce fantazje, przerośniętym hobbitem w swoim ukochanym świecie, ale też dość statecznym ojcem bardzo dużej rodziny. Na pewno jednak stara się cały czas utrzymać pozytywny kontakt ze swoją ekipą i widzami, i robi to w sposób swobodny i naturalny. Przyjemność i frajda ze wspólnej przygody, którą widać w tych materiałach, i ten bardzo wyraźny element interaktywności z odbiorcami w trakcie produkcji, to główne cechy, którymi ten film komunikuje się na zewnątrz. I często można uwierzyć, że robi to szczerze.
Piotr Borkowski
Portalfilmowy.pl
Box Office. Mroczny Rycerz powstał.
Box Office. Wysokie loty „Prometeusza”
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024