Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
"Zabić, jak to łatwo powiedzieć", zbieram się na odwagę, jest jedbnym z ciekawszych filmów o polityce, które w ostatnich latach widziałem.
- Oni i tak uważają go za winnego. Im wszystko jedno czy to zrobił, czy nie zrobił. Trzeba go zabić.
- Ale przecież on tego nie zrobił. Sam mi mówisz, że to ktoś inny.
- Im jest wszystko jedno. Jeśli go nie zabijemy, uznają, że jest bezkarny.
- Ale przecież tego nie zrobił!
- Ale oni myślą, że to on. Musimy go zlikwidować, bo pomyślą ze jest bezkarny. Zrobił to już drugi raz i paraduje po ulicach.
- Co za oni?
- No, wszyscy.
- Aha, znaczy opinia publiczna.
Brad Pitt i Richard Jenkins w filmie "Zabić, jak to łatwo powiedzieć", fot. Monolith Films
To zniekształcona inteligenckim żargonem (stąd brak pauz wypełnionych i właściwego dla dobrego scenariusza rytmu mowy codziennej) rozmowa, która toczy się pomiędzy Kierowcą (Richard Jenkins) a Coganem (Brad Pitt). Ten pierwszy wygląda, zachowuje się i sprawia wrażenie kogoś, kto obraca się w wysokich kręgach: polityka, wielkie pieniądze. O swoich mocodawcach (mafii albo innym wielkim zarządzającym świecie) mówi używając terminu: „świadomość korporacyjna”; ten drugi jest płatnym zabójcą, ale to właśnie Cogan w rozmowie z wysoko ustawionym Kierowcą wyjaśnia mu znaczenie i rolę „opinii publicznej” dla podejmowania decyzji: politycznych czy jakichkolwiek innych. Jeśli, tłumaczy Cogan Kierowcy, opinia publiczna uważa kogoś za winnego, należy go zlikwidować, bez względu na to czy jest winny przypisywanego mu czynu, czy nie. Należy zaspokoić jej oczekiwania w imię zachowania dobrego imienia, władzy czy politycznego znaczenia.
Jakbym Machiavellego czytał! W XVI wieku Włoch dokonał błyskotliwej (acz ściągającej na jego głowę gromy i zarzuty immoralizmu, skończonego cynizmu, i nalepkę „gloryfikatora okrucieństwa władzy”) analizy postępowania politycznego. Prowadzi, na przykład, swobodne, jakby nigdy nic, rozważania o tym, czy władca powinien dotrzymywać słowa, czy władca powinien być cnotliwy, czy religijny i odpowiada, że jeśli interes utrzymania władzy zmusza nas do kłamstwa, należy skłamać, za cnotliwego to, owszem, opłaca się, ale uchodzić pomiędzy cnotliwymi ludźmi, a religijnym wtedy, kiedy ci, którymi zarządzamy, szanują religię, ale jeśli postępować będziemy cnotliwie, będziemy dotrzymywać słowa czy stosować wartości religijne w życiu, niechybnie swoją władzę stracimy w ciągu krótkiego czasu i nie będziemy, jak on to mówi, „virtuoso”.
"Zabić, jak to łatwo powiedzieć", zbieram się na odwagę, jest jednym z ciekawszych filmów o polityce, które w ostatnich latach widziałem. Podkreślam: filmów o polityce, a nie filmów politycznych. Z jednej bowiem strony to opowieść o gangsterach, ale z drugiej strony mamy do czynienia z odniesienia do politycznej debaty w USA, gdzie nazwiska i wypowiedzi polityków nieustannie wkraczają w filmową, gangsterską, dosyć ponurą narrację, dopełniając ją, pointując, stanowiąc całkiem konkretny kontekst opowieści: od pierwszej sceny, gdzie temu, co widzimy (a widzimy jakąś przestrzeń, która mnie się kojarzy przynajmniej na początku z jakimś miejscem po politycznym wiecu) towarzyszy z offu płynący głos Polityka, aż do sceny ostatniej.
Dwa te sposoby sprawowania władzy: gangsterski i polityczny (a zbliża je do siebie podejście do ekonomii, bo dla obu zarządzanie to kontrola nad finansami) podejrzanie schodzą się w ostatniej scenie właśnie, kiedy retoryczne – jakże chętnie słuchane, którym wierzymy jako podstawom i naszej demokracji – piękne bon moty o jedności, indywidualności i wspólnocie res publica – wypowiadane z ekranu telewizora przez Baracka Obamę, komentowane są, albo i dekonstruowane przez Cogana, który zarazem obnaża zasadniczą strategię władzy: mów co innego, mów to czego chcą słuchać, pompuj ich ducha różnymi podniosłymi bzdurami, ale rób co innego, rób nawet rzeczy dokładnie przeciwne do tego, co mówisz, bo tylko w ten sposób zapewnisz sobie władzę.
Teatr demokracji, dekoracje frazesów, a za nimi „prawdziwa”, zniekształcona przemocą twarz starzejącego się zabójcy.
Ale, budzi się we mnie zdrowy odruch, czemu mam wierzyć właśnie jego rozpoznaniu rzeczywistości? Na jakiej podstawie mam za wiarygodnego bardziej uznawać tego, kto żyje z kłamstwa i przemocy? Czemu raczej jemu wierzę, niż Politykowi?
