Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Nieczęsto zdarza się taka sytuacja, że w kinach możemy oglądać dwa filmy, które mają ten sam tytuł.
Więc do jednego (jako że pewnie już nie można było tego zmienić) dystrybutorzy dla jasności dodali "L’amour"; drugi to nasza swojska "Miłość". Jeden nakręcił Michael Haneke, drugi Sławomir Fabicki. Jeden jest o ludziach starych, już właściwie żegnających się z życiem, drugi o ludziach młodych, którym właśnie urodziło się pierwsze dziecko. O jednym swój blog zatytułowałem (można znaleźć ten zapis obok na tej stronie) "To nie jest miłość", przy drugim odważę się zawyrokować: "Tak, to właśnie jest miłość".
Marcin Dorociński i Julia Kijowska w "Miłości" Sławomira Fabickiego, fot. Forum Film Poland
Nie wiem, kim jest Sławomir Fabicki. Wiem, że nakręcił "Z odzysku", "Ogród Luizy", pewnie inne jakieś dzieła. Przyznam się: żadnego z tych filmów, chyba (mówię chyba, bo po prostu być może nie pamiętam), nie widziałem. Ten był więc pierwszym jego filmem. I bardzo się cieszę, że go zobaczyłem. Na następny film tego reżysera na pewno wybiorę się z dobrym nastawieniem.
Bo właściwie ta historia pozwala nie tyle zobaczyć miłość na ekranie (jak można pokazać miłość?), co niejako przetestować jej siłę. Doświadczyć cierpliwości. Dotknąć niewyobrażalnej wielkoduszności, która kryje się w tym, chyba fundamentalnym dla tego świata, a na pewno dla człowieka, uczuciu.
Tak, wyczytałem gdzieś, że Fabicki opowiada miłość podobnie do św. Pawła. Znaczy mówi, tak mi się wydaje, sprawdzam, tamtej definicji: cierpliwa jest, łaskawa, nie patrzy swego, nigdy nie ustaje...
Nie wiem, jak to jest z jej ustawaniem: przecież żyjemy sporo na świecie i widzimy wiele sytuacji, wiele osób, pomiędzy którymi miłość po prostu wygasła. Ustała zatem, a może ukryła się, schowała pod naporem, naciskiem, agresją innych emocji, animozji, doświadczeń.
U niego jednak miłość jest siłą, choć bywa (a przecież jest tak), że ludzie są słabi, mali, narażeni na złe emocje, złe reakcje, gorszące czyny. Zadawanie cierpienia gdzieś mieści się w tym świecie obok darzenia uczuciem. Zadawanie bólu, nawet, wydaje się, że chwilami przytłumia obdarowywanie sympatią.
Jest jedna zasadnicza sprzeczność pomiędzy Hanekem a Fabickim. U Hanekego z miłości zabija się, u Fabickiego cierpliwie, z jakąś nieziemską, niesłychaną pokorą znosi się podwójną krzywdę i trwa, wiernie czekając.
Ostatnia scena z filmu ukazuje – tak mi się wydaje – źródło siły tej miłości. To nagroda za wierność? A może zasadniczy powód owej bezbrzeżnej cierpliwości? Przyczyna przyjmowania policzków i nieustannego wybaczania? Źródło ciągłego podnoszenia się po wciąż powtarzających się upadkach?
Ale jak można pokazać coś takiego, ktoś zapyta.
Po tym blasku, który zjawia się w kompletnej ciszy, pojawiają się napisy końcowe. Cisza trwa. Idźcie, zobaczcie, doświadczcie jak cała sala siedzi jak zahipnotyzowana. Ciężko się podnieść z fotela, bo to oznacza porzucić to doświadczenie, które właśnie przeżyliśmy. Więc chciałoby się, by to się nigdy nie skończyło.
Ale coś wam powiem, to się właśnie nigdy nie skończy. Przed wami i po was ten blask będzie. Bo on, jak to Dante powiedział, ten blask, ta Miłość "wprawia w ruch słońce i gwiazdy".
