PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Krzysztof Koehler
  17.07.2012
Jeśli młodzi polscy reżyserzy dokumentaliści faktycznie nie robią swoich filmów w Polsce i jeśli jest to zjawisko obserwowalne (bo może jednak nie powszechne); jeśli Andrzej Fidyk przeczący istnieniu tego zjawiska nie ma racji (mówi wszak o swoim podwórku, a nie tylko on jest w Polsce producentem dokumentalnych filmów) to ja się właściwie temu nie dziwię.

Sam współprodukowałem pewien film polskiego reżysera dokumentalnego, którego „akcja” działa się w Afryce. Trochę o tej produkcji było rozmów w Telewizji Polskiej; ktoś oponował, ktoś argumentował za: część dyskusji dotyczyła kwestii, które teraz poruszono na Portalu Filmowym.

Porozmawiajmy szczerze.


"Kiedyś w Afryce", reż. Piotr Jaworski 2009, fot. SF Kalejdoskop

Filmów w Polsce nie opłaca się robić choćby z tego powodu, że bardziej opłaca się robić film w – dajmy na to – Afryce. Nie ma się w sumie nad czym zastanawiać: w Afryce jest lepsza pogoda; do Afryki jest znacznie ciekawiej pojechać niż pod Mławę; w Afryce można zobaczyć lwy i piękne krajobrazy – pod Kielcami co najwyżej można spotkać faceta na furmance.

Nie ma co też udawać: Afryka to temat znacznie bardziej uniwersalny niż Polska: robienie filmów o Afryce (o jakimś afrykańskim problemie) ma znacznie większą moc oddziaływania festiwalowego, niż robienie filmu o tym samym problemie w Pyzówce. Zachodni widz wie, co to takiego Afryka; ma bowiem z Afryką pewne zaszłości kolonialne chociażby; bywa, że ma jakieś, wyuczone, stłumione poczucie winy. Znacznie większa jest też nadzieja, że pokaże film któraś prestiżowych anten  telewizji zachodnioeuropejskich.

Nie oszukujmy się: problemy z apartheidem w tle, albo z chrystianizacją ludów Czarnego kontynentu mają dla audytorium festiwalowego czy widzów Arte dużo większy ciężar gatunkowy niż jakieś problemy z gminą Pcim w tle.
Wcale się zatem nie dziwię, że reżyserzy z przyczyn turystyczno-prestiżowych wolą robić filmy w świecie. A do tego, przecież, są wolnymi ludźmi, wolnymi artystami mieszkającymi w wolnym kraju i mogą robić to, co uważają za stosowne i dla siebie dobre.

Towarzyszą im zresztą wiernie w tych ich decyzjach ich producenci, myślący podobnie i  zacierający ręce; a może też i krytycy, utrzymujący, że wreszcie dokument polski mówi o problemach globalnych; filmowcy poruszają się w świecie; są też zapewne jacyś chwalcy, którzy głoszą apoteozę, że nareszcie porzuciliśmy marny partykularyzm na rzecz problemów, którymi żyje świat. Ale jeśli rozumiem filmowców (sam chciałbym do Afryki pojechać), to nie zgadzam się z myśleniem tych, którzy uważają, że zajmowanie się polską tematyką w filmie jest czymś zasługującym na odrzucenie.


"Kiedyś w Afryce", reż. Piotr Jaworski 2009, fot. SF Kalejdoskop

Odbyłem w życiu kilka rozmów na ten temat i nie wymyślam stanowiska owego potencjalnego „kosmopolity”.

Ci, których można nazwać tym określeniem, sądzą bowiem – niestety – że Polska to wstyd; że lepiej trzymać się od tej Polski zawstydzającej, z problemami, którymi nikt na świecie się nie interesuje,  jak najdalej, i przyznanie się, że się jakoś z tymi problemami ma do czynienia, jest na tyle deprecjonujące intelektualnie czy artystycznie, że jednoznacznie przekreśla szansę na włączenie się w międzynarodowe życie kulturalne. Ewa Thompson trafnie i bezkompromisowo nazywa taką postawę postawą postkolonialną: jeśli bowiem hegemonia polega na kolonizacji kulturowej, to jednym z jej elementów jest wmówienia skolonizowanym wstydu za kulturę, z której się wywodzą. Ten mechanizm pozwala rządzić kolonizatorom: wprasowanie kolonizowanego ludu w piekło resentymentów adresowanych do swojej macierzystej kultury pozawala łatwiej nimi zarządzać.

Ja wcale nie wiem z jakiego powodu reżyserzy (i czy naprawdę jest to jakieś zjawisko) nie robią  filmów w Polsce i o Polsce. Jeśli jednak tak jest, i jest to zjawisko, które niektórzy z czytających te słowa współtworzą, to proszę, zastanówcie się nad swoimi motywacjami. Ja nikogo nie obrażam, nikogo nie piętnuję, ja się tylko pytam: zastanówcie się, jaki jest powód tego, że robicie filmy za granicą.

Tylko nie mówcie, że się Was czepiam. W końcu to Wy robicie filmy dokumentalne za granicą i do Was należy odpowiedź.


Krzysztof Koehler
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. „Epoka lodowcowa” na drodze do miliona.
Box Office. Epoka lodowcowa w kinach
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll