PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Krzysztof Koehler
  4.07.2013
ale to nie wszystko, gdyż ratując Prezydenta z rąk napastników, ratuje neoreputację Ameryki, która wreszcie postanowiła zrzucić z barków ten nieznośny wizerunek światowego żandarma, a Prezydent, bo musicie i to wiedzieć, to swój chłop, który wywodzi się z biednych dzielnic Harlemowa, zaciąga lekko murzyńskim amerykańskim, jest cool facetem, który brata się z ludem ulicy, gania w "swoich Jordanach" i jakby nigdy nic udziela wywiadu do wideobloga córce bohatera, która akurat z wycieczką chodzi po Białym Domu.

Ale najważniejsza rzecz winna być podkreślona: on, który już jest bardziej Afroamerykaninem niż obecny Obama, nie jak ten realny pan Prezydent, wyszczekany, wygadany, mówiący po białemu, farbowany na ciemno biały człowiek. Zatem: ten filmowy amerykański murzyński prezydent chce zmienić politykę światową; zarazem też przyznaje, że chce dokonać dzieła na miarę Lincolna i Washingtona. Już wiemy o co chodzi: swoją decyzją wypowiada wojnę tym, którzy naprawdę rządzą: koncernom wielkim, żyjącym z wojen i produkcji wojennej; prezydent podpadł, podpadł nie tylko szefowi swojej ochrony, nie tylko innym WASP-om, od których, jak wiadomo, aż się roi w Białym Domu, Pentagonie i wszędzie, nie tylko tym, którzy uporczywie wybierają republikanów, ale też faszystom, tak samo rasistom, prawicowym ekstremistom, facetom z tatuażami ogromnymi na twarzach i rękach i nogach, i facetom z fryzurami à la twarde podbródki. Słowem: białej, prawicowej hołocie, która postanowiła zrobić porządek nie tyle z Prezydentem Czarnuchem (chociaż jest to film czarno-biały), ile z Prezydentem, który wreszcie chce prowadzić politykę, o jakiej marzą na Kubie, w Rosji, Chinach i na Bliskim Wschodzie (poza Izraelem, gdzie o takiej polityce zagranicznej USA jak promowana w filmie pewnie nie marzą).


Jamie Foxx jako Prezydent Sawyer w filmie "Świat w płomieniach", reż. Roland Emmerich, fot. UIP

Jeśli rację miał towarzysz Lenin, a przecież miał, bo piszą o nim dobrze w "Krytyce Politycznej", że kino jest najważniejszą ze sztuk, to zaiste – twórcy filmu "Świat w płomieniach" prowadzą swoją wysokonakładową, w konwencji bum bum, trach trach, agitacyjną robotę w myśl dobrze raczej wymyślonych intelektualnie i filmowo schematów. Dobry ciemnoskóry prezydent idący pod prąd wielkim zbrojeniowym korporacjom, ratowany przez szczerego, dobrego, niezbyt dobrze wykształconego, za to kochającego swoją córkę do szaleństwa Tatuma, z rąk prawicowych oszołomów.

Ale jeżeli rację miał tak samo Zygmunt Freud, a miał skoro studiują jego dzieła na wyższych uczelniach, to widać zarazem, jak Amerykanie rozwiązują w wysokonakładowych narracjach swoje psychiczne problemy: stosunek do Czarnych, światowego przywództwa, wojen prowadzonych w imię porządku czy wreszcie 11 września 2001. To nie pierwszy, ale drugi film akcji w tym roku, kiedy napastnicy wdzierają się do symbolu-serca-osi Stanów Zjednoczonych i (prawie) doszczętnie go niszczą. Zawsze ktoś jednak Prezydenta uratuje; wszystko skończy się dobrze; napastnicy zostaną zabici, winni ukarani – świat wróci do normy, polityka wskoczy w swoje koleiny, politycy z jeszcze większym zapałem pilnować będą ładu na świecie rękami zbrojeniówki.

No, a co my w Polsce z tego będziemy mieć, że obejrzymy sobie historię o tym jak Tatum uratowawszy Prezydenta, ratuje świat. Gdybym ten tekst pisał gdzie indziej, pewnie wskazywałbym na Klewki, tarczę antyrakietową i w ogóle poczucie, że Polacy są OK., więc mogą sobie pooglądać amerykańskie historie, poczuć się choć trochę częścią wszech-narracji, ale że piszę dla Portalu Filmowego, zauważę co innego: przeżywszy pod Smoleńskiem sporą wspólnotową traumę, usiłujemy ją jakoś językiem kultury obłaskawić. Ale póki co – doczekaliśmy się zaledwie kilku filmowych zapisów paradokumentalnych i wielu raczej grepsów i aluzji, poumieszczanych w różnych dziełach. Sprawdzianem siły danej kultury jest jej umiejętność radzenia sobie z traumą: znalezienie takiej formuły opowieści, która uniesie przeżycie, ale zarazem przekształci je w opowieść ku pokrzepieniu – w opowieść snutą w wersji pop-kulturowej.

Ja na przykład to bym chciał zobaczyć taki film, w którym będzie jakiś atak, wybuchy, jakaś akcja, zamach nawet, nawet niech to nie będzie samolot, może jakiś prezydencki pałac, budynek, blok mieszkalny, cokolwiek, panika itp., ale żeby koniecznie znalazł się jakiś Channing Tatum, który (jeśli to będzie samolot) stery przejmie, i mimo wybuchów i mgły go posadzi (ale równie dobrze może to być Pałac Prezydencki na Krakowskim ostrzeliwany, zajmowany, wysadzany w powietrze) i Prezydenta z wraku (resztek dekoracji) wyprowadzi. Wtedy wszyscy osłupieją. Jak zobaczą, kiedy wyłoniwszy się z dymów, z gruzów, z resztek, zarepetują obaj broń, zawiążą na głowach opaski à la Rambo i ruszą na Ruskich.


Krzysztof Koehler
www.portalfilmowy.pl
Zobacz również
„Uniwersytet potworny” straszy w kinach
„Iluzja” ożywiła kina
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll