Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
To są te chwile przed burzą. Doskonale je wszyscy znamy. My - zaznajomieni ze sztuką kina: bohaterowie osiągają równowagę, układa się im, osiągają spełnienie, docierają do szczęścia. To wtedy padają tzw. „zdania do zapamiętania”, na dużych zbliżeniach poważne sycące się szczęściem twarze.
Potem zwykle następuje katastrofa.
My, widzowie, zaznajomieni ze sztuką kina, potrafimy bezbłędnie rozpoznać te momenty: szepczemy do siedzących obok nas osób; zakładamy się: kiedy się zacznie rozwałka. W następnej czy w jeszcze kolejnej scenie. Zwykle się nie mylimy.
Właśnie tak rozmawiamy po cichu, choć niepotrzebnie, bo w sali kilka osób, kiedy bohaterowie filmu "Bogowie ulicy", Tylor i Zavala, rozmawiają w swoim samochodzie, a pętla – czego oni nie wiedzą, ale widz wie – wokół nich bezwarunkowo i nieubłagalnie się zaciska.
Zatem, wiem, że nieszczęście nadejdzie na kocich łapkach, bezszelestnie, ale nieubłaganie, jak koniec świata.
I też zastanawiam się co z tym swoim spostrzeżeniem zrobić.
Przede wszystkim podzielić się z nim z Państwem – zaznajomionymi ze sztuką kina. Żebyśmy wspólnie zastanowili się: czemu oni to robią; czemu tak zawsze podobnie; co się kryje za tą przewidywalną powtarzalnością (schemat, by zadziałał musi być bowiem mechaniczny).
Zacznijmy od Arystotelesa, który wskazywał na istotę tragedii, mówiąc o perypetii: czyli o doświadczeniu przez widza krótkiej jak błyskawica drogi bohatera ze szczęścia w nieszczęście. To doświadczenie, jak wiadomo, służyło osiągnięciu katharsis czyli właściwie decydowało o tym, czy tragedia jest udana, czy nie. Oczywiście autorzy greccy, których podpatruje się w Hollywood, mieli wielkie pole do popisu, aby skupić się na przyczynach owego przeskoku ze szczęścia w nieszczęście. Pozwalało im to budować poważne rozważania, o fatum, przeznaczeniu, żelaznych prawach losu, zawinionych bądź niezawinionych błędach. Jedną z owych przyczyn upadku (zejścia z słusznej drogi, co nazywało się hamartia) bywała hybris – czyli „zaślepienie uniemożliwiające właściwe rozpoznanie sytuacji”.
Bo, musicie wiedzieć, że z katharsis powinien rodzić się jednak pewien namysł nad kondycją człowieka. Bo, musicie wiedzieć, że jak się komuś przestaje powodzić, to można też, a nawet może trzeba się zastanowić, czemu akurat przestało mu się wieść, czemu przegrał. Bo, musicie wiedzieć, warto niekiedy o tym sobie pomyśleć, bo to się po prostu może w życiu przydać. Tak. W waszym życiu, które rozciąga się poza kinową salą.
Zatem, wydaje mi się, że hybris jest siłą, która ściąga na Tylora i Zavalę nieszczęście, klęskę. Te nieustanne kamerki, ta siła rażenia słowa i ognistej ręki, ten rodzaj manhood behavior, brak pokory wobec spraw, losu, zadań. Ale też pewien rodzaj ryzykowania, który również wynika z ukrytej, to już zapewne z ręką w podręcznikach psychoanalizy mówię, pychy polegającej na wystawianiu się na ryzyko (scena z ratowaniem dzieci z płonącego domu): pewien rodzaj przekroczenia reguły, obowiązków zawodowych, co zresztą wytykają mężom - jak zawsze niezawodnie - żony obu bohaterów.
Pomyślcie proszę o tym. Jak i ja myślałem i myślę.
I druga kwestia, może nie tak dla egzystencji ważna: zastanawiam się co znaczy ten schemat (oni u progu szczęścia, w osłonie nieświadomości, zaślepieni tuż przed katastrofą, która za chwilę na nich spadnie).
Dwa pytania: my wiemy, oni nie wiedzą. Znowu Arystoteles mówiący o tym, że nieświadomości bohatera towarzyszy pełna świadomość widza i że to też jest jeden ze sposobów osiągnięcia katharsis, bo wiemy więcej.
Ale, nie umiem inaczej, przepraszam, przenieśmy to do życia.
Czy ktoś tu na świecie wie więcej?
Zawsze jesteśmy raczej (my i wszyscy naokoło, bo przecież nie my, świadkowie ludzkich nieszczęść, którzy wiemy prawie tyle samo, a zwykle znacznie mniej, co osoby nieszczęściem jak falą powodziową ogarnięte) w roli Zavali i Tylora (i Edypa).
Kto wie więcej?
Kto, patrząc na nasze dzisiejsze szczęście i jutrzejszy płacz, kto może doświadczyć - patrząc na nasze wysiłki - katharsis?
Cisza.
To inaczej: spełnienie, szczęście, chwile przed Bożym Narodzeniem, święta, bliskość, miłość.
Kto mnie widzi, i wie, jak będzie potem (a pewnie będzie inaczej, bo Święta nie trwają wiecznie), czy mnie już dzisiaj żałuje? Tego, że nie wiem, absolutnie nie wiem, a zachowuję się jakbym wiedział wszystko, pełne manhood behavior, słowa, gesty, siła rażenia, oko kamery, zabieganie, pełnia życia, zakupy, spełnienie, spełnienie, radość już to jest...