Ale co ja tam! Jak jest z Wami? Kto w tym rozpoznaniu dla was jest bardziej wiarygodny?
- Ale przecież on tego nie zrobił. Sam mi mówisz, że to ktoś inny.
- Im jest wszystko jedno. Jeśli go nie zabijemy, uznają, że jest bezkarny.
- Ale przecież tego nie zrobił!
- Ale oni myślą, że to on. Musimy go zlikwidować, bo pomyślą ze jest bezkarny. Zrobił to już drugi raz i paraduje po ulicach.
- Co za oni?
- No, wszyscy.
- Aha, znaczy opinia publiczna.
Brad Pitt i Richard Jenkins w filmie "Zabić, jak to łatwo powiedzieć", fot. Monolith Films
To zniekształcona inteligenckim żargonem (stąd brak pauz wypełnionych i właściwego dla dobrego scenariusza rytmu mowy codziennej) rozmowa, która toczy się pomiędzy Kierowcą (Richard Jenkins) a Coganem (Brad Pitt). Ten pierwszy wygląda, zachowuje się i sprawia wrażenie kogoś, kto obraca się w wysokich kręgach: polityka, wielkie pieniądze. O swoich mocodawcach (mafii albo innym wielkim zarządzającym świecie) mówi używając terminu: „świadomość korporacyjna”; ten drugi jest płatnym zabójcą, ale to właśnie Cogan w rozmowie z wysoko ustawionym Kierowcą wyjaśnia mu znaczenie i rolę „opinii publicznej” dla podejmowania decyzji: politycznych czy jakichkolwiek innych. Jeśli, tłumaczy Cogan Kierowcy, opinia publiczna uważa kogoś za winnego, należy go zlikwidować, bez względu na to czy jest winny przypisywanego mu czynu, czy nie. Należy zaspokoić jej oczekiwania w imię zachowania dobrego imienia, władzy czy politycznego znaczenia.
Jakbym Machiavellego czytał! W XVI wieku Włoch dokonał błyskotliwej (acz ściągającej na jego głowę gromy i zarzuty immoralizmu, skończonego cynizmu, i nalepkę „gloryfikatora okrucieństwa władzy”) analizy postępowania politycznego. Prowadzi, na przykład, swobodne, jakby nigdy nic, rozważania o tym, czy władca powinien dotrzymywać słowa, czy władca powinien być cnotliwy, czy religijny i odpowiada, że jeśli interes utrzymania władzy zmusza nas do kłamstwa, należy skłamać, za cnotliwego to, owszem, opłaca się, ale uchodzić pomiędzy cnotliwymi ludźmi, a religijnym wtedy, kiedy ci, którymi zarządzamy, szanują religię, ale jeśli postępować będziemy cnotliwie, będziemy dotrzymywać słowa czy stosować wartości religijne w życiu, niechybnie swoją władzę stracimy w ciągu krótkiego czasu i nie będziemy, jak on to mówi, „virtuoso”.
"Zabić, jak to łatwo powiedzieć", zbieram się na odwagę, jest jednym z ciekawszych filmów o polityce, które w ostatnich latach widziałem. Podkreślam: filmów o polityce, a nie filmów politycznych. Z jednej bowiem strony to opowieść o gangsterach, ale z drugiej strony mamy do czynienia z odniesienia do politycznej debaty w USA, gdzie nazwiska i wypowiedzi polityków nieustannie wkraczają w filmową, gangsterską, dosyć ponurą narrację, dopełniając ją, pointując, stanowiąc całkiem konkretny kontekst opowieści: od pierwszej sceny, gdzie temu, co widzimy (a widzimy jakąś przestrzeń, która mnie się kojarzy przynajmniej na początku z jakimś miejscem po politycznym wiecu) towarzyszy z offu płynący głos Polityka, aż do sceny ostatniej.
Dwa te sposoby sprawowania władzy: gangsterski i polityczny (a zbliża je do siebie podejście do ekonomii, bo dla obu zarządzanie to kontrola nad finansami) podejrzanie schodzą się w ostatniej scenie właśnie, kiedy retoryczne – jakże chętnie słuchane, którym wierzymy jako podstawom i naszej demokracji – piękne bon moty o jedności, indywidualności i wspólnocie res publica – wypowiadane z ekranu telewizora przez Baracka Obamę, komentowane są, albo i dekonstruowane przez Cogana, który zarazem obnaża zasadniczą strategię władzy: mów co innego, mów to czego chcą słuchać, pompuj ich ducha różnymi podniosłymi bzdurami, ale rób co innego, rób nawet rzeczy dokładnie przeciwne do tego, co mówisz, bo tylko w ten sposób zapewnisz sobie władzę.
Teatr demokracji, dekoracje frazesów, a za nimi „prawdziwa”, zniekształcona przemocą twarz starzejącego się zabójcy.
Ale, budzi się we mnie zdrowy odruch, czemu mam wierzyć właśnie jego rozpoznaniu rzeczywistości? Na jakiej podstawie mam za wiarygodnego bardziej uznawać tego, kto żyje z kłamstwa i przemocy? Czemu raczej jemu wierzę, niż Politykowi?
Ale co ja tam! Jak jest z Wami? Kto w tym rozpoznaniu dla was jest bardziej wiarygodny?
Krzysztof Koehler
portalfilmowy.pl
Box Office. "Atlas chmur" wraca na szczyt!
Box Office. Świąteczna animacja na topie w Mikołajki
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024