17.02.2012
Juliette Binoche w filmie "Sponsoring". Fot. Kino Świat
Pierwszą katastrofą mijającego roku była polska premiera "Sponsoringu" Małgośki Szumowskiej. I choć wszystkie poprzednie filmy autorka podpisywała „Małgorzata”, zaskoczeniem większym niż ów lifting, była jednak kreacja Andrzeja Chyry. W najnowszym filmie Szumowskiej jest z Chyrą jeszcze gorzej niż w "Samotności w sieci". Grając tu klienta jednej z dziewcząt, aktor bierze udział w scenie karkołomnej, która zamiast poruszać – śmieszy. Tak bardzo chce być ostra i brutalna, że aż od tych ambicji puchnie. Szeptem Lorda Vadera Chyra rzęzi francuskie brzydkie słowa, które wydają się brzydkie chyba tylko tym, którzy codziennie czytają Prousta i zagryzają go magdalenkami. Ach, zapomniałabym, rzężąc bohater Chyry gwałci studentkę butelką szampana. Miało to być wstrząsające, a wyszło jakieś takie… ładne i łagodne. Bo w "Sponsoringu" panoszy się nieznośne estetyczne tchórzostwo: żadnych niebezpiecznie brudnych detali, seks zwykle w świetle cichego i słonecznego dnia i tylko między umytymi i wydepilowanymi ludźmi o ciałach w kolorze mleka z miodem. A przecież pruderia jest passè od czasów rewolucji francuskiej i więcej „odwagi” w opowiadaniu o seksie było nawet u Polańskiego, w uroczych "Gorzkich godach" sprzed dwudziestu lat. Trzeba jednak wspomnieć jeszcze o zabawnym kontekście polskiej premiery. Otóż, dzięki "Sponsoringowi" można było doświadczyć wesołej schizofrenii, łącząc filmową postać graną przez Juliette Binoche z wizerunkiem aktorki pojawiającym się wówczas w reklamie banku (zresztą, reklamę reżyserowała Szumowska). W filmie sinoróżowa Binoche krztusi się leżąc na podłodze w przejrzystej łazience, a ponieważ dość długo się krztusi – nie od razu wiadomo, że to z powodu masturbacji, a nie zawału serca. W reklamie za to, perłowa i nieskazitelna Binoche, na tle szklanego banku , opowiada: „Spróbuj, polubisz jak ja”. Jak dla mnie: ha, ha.
2.03.2012
Marzec zaczął się odwilżą, katarem i premierą "Kac Wawa 3D". Jest to film typu złośliwy clown wyskakujący z pstrego pudła, film typu clown z plastykową twarzą i uśmiechem szaleńcy, film typu clown ubrany w poliestrową koszulę w cętki i śmiejący się zapętlonym rechotem wiedźmy. Ok, film jest zły tak jak jego producent po zbesztaniu przez Tomasza Raczka, ale. Nie tylko film, a wręcz – nie on przede wszystkim, przyczynił się do jednej z najpotężniejszych klęsk, które nawiedziły w tym roku nasz kraj. Domino żenujących wystąpień, wywołanych opinią Raczka świadczy przecież nie tylko o niskim poziomie dyskusji, argumentów czy w ogóle – kultury twórców (i jedynych obrońców) filmu. Wypowiedzi scenarzysty i producenta z pieskiem, są przede wszystkim bolesnym dowodem na to, że technicznie i finansowo możliwe jest robienie filmów przez ludzi, którzy nie nadają się nawet do występu w telewizji śniadaniowej, znanej z tego, że progi stawia na wysokości kapci. Film "Kac Wawa" to w końcu wynik scenariusza i reżyserii, kreacja – można odczytać go jak nieudaną próbę opowiedzenia o imprezie typu hołota i mohito. Ale już "Pytanie na śniadanie" z Piotrem Czają, tłumaczącym, że intencją jego było obśmianie targowiczów pojawiających się na poznańskich techniawach i wyrażenie żalu, że prostytutki bywają nieuczciwe – no – to wydarzył się w realu. I chyba dlatego żre do kości.
8.03.2012
O własnej twórczości: „Ja jestem zdecydowanie przedstawicielką na pewno tego postmodernizmu, dlatego, że inaczej już się teraz nie da.”
O krytykach filmowych - „Wy bez nas, reżyserów, nie istniejecie.”
O konwencji filmu "Big Love" - „To jest o filmie w filmie w ramach filmu.”
O sobie, prywatnie: „Jedynie, mam taki problem: słowa, słowa, słowa… teoria, teoria, teoria.”
Ósmy marca tego roku był dniem, w którym zatrzymała się Ziemia. Krajem wstrząsnęło nagranie rozmowy, w której reżyserka Barbara Białowąs używając m.in. powyższych sformułowań udowadnia krytykowi Michałowi Walkiewiczowi jego niekompetencję, brak zrozumienia konwencji "Big Love" i inne ułomności m.in. „bronienie się na zasadzie erystyki Schopenhauera”. Można było niemal w ciemno obstawić, że to wydarzenie zapisze się w historii polskiej kinematografii i będzie wielokrotnie przywoływane, cytaty staną się kultowe, a liczba odsłon nagrania da mu status platynowego. I choć w marcu mogliśmy tylko wyobrażać sobie nadchodzące grzmoty takie jak "Bitwa pod Wiedniem" i "Ixjana" – dziś, po tych dwunastu ciężkich miesiącach, muszę przyznać, że dla mnie Barbara Białowąs wciąż rządzi .
4.04. 2012
Premiera książki "Kino to szkoła przetrwania", wywiadu-rzeki, który z Małgorzatą (!) Szumowską przeprowadziła Agnieszka Wiśniewska. Zagłębiam się w ten dół felietonem Niewypas, a na potrzeby kalendarium podsumuję krótko: publikacja ta jest przede wszystkim rzadko zadrukowanym papierem. W wielu miejscach pozostawiono prześwity – pauzy między kolejnymi rozdziałami. Rozdziałów jest trzydzieści trzy, stron – sto dziewięćdziesiąt. Każdy rozdział liczy więc około pięciu stron – obojętnie czy nosi tytuł „seks”, „sztuka”, czy – he,he – „Kraków poetycki”. Małgorzata Szumowska mówi przede wszystkim o tym, że na niczym jej nie zależy, chyba, że są to pieniądze i że nie jest odizolowana od tzw. „rzeczywistości”, ponieważ ma sąsiadów alkoholików. Agnieszka Wiśniewska zadaje za to pytania z kartki. Jej pytanie: „Ulubiony film?” to mój mistrz, zwłaszcza, że pojawia się ono w środku rozmowy o okolicznościach, które zadecydowały o tym, że Sponsoring nie dostał się do Cannes. Choć, tak na marginesie, sądzę, że spory udział w tym festiwalowym nieszczęściu mogła mieć np. kreacja Andrzeja Darth Vadera Chyry.
A na koniec jeszcze jedna zła informacja z okazji wesołych świąt – wkrótce dalszy ciąg kalendarium.