Potem zwykle następuje katastrofa.
My, widzowie, zaznajomieni ze sztuką kina, potrafimy bezbłędnie rozpoznać te momenty: szepczemy do siedzących obok nas osób; zakładamy się: kiedy się zacznie rozwałka. W następnej czy w jeszcze kolejnej scenie. Zwykle się nie mylimy.
Właśnie tak rozmawiamy po cichu, choć niepotrzebnie, bo w sali kilka osób, kiedy bohaterowie filmu "Bogowie ulicy", Tylor i Zavala, rozmawiają w swoim samochodzie, a pętla – czego oni nie wiedzą, ale widz wie – wokół nich bezwarunkowo i nieubłagalnie się zaciska.
Filmowi Brian Taylor i Mike Zavala, czyli Jake Gyllenhaal i Michael Peña w "Bogach ulicy" Davida Ayera, fot. Scott Garfield/Monolith Films
Zatem, wiem, że nieszczęście nadejdzie na kocich łapkach, bezszelestnie, ale nieubłaganie, jak koniec świata.
I też zastanawiam się co z tym swoim spostrzeżeniem zrobić.
Przede wszystkim podzielić się z nim z Państwem – zaznajomionymi ze sztuką kina. Żebyśmy wspólnie zastanowili się: czemu oni to robią; czemu tak zawsze podobnie; co się kryje za tą przewidywalną powtarzalnością (schemat, by zadziałał musi być bowiem mechaniczny).
Zacznijmy od Arystotelesa, który wskazywał na istotę tragedii, mówiąc o perypetii: czyli o doświadczeniu przez widza krótkiej jak błyskawica drogi bohatera ze szczęścia w nieszczęście. To doświadczenie, jak wiadomo, służyło osiągnięciu katharsis czyli właściwie decydowało o tym, czy tragedia jest udana, czy nie. Oczywiście autorzy greccy, których podpatruje się w Hollywood, mieli wielkie pole do popisu, aby skupić się na przyczynach owego przeskoku ze szczęścia w nieszczęście. Pozwalało im to budować poważne rozważania, o fatum, przeznaczeniu, żelaznych prawach losu, zawinionych bądź niezawinionych błędach. Jedną z owych przyczyn upadku (zejścia z słusznej drogi, co nazywało się hamartia) bywała hybris – czyli „zaślepienie uniemożliwiające właściwe rozpoznanie sytuacji”.
Bo, musicie wiedzieć, że z katharsis powinien rodzić się jednak pewien namysł nad kondycją człowieka. Bo, musicie wiedzieć, że jak się komuś przestaje powodzić, to można też, a nawet może trzeba się zastanowić, czemu akurat przestało mu się wieść, czemu przegrał. Bo, musicie wiedzieć, warto niekiedy o tym sobie pomyśleć, bo to się po prostu może w życiu przydać. Tak. W waszym życiu, które rozciąga się poza kinową salą.
Zatem, wydaje mi się, że hybris jest siłą, która ściąga na Tylora i Zavalę nieszczęście, klęskę. Te nieustanne kamerki, ta siła rażenia słowa i ognistej ręki, ten rodzaj manhood behavior, brak pokory wobec spraw, losu, zadań. Ale też pewien rodzaj ryzykowania, który również wynika z ukrytej, to już zapewne z ręką w podręcznikach psychoanalizy mówię, pychy polegającej na wystawianiu się na ryzyko (scena z ratowaniem dzieci z płonącego domu): pewien rodzaj przekroczenia reguły, obowiązków zawodowych, co zresztą wytykają mężom - jak zawsze niezawodnie - żony obu bohaterów.
Pomyślcie proszę o tym. Jak i ja myślałem i myślę.
I druga kwestia, może nie tak dla egzystencji ważna: zastanawiam się co znaczy ten schemat (oni u progu szczęścia, w osłonie nieświadomości, zaślepieni tuż przed katastrofą, która za chwilę na nich spadnie).
Dwa pytania: my wiemy, oni nie wiedzą. Znowu Arystoteles mówiący o tym, że nieświadomości bohatera towarzyszy pełna świadomość widza i że to też jest jeden ze sposobów osiągnięcia katharsis, bo wiemy więcej.
Ale, nie umiem inaczej, przepraszam, przenieśmy to do życia.
Czy ktoś tu na świecie wie więcej?
Zawsze jesteśmy raczej (my i wszyscy naokoło, bo przecież nie my, świadkowie ludzkich nieszczęść, którzy wiemy prawie tyle samo, a zwykle znacznie mniej, co osoby nieszczęściem jak falą powodziową ogarnięte) w roli Zavali i Tylora (i Edypa).
Kto wie więcej?
Kto, patrząc na nasze dzisiejsze szczęście i jutrzejszy płacz, kto może doświadczyć - patrząc na nasze wysiłki - katharsis?
Cisza.
To inaczej: spełnienie, szczęście, chwile przed Bożym Narodzeniem, święta, bliskość, miłość.
Kto mnie widzi, i wie, jak będzie potem (a pewnie będzie inaczej, bo Święta nie trwają wiecznie), czy mnie już dzisiaj żałuje? Tego, że nie wiem, absolutnie nie wiem, a zachowuję się jakbym wiedział wszystko, pełne manhood behavior, słowa, gesty, siła rażenia, oko kamery, zabieganie, pełnia życia, zakupy, spełnienie, spełnienie, radość już to jest...
Krzysztof Koehler
www.portalfilmowy.pl
Box Office. Przedświąteczny zastój w kinach
Box Office. "Atlas chmur" wraca na szczyt!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024