Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Kiedy myślę o Teresie Tuszyńskiej widzę Margueritte stojącą obok wpatrzonego w nią Jacka (Zbigniewa Cybulskiego) w "Do widzenia, do jutra". Barbara Kwiatkowska to dla mnie m.in. zmęczona i zagubiona Ewa, która chce spać, a Ewa Krzyżewska to Krystyna z hotelowego baru w „Popiele i diamencie”. A kiedy myślę o Marcjannie Bób, to widzę Marcjannę Bób i jej kopertówkę.
Wymienione aktorki pojawiły się tu w kontekście ich debiutanckich, głównych ról w filmach polskich sprzed ponad pół wieku. Pamięta się o nich nadal, bo stanowią część historii kina polskiego, nawet jeżeli kariery skończyły szybko lub kontynuowały je w zagranicznych produkcjach, z konieczności rezygnując z udziału w polskich filmach. Jednak ten felieton nie będzie ani o zniknięciu z kina Teresy Tuszyńskiej, ani o szybkim zakończeniu kariery przez Ewę Krzyżewską. Ten felieton będzie m.in. o „pasji” i „pozytywnej energii”, które to siedzą w Marcjannie Bób i wciąż z niej wyłażą przy okazji kolejnych wywiadów, sesji zdjęciowych i spotkań śniadaniowych.
"Do widzenia, do jutra", fot. www.100latpolskiegofilmu.pl
Kim jest Marcjanna Bób? Otóż Marcjanna Bób pochodzi z rodziny o tradycjach artystycznych: ojciec jej gra na klawesynie, matka kocha teatr. Albo odwrotnie. Jako dziewczynka chciała być Marilyn Monroe lub kowbojem. Poszła więc do szkoły teatralnej i została aktorką. Najważniejsi są dla niej bliscy. Kocha psy, a w swojej pracy najbardziej ceni kontakt z ludźmi. Marcjanna Bób jest kobietą z pasją. Wie, że dużo jeszcze musi się nauczyć, wie, czego chce, nigdy nie mówi nigdy. Marcjanna Bób zaczyna swój dzień aktywnie. Kiedyś była gruba. Z Jawy przywiozła amulet, który zawsze ma przy sobie. Marcjanna Bób lubi się czasem wyciszyć. Marcjanna Bób się zaręcza, się rozstaje, Marcjanna Bób nałożyła kobaltowe sandałki do nude sukienki i dobrała do tego kopertówkę w kolorze świeżej marchwi. Tylko naszemu magazynowi Marcjanna Bób zdradza, jak odpowiednio doprawić masło.
Wyimki z wypowiedzi Marcjanny Bób można układać w dowolne wariacje i zawsze nic z tego nie wyjdzie, z wyjątkiem oczywiście „pozytywnej energii”. Mogłoby to być tak kiepskie, jak jest, gdyby Marcjanna Bób była nikim, znanym z tego, że jest nikim i chodziła na bankiety z pluszowym koniem. Celebryta to w końcu ktoś w rodzaju pasożyta, a te są w naturze potrzebne, na przykład dla równowagi. Czemu jednak Marcjanna Bób chce być celebrytką? Jeżeli tylko uda jej się trafić z ekranu na kwietniową okładkę albo opakowanie rajstop – to już tam zostanie, aż jej nie wytną. Czemu aktorka Marcjanna Bób staje się dodatkiem do szamponu? Jakby jej zawód był tylko przygotowaniem do spełniania zachcianek reklamodawcy. Z tego jest kasa, oczywiście, chociaż nie wiem, czy kredyt na mieszkanie może usprawiedliwić tak wiele.
