Wróciłem właśnie z Teatru Studio, gdzie obejrzałem adaptację „Zrób sobie raj” Mariusza Szczygła autorstwa Kasi Adamik i Olgi Chajdas. Adaptację kompletnie nieudaną, zaprzeczającą wręcz wnioskom, które biją z lektury reportaży najsłynniejszego polskiego czechofila. Ale jednak znaczącą, bo dotyczącą jednej z najważniejszych pozycji na księgarskim rynku 2010 roku. Wraz z refleksjami po spektaklu jak bumerang powróciło pytanie: dlaczego polskie kino tak rzadko sięga po współczesną literaturę?
Gdy spojrzymy na grono tegorocznych oscarowych tytułów, dostrzeżemy, że praktycznie co drugi z nich powstał w oparciu o dzieło literackie. Tak było w przypadku „Spadkobierców”, „Dziewczyny z tatuażem”, „Hugo” i „Służących”. Także polski kandydat do Oscara "W ciemności" Agnieszki Holland miał literacką podstawę w postaci książek Krystyny Chiger i Roberta Marshalla. To zresztą siódma z dziewięciu polskich nominacji w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny, w której wykorzystano adaptowany scenariusz. Oparcia w literaturze nie miały tylko "Nóż w wodzie" Romana Polańskiego i "Człowiek z żelaza" Andrzeja Wajdy.
"Spadkobiercy", fot. Imperial - Cinepix
Ale choć to wszystko jednoznacznie wskazuje na wartość mariażu kina z literaturą, to na rodzimym rynku przykłady adaptacji ciężko znaleźć. Pomijając kino lektur szkolnych, w ostatniej dekadzie ze znaczących książek na ekran trafiły tylko "Wojna polsko-ruska" Doroty Masłowskiej, "Wino truskawkowe" wg prozy Andrzeja Stasiuka, "Rewers" Andrzeja Barta, „Gnój” Wojciecha Kuczoka, „Lekcje Pana Kuki” Radka Knappa, opowiadanie "Żurek" Olgi Tokarczuk oraz kilka pozycji literatury popularnej m.in. „Samotność w sieci” Janusza L. Wiśniewskiego i "Uwikłanie" na podstawie kryminału Zygmunta Miłoszewskiego. Wkrótce powinniśmy doczekać się premiery, pokazywanego w ubiegłym roku w Karlovych Varach, „Księstwa” wg prozy Zbigniewa Masternaka.
Możliwe, że coś mi umknęło, ale nawet jeśli, to nie zmienia to faktu, że przy kilkudziesięciu pozycjach, jakie rokrocznie produkuje polska kinematografia, lista ta wygląda licho. Po Manuelę Gretkowską i Jerzego Pilcha kino sięgnęło w połowie lat 90. Po Pawła Huelle w 2000 roku. Daniel Odija, Krzysztof Varga, Michał Witkowski, Sylwia Chutnik, Jacek Dukaj choć należą do czołówki młodej polskiej literatury i są obecni w teatrach, na ekran dotąd nie trafili. Nestorzy w rodzaju Janusza Głowackiego czy Eustachego Rylskiego również nie budzą zainteresowania producentów. Zaś zapowiadana od kilku lat ekranizacja powieściowego cyklu kryminałów Marka Krajewskiego nie może ruszyć z miejsca.
Do zawiązania współpracy między polskimi pisarzami i filmowcami od jakiegoś czasu zachęca środowisko skupione wokół wydawnictwa ha!art i Krakowskiej Szkoły Filmowej. Póki co – z miernym skutkiem, skoro np. producent bardzo dobrze przyjętej „Wojny polsko-ruskiej” zamiast iść za ciosem woli serwować nam "Kac Wawa". Dobrze przynajmniej, że stojący za adaptacją Masłowskiej Xawery Żuławski zmierza dalej literackim tropem pracując nad przeniesieniem na ekran „Złego” Leopolda Tyrmanda.
I dlatego choć rozczarowała mnie teatralna adaptacja Szczygła, mam nadzieję, że Kasia Adamik zaskoczy nas wkrótce jakimś filmem z dobrą literacką podstawą.