Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Mało który kanał, i to nie tylko w Polsce, NIE nadaje "CSI: Kryminalnych zagadek". Choć policja i organizacje skupiające rodziców krytykują produkcję, po raz piąty zdobyła ona tytuł najliczniej oglądanego serialu świata. Śledztwa trzech detektywów - z Miami, Nowego Jorku i Las Vegas - śledzi 63 miliony widzów w 200 krajach*.
"CSI: Kryminalne zagadki" z Miami, Las Vegas i Nowego Jorku śledzić można po kilka sezonów jednocześnie i to w ilościach, rzec można - hurtowych. Gdy na jednym kanale migną nam przed oczami ostatnie minuty siódmego odcinka sezonu czwartego, na innym znajdziemy początek serii dziesiątej, a na kolejnym - koniec drugiej.
Schemat każdej z odnóg cyklu kryminalnego stworzonego w 2000 roku z myślą o emisji w czasie Prime Time (wczesne godziny wieczorne) jest dość prosty, o ile wręcz nie banalny. Nie trzeba pracować w policji czy prokuraturze, ani specjalnie znać się na procesach naukowych, by dostrzec słabości scenariusza.
Tempo i efektowność biorą tu górę nad realizmem pod każdym względem: oddania etapów śledztwa, jak i charakteru postaci. Grupy detektywów-naukowców zajmują się wszystkim: od badania miejsca zbrodni, przez przesłuchania podejrzanych po aresztowania, pościgi i uczestnictwo w procesach sądowych. Otoczeni ultranowoczesnym sprzętem - z pogranicza rzeczywistości i science fiction - w kilka godzin nie tylko zbiorą dowody (a wypatrzeć potrafią milimetrowe skrawki włókna), ustalą skład chemiczny, producenta i DNA, ale złapią kilku zbirów i jeszcze zdołają załatwić swoje osobiste sprawy. Kryminaliści są najczęściej bohaterami mocno jednowymiarowymi. Brutalna zbrodnia, cięcie, chwytliwe zdanko detektywa ("Złapiemy go", "Po to tu jesteśmy", "Obiecałem to [imię dziecka ofiary]"), przebitki ze zdjęciami miasta, w którym rozgrywa się akcja, przebitki z laboratorium, cięcie, cięcie, kilka pięknych dziewczyn (szczególnie w Miami: tu zawsze świeci słońce, panie o superfigurach chodzą w bikini, a wysportowani panowie jeżdżą kabrioletami albo drogimi limuzynami) i bandyta przygwożdżony. Dowody mówią same za siebie. Horatio Caine, który dowodzi oddziałem z Miami, stwierdza śmiało przed sądem: "Prawdopodobieństwo pomyłki wynosi zero".
Horatio, tak jak i pozostali detektywi - to również postaci wyrwane ze świata stricte rozrywkowego komiksu. Mocno zarysowane, przyciągające uwagę kontury, ale czy oferujące pogłębiony portret? Sami twórcy niespecjalnie się tym przejmują, stawiając raczej na efekt uzyskany poprzez niedopowiedzenie. Od czasu do czasu podrzucą trop, jedno zdanie i to ma rozbudzić domniemania widzów, którzy później, w internecie, spisują biografie każdego z policjantów.
A jednak, pomimo wielu sensacyjnych wytrychów i uproszczeń dramaturgiczno-charakterologicznych, które dyskwalifikują "CSI: Kryminalne zagadki" jako cykl wybitny czy chociaż ciekawy artystycznie, za rzemiosło, zacięcie i machinę komercyjną twórcom należą się gratulacje i wielkie pochwały. Ten serial - w swoich trzech odsłonach - stał się zjawiskiem socjologicznym, ciekawostką policyjno-rozrywkową, która wpływa na widzów o wiele bardziej, niż można by tego oczekiwać po zabawowej produkcji (zainteresowanym polecam poszperanie w artykułach amerykańskich, gdzie mowa o wpływie "CSI" na prawdziwe procesy sądowe oraz odbiór pracy policyjnych naukowców). Prawdopodobnie w uproszczeniach scenariusza i sprawności realizacyjnej oraz świetnym aktorstwie (Gary Sinise, David Caruso, Ted Danson, Laurence Fishburne, Jorja Fox) kryje się tajemnica sukcesu przekraczającego granice językowe i kulturowe.
Sama, choć wolę House'a, Dextera i Hanka, muszę przyznać, że kilku z detektywów "CSI" bardzo polubiłam. Horatio Caine ze swoją troską o ofiary, surowością wobec bandytów, szczerością i zdecydowaniem w głosie, okularami i rudą czupryną Davida Caruso - jest bezbłędny, strzeliste palmy i czerwone filtry nadające słońcu Miami jeszcze większej intensywności - działają jak odrobina wakacji w środku szarej polskiej zimy, a Nowy Jork z Garym Sinise - choć mroczny, zły i ziemisty - jeszcze raz staje się Gotham City. Czasami to wystarczy, by wciągnąć się nawet w błahą i schematyczną historię.
* Nagrodę przyznano na festiwalu Monte Carlo Television Festival And Eurodata TV Worldwide 14 czerwca. Uwzględniono dane oglądalnościowe za rok 2011.
