PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Krzysztof Koehler
  3.01.2013
…bo właściwie ma coś w sobie ta nobliwa i stara europejska kultura pod koniec czasów, nosi ona to coś w sobie, zadziwiające połączenie umiejętności wzbudzania u nuworyszów kulturowych z Nowego Świata zawstydzenia i wpędzania ich w kompleksy, a zarazem bezrefleksyjną i niczym nie uzasadnianą potrzebę dzielenia się z całym światem swoimi niezwykłymi odkryciami w rodzaju tego, że życie w swej różnorodności jest różnorodne, i że w tej różnorodności każdy z nas jest inny od pozostałych, ale że zarazem, będąc innym, jest na swój sposób do pozostałych na ziemi podobny, i że zarazem w tym podobieństwie możemy dopatrywać się prawdy o losie ludzkim (conditio humana), i że ta conditio humana, to nie jest łatwa rzecz, bo mimo podobieństw, dzięki różnorodności, może jednak nie ma jakichś jednak, wspólnych jednak zasad, że kilka z nich jednak może i jest ostatecznych, ale ostatecznie wcale jednak nie ma  pewności, że tak jest itp. itd. i tak w koło Macieju…

Można tak długo, dłuuugo europejsko, wcale nie unijnie gaworzyć o świecie i o jego złożoności, ale miast tego, aby lepiej poznać oszałamiającą siłę europejskiego ducha, zachęcam do zmuszenia się do obejrzenia filmu "360. Połączeni". Poznawczo – efekt gwarantowanie podobny; oglądajcie – oglądajcie sobie, a ręczę że dojdzie do was w pewnym monecie, jeśli tylko nie jesteście po drugiej stronie i do kina europejskiego nie podchodzicie jak do objawionej prawdy, że w pewnym momencie sami poczujecie się nabijani w znormalizowaną butelkę.


Kadr z filmu "360. Połączeni", fot. Kino Świat

Bo że film jest iście europejskim dziełem, pokazującym Europę, to poznacie, po filmowanych, jakże wyselekcjonowanym okiem konesera, zabytkach: jeśli Bratysława, to co zobaczycie? Zamek! Jeśli Wiedeń, to – oczywiście Ring (gmach Opery), jeśli Paryż to…. Dobrzeście odgadli, wieża Eiffla, jeśli Londyn, to, co widzi z okna, ten kto widzi?

Tak: lotniska, których nazwy zna każdy Europejczyk i nie Europejczyk, zabytki, że tak powiem znaki towarowe poszczególnych krajów. Lecz najlepsze jest dalej: jeśli Słowaczka to … dziewczę przedajne (co ma czynić dziewczę zza dawnej żelaznej kurtyny?), jeśli znużony życiem angielskim małżonek, to co ma czynić? Zdradzać z ową dziewką przedajną swoją żonę, którą kocha koniecznie i smętnie, ale jednak czyni to, co ma czynić, ale dlaczego to czyni czy raczej zamierza uczynić? By przerwać rutynę? Uciec przed miłością? A jeżeli Rosjanin w Paryżu, to… musi coś do czynienia mieć z mafią, ze złymi ludźmi (pistolety i walizki pełne pieniędzy!), jeśli zaś Francuz, to na miły Bóg kto, kto jest tym francuskim, typowo francuskim stomatologiem? Jeszcze nie wiecie? Otóż Arab, szczery, bogobojny, francuski mahometanin, który płaci podatki w euro, ale modli się do Allaha i jego kierownik duchowy nosi turban.

Ach, dobrze, że ani Warszawa, ni Kraków, chwała Bogu, nie dołożyły się do tej zbiorowej promocji europejskich stolic. Bo ciekawy jestem w jakiej roli wystąpiłby Polak, Polka w tej produkcji? Czy byłby nim Maciej Stuhr, ofiara typowo polskiego? A może Dziewczyna Bonda? A może Dziewczyna Farrella? Kim byłby, kim byłaby Polka? Może byłaby widziana ona/on okiem brytyjskiego/norweskiego/duńskiego imprezowicza? Nie daj Bóg! Nie zobaczyliśmy jednak Sukiennic, Wawelu, Zamku Królewskiego. Nie masz ci Polski w Europie. Znowu.

Niepotrzebnie się jednak lękam, niepotrzebnie rozpaczam, bo polski wkład w ten europejski klasyk to pierwszej wody kieślowszczyzna. Znaczy całkowita stuprocentowa kieślowszczyzna; czyli równoległość losów mająca udowadniać głębię i skomplikowanie. Och, to jest nasz wkład w rozwój kinematografii światowej (pierwsze filmy duetu Innaritu i Arriagi, aż po "Babel"!), to jest nasze zwycięstwo, bo może to w oczach najlepszych amerykańskich scenarzystów (Peter Morgan) i najlepszych reżyserów zza oceanu (Fernando Meirelles) jest właśnie znakiem europejskości: wielość wyplecionych wątków udająca głębię, której nie ma, bo wywód zaczyna się i kończy na konstatacjach, od których zaczęła się ta moja wypowiedź!

Taka to ci Europa. Nic więc dziwnego, że kiedy film opowiada o trójce złączonej na lotnisku w Denver losem – amerykańskiego przestępcy seksualnego (Ben Foster), dziewczyny z Rio wracającej do domu (Maria Flor) i starego ojca przytłoczonego poczuciem winy (Anthony Hopkins) – mamy na kilkanaście minut wielkie kino, świetne role i zagadkę przeznaczenia, które – bywa że wisi jak miecz nad nami – ale niekiedy coś ów miecz mający nasze życie pogrążyć w destrukcji, powstrzymuje i żyjemy dalej do końca może życia nieświadomi śmiertelnego zagrożenia, które nad nami wisiało.

No ale to tylko kilkanaście minut wielkiego, jakby spoza Europy, kina. Nad resztą europejskiej superprodukcji unosi się smętny duch KK i UE.


Krzysztof Koehler
portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Znakomite otwarcie „Bejbi blues”!
Box Office. Rekordowy „Hobbit”!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll