PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Marta Syrwid
  22.07.2012
Wybuchło więc to wspaniałe wałkoniowate, oblepione piaskiem, zmrożone i musujące, rozwalone na leżaku lato. Długie parne dni cicho przechodzą w ciepłe noce, podczas których obgryza się mokre wiśnie prosto z sitka, aż już naprawdę więcej nie można. Ale już naprawdę. Na kolanach plastry, pod którymi goją się i swędzą rany obszarpane wspinaczkami lub wykłute przez komary. Dookoła las, jezioro, plaża lub puste, czarne ulice i pochylone nad nimi latarnie wokół których kołują ćmy. Dobra. Dosyć tej rozczulonej wizji wakacji, których nie mam. Mogę je sobie tylko obejrzeć w filmie, więc to robię, co zrobić.

To, co w filmach o beztroskich wakacjach jest konieczne, to nuda i sprowokowane nią szaleństwa, małe lub największe na świecie. Inaczej mnie to nie bawi, chcę nudy! Ale chcę też przyspieszonego pulsu wolności, która wreszcie wybiegła z rytmu dnia/tygodnia pracy, zrzuciła z siebie obowiązki koszmarne, może więc ignorować godziny od-do i konieczność porannych pobudek. I żądam też radosnej dowolności, możliwości wyboru niczego, zamiast konkretnego celu. I chcę jeszcze przypadkowości decyzji, chęci niepoznawania, nieinteresowania się, ale też śmiałości do bzdur. To właśnie filmy zbudowane z chwilowych drobiazgów, sezonowych i skrajnych uczuć, szumu i horyzontu chłodnej wody potrafią zastąpić to wszystko, czego oczekuje się od podróży zaczętej z marszu, spowodowanej impulsem, żeby coś jednak urwać z tego lata. Czyli podróży najlepszej, bo nie będącej kolejnym obowiązkiem, zaplanowaną wycieczką drepczącą swoje trasy wzdłuż wytyczonych szlaków, którymi nikt inny prócz wycieczek nie chodzi. Najlepsze lato jest niehotelowe i nieegzotyczne, nienowe, czasami czarno-białe, dobrze znane i bez atrakcji, rac i wiwatowania.


"Ostatni dzień lata", fot. SF Kadr

Najlepsze wakacje wyplecione są z bezsensownego snucia się po wydmach, niegroźnych "Ruchomych piaskach",  albo z nagłych i onieśmielających, smutnych wyznań wypowiedzianych w "Ostatnim dniu lata". Albo nawet z zaciekłości, z pożądania i z dumy – tych rozpiętych między trojgiem bohaterów debiutu Romana Polańskiego jak sieć lin na jachcie, zza którego burty wypada nóż. Najlepsze z wakacji ma też czterech chłopaków "Nad rzeką, której nie ma": nieśmiało kochają się w dziewczynach lub tylko je całują, piją wino polskie owocowe i z gwinta, wylegują się gdzie popadnie i popatrują. Wysiadują, oczekują czegoś, ale na nic nie czekają. I leżąc brzuchem do góry, mówią sobie rzeczy najważniejsze, lecz najważniejsze tylko chwilowo, ale mówią sobie też rzeczy od zawsze banalne. Esencją lata, tego niewyspanego i skołatanego podróżą, ucieczką, żalem lub tęsknotą, nasączony jest też nastrój dusznego "Pociągu" i głębokiej wokalizy Wandy Warskiej, snutej wbrew miarowemu tętentowi kół. Jak olśnienie, chłodne i dramatyczne, pojawiają się tu pierwsze mgnienia świtu i – wreszcie – dnia: wrzeszczącego mewami i huczącego morzem. „Ale teraz jest lato, do jesieni daleko” mówi Tunia, jedna z "Panien z Wilka", i obraca w palcach poziomkę znalezioną podczas pikniku na łączce. I naprawdę tak myśli, ta dwudziestoletnia Tunia. Dwa, trzy letnie miesiące to dla niej ogrom przestrzeni, która wypełni się sama: piknikami, przyjęciami i wielką, krótką miłością. A cała ta piknikowa scena wygląda właśnie tak, jak wyglądają wspomnienia z wakacji, które odsunięte w pamięci zdążyły stracić ostrość. Scena pikniku jest więc miejscami prześwietlona, jakby mgła i słońce opadły na kadry, w których kontury są miękkie, a kolory nabierają ciepła i gaśnie w nich surowość żywej barwy.
W wakacje zawsze jest tyle komedii, na które można pójść do kina i się ubawić, lub się też nie ubawić. Jest tam tyle kolorów do obejrzenia, że całe to czarno-białe lub wyblakłe lato w filmach polskich sprzed kilkudziesięciu lat wydaje się małe i skurczone jak stara fotografia, której wytarte rogi zwijają się do środka. A mnie brakuje właśnie takich wakacji, beztrosko bezcelowych, tak – również w filmach. Tej celebracji letniej nudy, z której wykluwają się melancholie głupie i niegłupie, sprawy ważne, nagłe miłości, wściekłości, zazdrość, w której dryfuje święty spokój i trochę smutku. Zamiast tej całej cholernej aktywności sportowej, surfingu i joggingu, zwiedzania zabytków i robienia sobie pod nimi zdjęć i zamiast wyśmienitych dań lokalnej kuchni, plaż kokosowych i lagun, chciałabym po prostu spędzić lato, do jego ostatniego dnia, w filmie Konwickiego,  Barańskiego albo nawet w Wilku. Otóż to.
 

Marta Syrwid
portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Wysokie loty „Prometeusza”
Box Office. „Epoka lodowcowa” na drodze do miliona.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll