A więc wypluwaliśmy pestki mandarynek i kłujące ości; a więc odbieraliśmy te smsowe rymowanki o Chrystusie, a na ich autorach odgrywaliśmy się życzeniami, za przeproszeniem, zwrotnymi; a więc wysłuchaliśmy rodzinnych dobrych rad i złych dowcipów, a później wieźliśmy do domu kilogramy bladych pierogów, zapakowanych dla nas przez nieugięte matki i ciotki z miłości i z przyzwyczajenia. Lecz, żeby nie było nam za dobrze z powodu zakończenia wesołych świąt, czeka nas jeszcze tryumf Igristoje od Vinpolu.
I czeka nas huk darmowego koncertu sylwestrowego zorganizowanego z litości dla tych, których nikt nie chciał zaprosić na domówkę (i których – tym bardziej – nikt nie wpuści na bal). I czekają nas jeszcze świsty rac i ujadanie przerażonych psów. I czeka nas pulsujący w skroniach kac i zielonkawy oddech znad bagien. Druga część kalendarium porażek niech więc będzie ponurym wstępem do tej ekstra imprezy. Do imprezy, po której co roku spodziewamy się za dużo, i która skończy się pobudką w ciszy krojonej na kawałki przez huk sekundnika.
lato 2012
Tegoroczne lato można podsumować jako czas wstydu i czas odlewu, czas trocin i czas kserokopii. Mieliśmy bowiem do czynienia z pełnometrażowymi debiutami: Marii Sadowskiej, Anny Pluteckiej-Mesjasz i Filipa Marczewskiego.
Maria Sadowska wybrała świetny temat (problem mobbingu w molochach handlowych) i wspaniałą aktorkę (Katarzyna Kwiatkowska w roli Haliny Radwan – awansującej robotnicy z supermarketu). I co? Nico. Najpierw, w trailerze, podana została nam kserówka z dokumentalnego "Czeskiego snu", a później otrzymaliśmy film z trocin. Postacie w "Dniu kobiet" wystrugano z drewna, a żeby coś się działo, rzuca im się wciąż pod nogi ciężkie kłody. W tym świecie niuanse występują tylko w końcówkach cen wybijanych na kasie, natomiast surową mieszankę suchej tezy i twardej logiki (ten bohater jest zły, ten dobry, a tamten zasługuje na drugą szansę) hojnie rozrzuca się przy pomocy łopaty.
Producentka (m.in. serial "Detektywi") Anna Plutecka-Mesjasz wyreżyserowała za to pełnometrażowe "Nad życie", czyli fabularyzowaną opowieść o siatkarce Agacie Mróz, zmarłej po długiej chorobie szpiku kostnego. Jest to film wykony techniką odlewu. Wzorcem stylistycznym stał się losowo wybrany odcinek "Na dobre i na złe". Następnie foremkę wypełniono treścią opartą na faktach(!), a więc zamiast plot w pokoju pielęgniarek otrzymaliśmy historię pacjentów: miłość i walka z chorobą. Opowiedziano tę historię, używając zestawu klasycznych chwytów sercowych: ckliwe pianino i łzy w oczach na widok noworodka, heroiczne powstrzymanie się od płaczu i skarg na przeszywający ból, łagodny uśmiech jako reakcja na piękno wiosny. Zresztą, nie można było spodziewać się więcej po produkcji zrodzonej z serii "Prawdziwe historie". W tym cyklu pojawiły się wcześniej filmy takie jak "Krzysztof" (o zabójstwie Krzysztofa Olewnika) czy "Laura" (o katastrofie w kopalni Halemba), a cała seria jest efektem ubocznym dystrybucji smutku, w której specjalizuje się producent – pan TVN. Smutek przepuszczany jest więc przez doskonale naoliwioną maszynę, która najpierw z wieczornych Faktów wyłapuje najmocniejsze tragedie, następnie młóci je w programach interwencyjnych, a na końcu sieka drobno w filmach wspomnianej serii.
