Frekwencyjny sukces przekonwertowanego do 3D „Titanica” Jamesa Camerona może grozić nam zalewem trójwymiarowych wersji innych kinowych przebojów sprzed lat. To bowiem tani i dość bezpieczny sposób na ponowne zarobienie na tym samym tytule. Wszyscy przecież, jak inżynier Mamoń, uwielbiamy piosenki, które już raz słyszeliśmy.
Odświeżony „Titanic” to, nie licząc disneyowskich animacji, drugi film powracający na ekrany w wersji 3D. Mające premierę dwa miesiące temu „Mroczne widmo” George'a Lucasa osiągnęło wynik poniżej oczekiwań, przynosząc z amerykańskiego rynku zaledwie nieco ponad 43 miliony wpływów. Wydane na konwersję „Titanica” 18 milionów dolarów zwróciło się w ciągu kilku dni. Film, który w piątek pojawi się także w polskich kinach, ma już na koncie trzykrotność tej sumy. W samych tylko Stanach zarobił w ciągu tygodnia 28 milionów dolarów. Cały czas co prawda daleko mu do rekordu trójwymiarowej wersji „Króla Lwa”, która zarobiła 94 miliony dolarów. Na zgromadzenie tej sumy animacja Disneya potrzebowała jednak aż 17 tygodni.
Jedna z parodii kultowej sceny z filmu "Titanic", fot. PistolShrimps
Finansowe powodzenie filmu Camerona otwiera przed producentami zupełnie nowe możliwości. Kino popularne od zawsze bowiem kochało się w realizacji kontynuacji, remake'ów i rebootów licząc, że powtórzą one sukces pierwowzoru. Myślenie to jest jednak obarczone sporym ryzykiem. Trzeba znaleźć dobry scenariusz, zatrudnić ekipę oraz żądające horrendalnych stawek gwiazdy i ponieść wysokie koszty realizacji i promocji. Tymczasem pieniądze wydane na lifting „Titanica” nie stanowią nawet 10% sumy, którą przed piętnastoma laty przeznaczono na jego produkcję.
Całkiem prawdopodobne więc, że po głowach niektórych hollywoodzkich bonzów krążą już pomysły, które z kolejnych hitów sprzed lat zaserwować nam w trójwymiarowej szacie. Może „Matrixa”, „Dzień Niepodległości” albo „Władcę Pierścieni”? Póki co, pozostaje się cieszyć, że jak na polskie warunki konwersja 3D jest dość drogą formą realizacji i nikomu nie będzie opłacało się przerabiać naszych rodzimych przebojów.
A wracając do „Titanica”. Trójwymiar jest mu całkowicie zbędny. W okularach czy bez pozostaje on bowiem filmem w każdym calu perfekcyjnym. Choć, jak twierdzą komicy z grupy PistolShrimps, 3D nie wyczerpuje wszystkich możliwości. Dlatego też proponują nam wersję Super 3D. Oto ona: