PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Marta Syrwid
  29.06.2012
Wliczając mnie, na sali kinowej siedziały trzy osoby. Jedna z nich wyszła nie dotrwawszy do końca trzeciej, ostatniej części "Chwała dziwkom" – najnowszego filmu dokumentalnego Michaela Glawoggera. Opuściła salę w momencie, w którym jedna z meksykańskich prostytutek pokazała, w jaki sposób, w czasach świetlanej młodości, zdobywała dziesiątki klientów – dziesiątki dziennie.

Ja zostałam w fotelu i obejrzałam "Chwała dziwkom" do końca, choć kierowało mną rozleniwienie raczej, niż zachwyt: czerwiec w tym roku jest w końcu tak brzydki, że aż się nie chce wychodzić z domu, a co dopiero z kina. Z wygodnictwa tkwiłam więc na widowni, a przed oczami wyświetlił się finał filmu – rozmowa dwóch prostytutek, narkotycznie uchachanych i ledwo żywych. Nie potrafię ocenić, kto był bardziej śpiący, ja czy one. Być może to strefa niżów znad Skandynawii, być może to bylejakość nowego filmu Glawoggera skłoniła mnie do ziewania. Bo "Chwała dziwkom" wchodzi jak woda: nie drażni, nie parzy, nie pieni się, a w smaku jest bez smaku. To wydestylowana ze wzruszenia panoramka, pozbawiona drgnień, statyczna i na każdej głębokości tak samo chłodna. Nie ma w niej ukrytych, ważnych detali, nie ma mocnych scen, nie ma napięcia i nie ma smutku, nie ma humoru i ironii, ale nie ma też współczucia i uwagi. W „Chwale dziwkom” brakuje tych drobnostek, które zostają w widzu i uwierają, nie pozwalając o sobie zapomnieć. Tu nic się nie skrywa, bo nie ma gdzie. Oto wielka szklana kula wypełniona filtrowaną wodą.

"Chwała dziwkom", fot. Against Gravity

Glawogger stchórzył. Pokazał film oczywisty, niepotrzebny i bezładny. Stchórzył, bo nie pozwolił, aby choć jedna kropla jego opinii przedostała się do środka tej kuli. Wyparowała gdzieś jego umiejętność oceny człowieka i jego decyzji, którą widać choćby w „Śmierci człowieka pracy”. Tam Glawogger nadał odrębne zbiorowe miano każdej z grup harujących i heroicznych bohaterów. Dzięki temu widz mógł spojrzeć na mężczyzn pracujących przy wydobyciu siarki jak na „Duchy”, na rzeźników zaś jak na „Lwy”. W „Chwale dziwkom” wiemy tylko, że akcja rozgrywa się kolejno w Tajlandii,  Bangladeszu i w Meksyku. Żadnych ocen, żadnych podsumowań, żadnych wrażeń Glawogger nie sugeruje. I choć w wywiadach udzielanych w ramach promocji i kolejnych krajowych premier filmu reżyser próbuje z owej bezstronnej obserwacji uczynić atut – nic a nic nie wierzę w wartość tego argumentu. To podręczne tłumaczenie jest jak dziurawe koło ratunkowe: nawet siebie nie utrzyma na powierzchni.

Bo "Chwała dziwkom" to film, z którego dowiadujemy się, że prostytucja jest zawodem opłacalnym lub nieopłacalnym, wykonywanym chętnie lub z braku innego wyjścia oraz, że można targować się z dziwkami, lub nie można. Że prostytutki są szczęśliwe lub są nieszczęśliwe. Dla mnie to za mało.

Grząsko robi się jednak, kiedy zdajemy sobie sprawę, jak brzmi myśl wyjściowa, teza (tfu!) tego tryptyku o prostytucji. Tu, na dnie właśnie, zalega bowiem warstwa mułu. Mam wrażenie, że Glawogger kieruje ten film do widza, który, zobaczywszy nagie piersi na ekranie, wyjdzie z kina. Do widza, którego to oburzy, gdyż na co dzień wstydzi się popatrzeć sobie gdzie indziej niż prosto w oczy. Do widza zniesmaczonego i ostentacyjnie opuszczającego kino. Wreszcie: do widza, który – tak jak kinowa kasjerka, pytająca mnie o rodzaj biletu  – mówiąc o "Chwała dziwkom", wymawia jedynie pierwszą część tytułu i znacząco podnosi brew. Mam po prostu wrażenie, że Glawogger jest przeświadczony o płytkiej wyobraźni widzów, o ich niewielkich oczekiwaniach i wielkich oczach, które z niedowierzaniem miałyby patrzeć na modlitwy tajskich dziwek. Mam po prostu wrażenie, że Glawogger przypisuje widzom nie wrażliwość i czujność, ale oczekiwania mało wymagających tłumów, które na ten film i tak nie pójdą. Mam po prostu wrażenie, że Glawogger naprawdę sądzi, że prostytucję kojarzy się wyłącznie z najgorszym (wyniszczenie, narkotyki, stręczycielstwo, upodlenie, stonka ziemniaczana) i dlatego jego film może okazać się istotny, bo pokazuje również miłe strony tej profesji. Bo widowni oburzonej nagością wystarczy pokazać szczęśliwe Tajki, które lubią swoją pracę, gdyż „to ciekawsze niż siedzenie w domu”. Bo tylko takiej widowni można rzucić na żer wypowiedź zachwyconej swoim położeniem Meksykanki, która twierdzi, że czuje się spełniona i szczęśliwa jako prostytutka, bo jest kobietą, potrzebuje mężczyzn i lubi orgazmy. Taka widownia na to zareaguje, po innych to spłynie. Wodą na młyn dla oburzonych będzie też smutna dziewczynka z Bangladeszu, która mówi, że los kobiet jest tragiczny i pyta „czy tak musi być?”. Mimo szczerości, na jaką zdobywa się ta dwunastolatka, jej słowa brzmią tu raczej jak slogan z reklam Fundacji Polsat. Zapomina się o nich, przepadają, jak kamień w wodę.

"Chwała dziwkom", fot. Against Gravity

Takimi kamieniami, zdolnymi zmącić na chwilę chłodną opowieść Glawoggera są też ujęcia, których tematem jest ikonografia śmieci w Meksyku. Są nim również wybijane karty pracownicze tajskich prostytutek oraz scena handlu nastolatką z Bangladeszu. To wątki zarzucone, jedne z wielu, choć od pozostałych po prostu ciekawsze. Bo cała reszta to wyleniałe klisze: już to widziałam i już to wiem. Smutek prostytutek z dzielnic nędzy w Azji Południowej proszę sobie lepiej zobaczyć w „Przeznaczonych do burdelu”. Ostentacyjne zaśmiewanie się z uprawianej profesji – nie szukając daleko – ponad pół wieku temu gromił przecież głos lektora z dokumentu Włodzimierza Borowika „Paragraf zero”. Tam to właśnie mocno uszminkowana, rozbawiona ślicznotka opowiada, że ona „podskakuje tylko w Polonii”. No naprawdę, tym oburzonym roześmianą Meksykanką mówiącą, że każda zmiana pozycji, kosztuje klienta dodatkowo, polecam na weekendowe popołudnie "Paragraf zero". Tam to dopiero potępia się takie zdemoralizowane obywatelki.


Marta Syrwid
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Na dzień przed szturmem kin…
Box Office. Polska poza Euro, czyli stopniowy powrót widzów do kin
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll