Ostatnie dni upłynęły mi nie pod znakiem telewizji, a festiwalu. Off Plus Camera zaoferowała w tym roku naprawdę ciekawą paczkę opowieści z najprzeróżniejszych zakątków świata. Trzymam kciuki za to, aby przynajmniej niektóre z nich trafiły do szerszej dystrybucji. Jeżeli nie na dużym, to przynajmniej na małym ekranie.
Chociaż Off Plus Camera koncentruje się na kinie niezależnym, nie oznacza to, iż boi się dużych nazwisk i gwiazd. Przeciwnie, program wypełniają zarówno niskobudżetowe produkcje debiutantów, ale i pozamainstreamowe projekty Davida Duchovny'ego, Josepha Gordona-Levitta czy Williama Friedkina, a także rozrywkowe, ale inteligentne lub/i dowcipne przeboje z krajów, których kinematografia trafia do nas niezmiernie rzadko (vide kino izraelskie lub młode kino brytyjskie, a także Geek Cinema). Nie ma tu dzieł "artystowskich", choć zdarzają się eksperymenty i gry z formą, treścią, aktorstwem. Jest dużo zaskoczeń, zabawy, przyjemności i radości tworzenia, pracy z kamerą, dyskusji o X muzie, dzielenia się doświadczeniem. "Niezależność" polega przede wszystkim na niezależności myślenia i ducha.
"Gdy budzą się demony", fot. Monolith
Osobiście miałam albo bardzo dużo szczęścia albo podzielam fascynacje i zainteresowania programerów. Jeżeli cokolwiek mnie rozczarowało, to chyba tylko ci najwięksi, np. "Lady" Luca Bessona czy "Gdy budzą się demony?" Rolanda Joffé, aczkolwiek same spotkania z obydwoma artystami były prawdziwie inspirujące! Kilka produkcji zwróciło moją szczególną uwagę.
"Tyranozaur", czyli pełnometrażowy debiut Paddy’ego Considine’a, który zdobył Nagrodę Jury na festiwalu Sundance w 2011 roku. W głównej roli, małomiasteczkowego zgorzkniałego faceta, który nie panuje nad swoim gniewem, znany m.in. z "Infiltracji", "Młodego Adama", "Jestem Joe" i "Ostatniego legionu" Peter Mullan. Ciężka historia, ale prawdziwie poruszająca, dotykająca najgłębszych emocjonalnych strun. Szalenie prosta, ale przez to jeszcze mocniejsza. Uwiarygodniona dodatkowo przez rysy twarzy Mullana.
"Hesher", czyli pełnometrażowy debiut Spencera Sussera według scenariusza, który reżyser napisał m.in. z Davidem Michôdem ("Królestwo zwierząt"). Historia dzieciaka, który zostaje skonfrontowany ze śmiercią matki i depresją ojca, zaskakuje przede wszystkim kreacją Josepha Gordona-Levitta. Znany z ról bardzo miłych i ułożonych chłopaków aktor pokazuje tu swoje drugie oblicze. Mocne brzmienia, cięty język, długie włosy, zdezelowany czarny samochód i złote serce. Perełka Geek Cinema.
"Goats", czyli debiut Christophera Neila to z kolei smakołyk dla wszystkich fanów Davida Duchovny'ego oraz Very Farmigi. Z jednej strony dość typowa college'owa opowiastka o bólach dorastania przy rozwiedzionych rodzicach, z drugiej - duża dawka humoru, zapewniona przez hodującego trawkę i wychowującego kozy Duchovny'ego oraz new age'ową postać graną przez Verę.
"Footnote" Josepha Cedara zdobył już rozgłos na świecie, m.in. dzięki nominacji do Oscara. Prezentowany w ramach przeglądu kina izraelskiego wciąga celnym dowcipem, czasami zahaczającym o absurd, i frapuje historią rywalizacji pomiędzy rozczarowanym brakiem sukcesów naukowych ojcem i będącym uczelnianą gwiazdą synem. Spór narasta, gdy okazuje się, iż dotyczy najważniejszego wyróżnienia: Nagrody Izraela. Finał tej historii zasługuje na miano jednego z lepszych zakończeń w kinie w ostatnich latach.
"The Trip" Michaela Winterbottoma to natomiast propozycja idealna dla fanów brytyjskiego humoru, Steve'a Coogana ("Jaja w tropikach", "Tristram Shandy: Wielka ściema", "Kawa i papierosy", "Noc w muzeum") oraz Boba Brydona ("Porachunki", "Wysyp żywych trupów", "24 Hour Party People"). W tle opowieści o dwójce przyjaciół, którzy wyruszają w kulinarną podróż przez miasteczka Wielkiej Brytanii, pobrzmiewają wątki związane z kryzysem wieku średniego, ale i fascynacją kinem, wielkimi hollywoodzkimi i angielskimi aktorami, a także różnicami pomiędzy poszczególnymi regionami Wysp Brytyjskich.
Nic tylko oglądać niezależnych!