"Ewa chce spać", fot. 100latpolskiegofilmu.pl
„Dziewczyny z okładek trafiają na ekran” czy „Piękne dziewczyny na ekrany” – te hasła, rzucane przez „Przekrój” i „Film” na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, proponowały, aby przyszła aktorka spełniała przede wszystkim warunek estetyczny – miała być piękna, fotogeniczna. To rozwiązanie okazało się szczęśliwe, chociaż kuriozalne jest opieranie się podczas castingu do filmu na urodzie kandydatek. Prawie sto lat temu jeden z pierwszych krytyków filmowych, ale również reżyser i scenarzysta, L. Delluc, pisał o rodzimym, francuskim kinie: Liczne aktorki uważane są za fotogeniczne, w istocie zaś pozbawione jakiegokolwiek wyrazu czy talentu, wyrobiły sobie w kinematografii nazwisko dzięki temu, że ich reżyserzy odkryli je. W rezultacie wysuwa się na czoło młode osoby, których bezosobowość wyraża się poprzez twarz, to znaczy: negatywnie. Pomimo ostrej przenikliwości, niemiłej ówczesnym gwiazdom, Louisowi Dellucowi do głowy by nawet nie przyszło, że może być jeszcze inaczej i gorzej. Że kino zacznie funkcjonować jako dodatek, element kariery rozumianej jako konglomerat reklam, poporodowych wywiadów i ról filmowych. Granie w filmie powoli przestaje być celem, osiągnięciem, którego prestiż przewyższa renomę sesji zdjęciowej na szezlongu. Teresa Tuszyńska trafiła co prawda do filmu „z okładki”, ale to film dał jej status gwiazdy i zachwyt fanów.
"Popiół i Diament", fot. Fototeka Filmoteki Narodowej
Nie pisałam tego na gorąco, pod wpływem jednego konkretnego wywiadu z Marcjanną Bób czy billboardu z nią i jogurtem. Szkoda. Bo gdyby to był ewenement, jednorazowa wpadka, załamanie nerwowe aktorki, to wówczas łatwiej byłoby traktować to z przymrużeniem oka albo usprawiedliwić. Tymczasem, całkiem normalne jest, że Marcjanny Bób nikt nie kojarzy z żadnej roli filmowej, choć wszyscy wiedzą, że zagrała w kilku produkcjach. Tytuły ich zlewają się ze sobą i łatwiej ją skojarzyć z mahoniową farbą do włosów.
Nie pisałam tego na gorąco, pod wpływem jednego konkretnego wywiadu z Marcjanną Bób czy bilboardu z nią i jogurtem, bo wiedziałam, że i tak trafię. A teraz w dodatku nadchodzi maj i w kioskach pojawiają się kolejne numery kolorowych magazynów. Znajdziecie tam z pewnością Marcjannę Bób, która opowiada, dokąd jeździ na wakacje i oczywiście co nieco o nowym filmie, przecież jest aktorką.
Wymienione aktorki pojawiły się tu w kontekście ich debiutanckich, głównych ról w filmach polskich sprzed ponad pół wieku. Pamięta się o nich nadal, bo stanowią część historii kina polskiego, nawet jeżeli kariery skończyły szybko lub kontynuowały je w zagranicznych produkcjach, z konieczności rezygnując z udziału w polskich filmach. Jednak ten felieton nie będzie ani o zniknięciu z kina Teresy Tuszyńskiej, ani o szybkim zakończeniu kariery przez Ewę Krzyżewską. Ten felieton będzie m.in. o „pasji” i „pozytywnej energii”, które to siedzą w Marcjannie Bób i wciąż z niej wyłażą przy okazji kolejnych wywiadów, sesji zdjęciowych i spotkań śniadaniowych.
"Do widzenia, do jutra", fot. www.100latpolskiegofilmu.pl
Kim jest Marcjanna Bób? Otóż Marcjanna Bób pochodzi z rodziny o tradycjach artystycznych: ojciec jej gra na klawesynie, matka kocha teatr. Albo odwrotnie. Jako dziewczynka chciała być Marilyn Monroe lub kowbojem. Poszła więc do szkoły teatralnej i została aktorką. Najważniejsi są dla niej bliscy. Kocha psy, a w swojej pracy najbardziej ceni kontakt z ludźmi. Marcjanna Bób jest kobietą z pasją. Wie, że dużo jeszcze musi się nauczyć, wie, czego chce, nigdy nie mówi nigdy. Marcjanna Bób zaczyna swój dzień aktywnie. Kiedyś była gruba. Z Jawy przywiozła amulet, który zawsze ma przy sobie. Marcjanna Bób lubi się czasem wyciszyć. Marcjanna Bób się zaręcza, się rozstaje, Marcjanna Bób nałożyła kobaltowe sandałki do nude sukienki i dobrała do tego kopertówkę w kolorze świeżej marchwi. Tylko naszemu magazynowi Marcjanna Bób zdradza, jak odpowiednio doprawić masło.