Więc do jednego (jako że pewnie już nie można było tego zmienić) dystrybutorzy dla jasności dodali "L’amour"; drugi to nasza swojska "Miłość". Jeden nakręcił Michael Haneke, drugi Sławomir Fabicki. Jeden jest o ludziach starych, już właściwie żegnających się z życiem, drugi o ludziach młodych, którym właśnie urodziło się pierwsze dziecko. O jednym swój blog zatytułowałem (można znaleźć ten zapis obok na tej stronie) "To nie jest miłość", przy drugim odważę się zawyrokować: "Tak, to właśnie jest miłość".
Marcin Dorociński i Julia Kijowska w "Miłości" Sławomira Fabickiego, fot. Forum Film Poland
Nie wiem, kim jest Sławomir Fabicki. Wiem, że nakręcił "Z odzysku", "Ogród Luizy", pewnie inne jakieś dzieła. Przyznam się: żadnego z tych filmów, chyba (mówię chyba, bo po prostu być może nie pamiętam), nie widziałem. Ten był więc pierwszym jego filmem. I bardzo się cieszę, że go zobaczyłem. Na następny film tego reżysera na pewno wybiorę się z dobrym nastawieniem.
Bo właściwie ta historia pozwala nie tyle zobaczyć miłość na ekranie (jak można pokazać miłość?), co niejako przetestować jej siłę. Doświadczyć cierpliwości. Dotknąć niewyobrażalnej wielkoduszności, która kryje się w tym, chyba fundamentalnym dla tego świata, a na pewno dla człowieka, uczuciu.
Tak, wyczytałem gdzieś, że Fabicki opowiada miłość podobnie do św. Pawła. Znaczy mówi, tak mi się wydaje, sprawdzam, tamtej definicji: cierpliwa jest, łaskawa, nie patrzy swego, nigdy nie ustaje...
Nie wiem, jak to jest z jej ustawaniem: przecież żyjemy sporo na świecie i widzimy wiele sytuacji, wiele osób, pomiędzy którymi miłość po prostu wygasła. Ustała zatem, a może ukryła się, schowała pod naporem, naciskiem, agresją innych emocji, animozji, doświadczeń.
U niego jednak miłość jest siłą, choć bywa (a przecież jest tak), że ludzie są słabi, mali, narażeni na złe emocje, złe reakcje, gorszące czyny. Zadawanie cierpienia gdzieś mieści się w tym świecie obok darzenia uczuciem. Zadawanie bólu, nawet, wydaje się, że chwilami przytłumia obdarowywanie sympatią.
Jest jedna zasadnicza sprzeczność pomiędzy Hanekem a Fabickim. U Hanekego z miłości zabija się, u Fabickiego cierpliwie, z jakąś nieziemską, niesłychaną pokorą znosi się podwójną krzywdę i trwa, wiernie czekając.
Ostatnia scena z filmu ukazuje – tak mi się wydaje – źródło siły tej miłości. To nagroda za wierność? A może zasadniczy powód owej bezbrzeżnej cierpliwości? Przyczyna przyjmowania policzków i nieustannego wybaczania? Źródło ciągłego podnoszenia się po wciąż powtarzających się upadkach?
Ale jak można pokazać coś takiego, ktoś zapyta.
Po tym blasku, który zjawia się w kompletnej ciszy, pojawiają się napisy końcowe. Cisza trwa. Idźcie, zobaczcie, doświadczcie jak cała sala siedzi jak zahipnotyzowana. Ciężko się podnieść z fotela, bo to oznacza porzucić to doświadczenie, które właśnie przeżyliśmy. Więc chciałoby się, by to się nigdy nie skończyło.
Ale coś wam powiem, to się właśnie nigdy nie skończy. Przed wami i po was ten blask będzie. Bo on, jak to Dante powiedział, ten blask, ta Miłość "wprawia w ruch słońce i gwiazdy".
Krzysztof Koehler
www.portalfilmowy.pl
Wiosenny odpływ widzów
Pierwszy film 2013 roku z milionową widownią!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024