Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
To będzie naparzanka dla nastolatków, chłopców dziesięcioletnich, którzy potem spać nie mogą po nocach; dla chłopców, opowiadających sobie fabułę na przerwach w szkole z dosyć dużą ilością (nie wiem czy nie większością) wyrazów dźwiękonaśladowczych (albo raczej dźwięków samych, naśladujących wybuchy, uderzenia, pacnięcia).
To będzie zabawa dla niewyrośniętych chłopców, którzy swoje dziewczyny (zawsze od nich jakoś starsze, dyskretnie lub otwarcie poziewające) do kina przyprowadzą, żeby nie było, ubiorą na nos okulary i znowu poczują się w swoim żywiole, jak przed ekranem komputera; to się ożywi, ubierze się w ciała tych, których lubimy: Scarlett Johansson, Roberta Downeya Juniora czy Samuela L. Jacksona; to się będzie oglądać, tłumy wypełnią sale kinowe; ludzie będą wybuchać śmiechem, w momentach, kiedy powinni; spędzą swoje dobre prawie trzy godziny w kinie, tylko po co? Czego ci ludzie szukają w kinie oglądając, którąż to już wersję mitu o Bohaterach walczących o przetrwanie ludzkości z Najeźdźcami?
Kadr z filmu "Avengers 3D", fot. Forum Film
Bohaterowie ci to całkiem dosłowni bohaterowie, nie jakieś wymyślone na potrzeby filmu postaci: to są Avengers z krwi i kości: to Iron Man, to Captain America, to Hulk, Thor i kto tam jeszcze. No i złowróżbni przybysze dybiący, a jakże, na ludzką, człowieczą wolność. Sporo tyrad o tej wolności padnie w filmie: oto bowiem Lokis, brat (przyrodni) Thora, zarażony manią dyktatorską, przynosi kolejną na ziemię inwazję z odległych zakątków Kosmosu. Będą zmagania, pościgi, punkt zwrotny, a przede wszystkim demolka Manhattanu, politycy na ciemnych ekranach i może autoportret twórców (i większości odbiorców) tego filmu, w króciutkiej scence, kiedy „strasznie zajęty” w centrum dowodzenia jeden z członków obsługi, przełącza na sekundę ekran komputera z „niezmiernie ważnymi danymi, w niezwykle dramatycznym momencie”, i wraca do przerwanej przez najście szefostwa gry komputerowej w rodzaju prymitywnego diggera.
Tu jesteśmy. Znudzony przewidywalnością, zblazowany cytatowością, zniecierpliwiony czekam (kiedy wreszcie?!) końca (który wiem jaki będzie) filmu. Tak, trafiłem na niewłaściwy seans: jest środa już sporo po północy, Kraków, sala nabita do ostatniego miejsca.
Może czegoś nie pojmuję? Czegoś nie zrozumiałem? Coś mnie ominęło?
Jak z meczu, kiedy wiadomo, że nasi przegrali, przed końcem, jeszcze w półmroku, na napisach schodzę do wyjścia. Sam jeden. Reszta czeka na coś.
Już pod samym ekranem, zatrzymuje mnie oczekiwana scena: pochwała ludzkiej dzielności wypowiadana przez rozgoryczonego, wściekłego Kosmitę z brzydką, zwierzęcą gębą. Brzmi jak zapowiedź sequela…
Ile razy mam ci powtarzać, że ludzkość potrzebuje dzielności, męstwa, lojalności, przykładu? Że musi się doskonalić naśladowczo, wznosząc się w procesie mimetyzmu zewnętrznego ku tym, których mity podają im jako wzorce.
Ludzkość? Chłopcy z dziewczynami nocą w środku tygodnia w Krakowie!
Ludzkość? Czemu nie?
To będzie zabawa dla niewyrośniętych chłopców, którzy swoje dziewczyny (zawsze od nich jakoś starsze, dyskretnie lub otwarcie poziewające) do kina przyprowadzą, żeby nie było, ubiorą na nos okulary i znowu poczują się w swoim żywiole, jak przed ekranem komputera; to się ożywi, ubierze się w ciała tych, których lubimy: Scarlett Johansson, Roberta Downeya Juniora czy Samuela L. Jacksona; to się będzie oglądać, tłumy wypełnią sale kinowe; ludzie będą wybuchać śmiechem, w momentach, kiedy powinni; spędzą swoje dobre prawie trzy godziny w kinie, tylko po co? Czego ci ludzie szukają w kinie oglądając, którąż to już wersję mitu o Bohaterach walczących o przetrwanie ludzkości z Najeźdźcami?
Kadr z filmu "Avengers 3D", fot. Forum Film
Bohaterowie ci to całkiem dosłowni bohaterowie, nie jakieś wymyślone na potrzeby filmu postaci: to są Avengers z krwi i kości: to Iron Man, to Captain America, to Hulk, Thor i kto tam jeszcze. No i złowróżbni przybysze dybiący, a jakże, na ludzką, człowieczą wolność. Sporo tyrad o tej wolności padnie w filmie: oto bowiem Lokis, brat (przyrodni) Thora, zarażony manią dyktatorską, przynosi kolejną na ziemię inwazję z odległych zakątków Kosmosu. Będą zmagania, pościgi, punkt zwrotny, a przede wszystkim demolka Manhattanu, politycy na ciemnych ekranach i może autoportret twórców (i większości odbiorców) tego filmu, w króciutkiej scence, kiedy „strasznie zajęty” w centrum dowodzenia jeden z członków obsługi, przełącza na sekundę ekran komputera z „niezmiernie ważnymi danymi, w niezwykle dramatycznym momencie”, i wraca do przerwanej przez najście szefostwa gry komputerowej w rodzaju prymitywnego diggera.
Tu jesteśmy. Znudzony przewidywalnością, zblazowany cytatowością, zniecierpliwiony czekam (kiedy wreszcie?!) końca (który wiem jaki będzie) filmu. Tak, trafiłem na niewłaściwy seans: jest środa już sporo po północy, Kraków, sala nabita do ostatniego miejsca.
Może czegoś nie pojmuję? Czegoś nie zrozumiałem? Coś mnie ominęło?
Jak z meczu, kiedy wiadomo, że nasi przegrali, przed końcem, jeszcze w półmroku, na napisach schodzę do wyjścia. Sam jeden. Reszta czeka na coś.
Już pod samym ekranem, zatrzymuje mnie oczekiwana scena: pochwała ludzkiej dzielności wypowiadana przez rozgoryczonego, wściekłego Kosmitę z brzydką, zwierzęcą gębą. Brzmi jak zapowiedź sequela…
Ile razy mam ci powtarzać, że ludzkość potrzebuje dzielności, męstwa, lojalności, przykładu? Że musi się doskonalić naśladowczo, wznosząc się w procesie mimetyzmu zewnętrznego ku tym, których mity podają im jako wzorce.
Ludzkość? Chłopcy z dziewczynami nocą w środku tygodnia w Krakowie!
Ludzkość? Czemu nie?
Krzysztof Koehler
Portalfilmowy.pl
Box Office. W kinach rządzi „Dyktator”
Box Office. Mściciele rekordowo także w Polsce!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024