Wyimki z wypowiedzi Marcjanny Bób można układać w dowolne wariacje i zawsze nic z tego nie wyjdzie, z wyjątkiem oczywiście „pozytywnej energii”. Mogłoby to być tak kiepskie, jak jest, gdyby Marcjanna Bób była nikim, znanym z tego, że jest nikim i chodziła na bankiety z pluszowym koniem. Celebryta to w końcu ktoś w rodzaju pasożyta, a te są w naturze potrzebne, na przykład dla równowagi. Czemu jednak Marcjanna Bób chce być celebrytką? Jeżeli tylko uda jej się trafić z ekranu na kwietniową okładkę albo opakowanie rajstop – to już tam zostanie, aż jej nie wytną. Czemu aktorka Marcjanna Bób staje się dodatkiem do szamponu? Jakby jej zawód był tylko przygotowaniem do spełniania zachcianek reklamodawcy. Z tego jest kasa, oczywiście, chociaż nie wiem, czy kredyt na mieszkanie może usprawiedliwić tak wiele.
"Ewa chce spać", fot. 100latpolskiegofilmu.pl
„Dziewczyny z okładek trafiają na ekran” czy „Piękne dziewczyny na ekrany” – te hasła, rzucane przez „Przekrój” i „Film” na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, proponowały, aby przyszła aktorka spełniała przede wszystkim warunek estetyczny – miała być piękna, fotogeniczna. To rozwiązanie okazało się szczęśliwe, chociaż kuriozalne jest opieranie się podczas castingu do filmu na urodzie kandydatek. Prawie sto lat temu jeden z pierwszych krytyków filmowych, ale również reżyser i scenarzysta, L. Delluc, pisał o rodzimym, francuskim kinie: Liczne aktorki uważane są za fotogeniczne, w istocie zaś pozbawione jakiegokolwiek wyrazu czy talentu, wyrobiły sobie w kinematografii nazwisko dzięki temu, że ich reżyserzy odkryli je. W rezultacie wysuwa się na czoło młode osoby, których bezosobowość wyraża się poprzez twarz, to znaczy: negatywnie. Pomimo ostrej przenikliwości, niemiłej ówczesnym gwiazdom, Louisowi Dellucowi do głowy by nawet nie przyszło, że może być jeszcze inaczej i gorzej. Że kino zacznie funkcjonować jako dodatek, element kariery rozumianej jako konglomerat reklam, poporodowych wywiadów i ról filmowych. Granie w filmie powoli przestaje być celem, osiągnięciem, którego prestiż przewyższa renomę sesji zdjęciowej na szezlongu. Teresa Tuszyńska trafiła co prawda do filmu „z okładki”, ale to film dał jej status gwiazdy i zachwyt fanów.
"Popiół i Diament", fot. Fototeka Filmoteki Narodowej
Nie pisałam tego na gorąco, pod wpływem jednego konkretnego wywiadu z Marcjanną Bób czy billboardu z nią i jogurtem. Szkoda. Bo gdyby to był ewenement, jednorazowa wpadka, załamanie nerwowe aktorki, to wówczas łatwiej byłoby traktować to z przymrużeniem oka albo usprawiedliwić. Tymczasem, całkiem normalne jest, że Marcjanny Bób nikt nie kojarzy z żadnej roli filmowej, choć wszyscy wiedzą, że zagrała w kilku produkcjach. Tytuły ich zlewają się ze sobą i łatwiej ją skojarzyć z mahoniową farbą do włosów.
Nie pisałam tego na gorąco, pod wpływem jednego konkretnego wywiadu z Marcjanną Bób czy bilboardu z nią i jogurtem, bo wiedziałam, że i tak trafię. A teraz w dodatku nadchodzi maj i w kioskach pojawiają się kolejne numery kolorowych magazynów. Znajdziecie tam z pewnością Marcjannę Bób, która opowiada, dokąd jeździ na wakacje i oczywiście co nieco o nowym filmie, przecież jest aktorką.
Marta Syrwid
Portalfilmowy.pl
Box Office. Na majówkę, nie do kina
Box Office. „Nietykalni” na czele stawki!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024