"CSI: Kryminalne zagadki" z Miami, Las Vegas i Nowego Jorku śledzić można po kilka sezonów jednocześnie i to w ilościach, rzec można - hurtowych. Gdy na jednym kanale migną nam przed oczami ostatnie minuty siódmego odcinka sezonu czwartego, na innym znajdziemy początek serii dziesiątej, a na kolejnym - koniec drugiej.
David Caruso jako Horatio Caine w "CSI: Kryminalnych zagadkach Miami", fot. AXN
Schemat każdej z odnóg cyklu kryminalnego stworzonego w 2000 roku z myślą o emisji w czasie Prime Time (wczesne godziny wieczorne) jest dość prosty, o ile wręcz nie banalny. Nie trzeba pracować w policji czy prokuraturze, ani specjalnie znać się na procesach naukowych, by dostrzec słabości scenariusza.
Tempo i efektowność biorą tu górę nad realizmem pod każdym względem: oddania etapów śledztwa, jak i charakteru postaci. Grupy detektywów-naukowców zajmują się wszystkim: od badania miejsca zbrodni, przez przesłuchania podejrzanych po aresztowania, pościgi i uczestnictwo w procesach sądowych. Otoczeni ultranowoczesnym sprzętem - z pogranicza rzeczywistości i science fiction - w kilka godzin nie tylko zbiorą dowody (a wypatrzeć potrafią milimetrowe skrawki włókna), ustalą skład chemiczny, producenta i DNA, ale złapią kilku zbirów i jeszcze zdołają załatwić swoje osobiste sprawy. Kryminaliści są najczęściej bohaterami mocno jednowymiarowymi. Brutalna zbrodnia, cięcie, chwytliwe zdanko detektywa ("Złapiemy go", "Po to tu jesteśmy", "Obiecałem to [imię dziecka ofiary]"), przebitki ze zdjęciami miasta, w którym rozgrywa się akcja, przebitki z laboratorium, cięcie, cięcie, kilka pięknych dziewczyn (szczególnie w Miami: tu zawsze świeci słońce, panie o superfigurach chodzą w bikini, a wysportowani panowie jeżdżą kabrioletami albo drogimi limuzynami) i bandyta przygwożdżony. Dowody mówią same za siebie. Horatio Caine, który dowodzi oddziałem z Miami, stwierdza śmiało przed sądem: "Prawdopodobieństwo pomyłki wynosi zero".
Śledczy z "CSI: Kryminalnych zagadek Las Vegas", fot. AXN
Horatio, tak jak i pozostali detektywi - to również postaci wyrwane ze świata stricte rozrywkowego komiksu. Mocno zarysowane, przyciągające uwagę kontury, ale czy oferujące pogłębiony portret? Sami twórcy niespecjalnie się tym przejmują, stawiając raczej na efekt uzyskany poprzez niedopowiedzenie. Od czasu do czasu podrzucą trop, jedno zdanie i to ma rozbudzić domniemania widzów, którzy później, w internecie, spisują biografie każdego z policjantów.
A jednak, pomimo wielu sensacyjnych wytrychów i uproszczeń dramaturgiczno-charakterologicznych, które dyskwalifikują "CSI: Kryminalne zagadki" jako cykl wybitny czy chociaż ciekawy artystycznie, za rzemiosło, zacięcie i machinę komercyjną twórcom należą się gratulacje i wielkie pochwały. Ten serial - w swoich trzech odsłonach - stał się zjawiskiem socjologicznym, ciekawostką policyjno-rozrywkową, która wpływa na widzów o wiele bardziej, niż można by tego oczekiwać po zabawowej produkcji (zainteresowanym polecam poszperanie w artykułach amerykańskich, gdzie mowa o wpływie "CSI" na prawdziwe procesy sądowe oraz odbiór pracy policyjnych naukowców). Prawdopodobnie w uproszczeniach scenariusza i sprawności realizacyjnej oraz świetnym aktorstwie (Gary Sinise, David Caruso, Ted Danson, Laurence Fishburne, Jorja Fox) kryje się tajemnica sukcesu przekraczającego granice językowe i kulturowe.
Sama, choć wolę House'a, Dextera i Hanka, muszę przyznać, że kilku z detektywów "CSI" bardzo polubiłam. Horatio Caine ze swoją troską o ofiary, surowością wobec bandytów, szczerością i zdecydowaniem w głosie, okularami i rudą czupryną Davida Caruso - jest bezbłędny, strzeliste palmy i czerwone filtry nadające słońcu Miami jeszcze większej intensywności - działają jak odrobina wakacji w środku szarej polskiej zimy, a Nowy Jork z Garym Sinise - choć mroczny, zły i ziemisty - jeszcze raz staje się Gotham City. Czasami to wystarczy, by wciągnąć się nawet w błahą i schematyczną historię.
* Nagrodę przyznano na festiwalu Monte Carlo Television Festival And Eurodata TV Worldwide 14 czerwca. Uwzględniono dane oglądalnościowe za rok 2011.
Dagmara Romanowska
Box Office. Sezon ogórkowy w kinach.
Box Office. W cieniu Mistrzostw Europy
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024