Filip Marczewski spowodował za to swoim debiutanckim "Bez wstydu", że przypomniały mi się te chwile, w których zaczerwieniona i zażenowana oglądałam Idola i Szansę na sukces. Reżyserowi udało się bowiem doprowadzić do tego, że w kinie czułam wstyd: za to, że tak bardzo nie wychodzi, że zgrzyta, że widzowie obok wzdychają zrezygnowani. Dla masochistów – więcej o smutnym wstydzie tutaj.
12.10.2012
Zestaw jest to niesłychany: foliowe niebo i gumowa murawa, kostiumy i postacie wprost od barona Münchhausena. Brakowało mi tam jeszcze Melo Śmiacza i reszty stworów-głodomorów z "Pana Kleksa w kosmosie". Dawno bowiem nic nie ubawiło widzów kinowych tak jak "Bitwa pod Wiedniem". W hierarchii filmów batalistycznych jest to produkcja tak zła jak "1920 Bitwa Warszawska". Oto objawia się nam mnich nawołujący do walki histerycznym zaśpiewem wariata, oto i jego towarzysz: wilk-widmo. Lecz to nie wszystko – warto przecież przeżyć te kilka chwil z Danielem Olbrychskim, którzy gra tu generała wydającego jeden okrzyk. Warto również rzucić okiem na krainę stworzoną z tektury animowanej na Amidze 500 i – paradoksalnie – warto sobie spojrzeć na krostowaty dekolt Alicji Bachledy-Curuś. To jedyna okazja, bo takich rzeczy nie zobaczycie w żadnej innej produkcji. Takie rzeczy zobaczą tylko widzowie pięćdziesięciu krajów, do których już sprzedano film.
19.11.2012
Bracia Józef i Michał Skolimowscy nakręcili swoją drugą pełnometrażową fabułę . Pierwsza nosiła tytuł "Motyw cienia", drugą nazwali "Ixjana. Z piekła rodem". Oprócz tytułu wiadomo o tej produkcji, że jej współreżyser i autor muzyki: Józef Skolimowski miał depresję o skali rzadko spotykanej nawet w Nowym Jorku. Wiadomo o tym filmie również, że Józef Skolimowski zmarł po jego stworzeniu, chorując z wyczerpania w Indiach. O tym filmie wiadomo również, że Józef nigdy nie rywalizował z ojcem – Jerzym Skolimowskim, lecz niezaprzeczalnym faktem jest, że on i jego młodszy brat – Michał – mieli trudne dzieciństwo, dzieciństwo tułacze. A to z pewnością dało im w kość. O tym filmie wiadomo również, że Michał i Jozef Skolimowscy byli do siebie bardzo przywiązani. O tym filmie wiadomo, że pierwsi recenzenci dopatrywali się w nim nawiązań do prozy Michaiła Bułhakowa i filmów Romana Polańskiego, lecz odebrało im głos, kiedy dowiedzieli się o śmierci Józefa Skolimowskiego. I więcej już nie rzekli nic. O tym filmie wiadomo również że zagrali w nim Anna Dereszowska i Borys Szyc oraz, że z powodu problemów z ekipą filmową, Józef Skolimowski był wykończony psychicznie.
Porażką jest ta promocja z piekła rodem, promocja pełna dymu z grobu, trupiego jadu i innych złych oparów, którymi udaje się zasłonić dyskusję o filmie. A jest to film przypominający po prostu połączenie gry "Diablo II" i serialu "Buffy: postrach wampirów". Co kto lubi. Ja – nie znoszę.
A na koniec warto jeszcze wspomnieć, że jedno z najstarszych krakowskich kin – Kinoteatr Uciecha – obchodziłoby w odchodzącym roku stulecie istnienia. Nie dożyło jednak setnych urodzin, ponieważ na początku roku 2011 kino zamknięto. Teraz w budynku powstaje dyskoteka. Zostanie prawdopodobnie otwarta w nadchodzącym roku – tym z pechową trzynastką w dacie, tym który nadchodzi po nieudanym końcu świata.