Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Iskra! Bohater! Ideały! Walka! Zmiana! Niezgoda na niesprawiedliwość! Od filmów o miłości zdecydowanie wolę te o buncie. Czy nasi filmowcy nie tylko uczestniczą w, ale i śledzą bieżące wydarzenia? Janek Komasa, Jacek Borcuch, Przemek Wojcieszek, Borys Lankosz, Leszek Dawid, Marcin Wrona, Kasia Adamik, Anna Kazejak - mam nadzieję, że ktoś z nich na pewno. I że jeszcze ktoś inny, kogo nazwiska dziś nie znam(y).
Bunt i rewolucja to tematy szalenie filmowe, nośne pod każdym względem: ideowo, dramaturgicznie, nawet celebrycko. Bunt pokoleniowy, mniejszości, pokrzywdzonych, niesłusznie posądzonych, słabszych. Tak rodzą się największe legendy X muzy.
James Dean w "Buntowniku bez powodu", fot. AKPA
Galeria ekranowych buntowników - zarówno tych, którzy istnieli naprawdę i tych, którzy zostali stworzeni na potrzebę fikcyjnej opowieści, tych, którzy ich odtwarzali i tych, którzy ich kreowali - to najwspanialsza i najbardziej chwytająca za serce grupa mistrzów. Największe talenty! Czy powodem do buntu jest polityka, czy gospodarka, czy ideały wolnościowe, czy zwykłe marzenia, czy niezgoda wobec rodziców - buntowników się kocha i w nich się wierzy. Kibicuje się nim i płacze, gdy przegrywają.
Jakże smutne i gorzkie jest zakończenie "Buntownika bez powodu", jak bardzo kibicuje się "Buntownikowi z wyboru", Butchowi Cassidy i Sundance Kidowi, Maćkowi Chełmickiemu, ekipie z pierwszego "Matrixa" i "Bękartów wojny", chłopakom z "Wszystko co kocham", Agnieszce (tej od Wajdy), Bernsteinowi i Woodwardowi oraz Markowi "Hard Harry'emu" Hunterowi z "Więcej czadu"!
Kim bez buntu, realnym i filmowym wystąpieniom przeciwko establishmentowi i normom byliby James Dean, Steve McQueen aktor i Steve McQueen reżyser, Robert Redford, Paul Newman, Zbyszek Cybulski, Daniel Olbrychski, Francis Ford Coppola, Steven Spielberg (tak, on też kiedyś łamał zasady), Ken Loach, Marlon Brando, Quentin Tarantino, Federico Fellini, Pier Paolo Passolini, Jean-Luc Godard... Wiem - do jednego worka wrzuciłam różne estetyki, sztukę "wysoką" i "popularną" (cokolwiek to rozróżnienie ma oznaczać, bo mnie osobiście zupełnie nie przekonuje), różne czasy. Ale to właśnie bunt jest tu wspólnym mianownikiem. Ba! Znaleźć go można także w uchodzących za najlepsze melodramatach - nawet Rick ("Casablanca") Blaine okazuje się na końcu "wichrzycielem", a Oliver Barrett IV i Jennifer Cavilleri (tak, tak "Love Story") dla miłości odrzucają podziały społeczne, ekonomiczne i kulturowe.
Gdzie bez sprzeciwu wobec zastanego porządku politycznego, artystycznego, gospodarczego, etycznego byłaby sztuka? Nie tylko kino - to przecież też siła napędowa malarstwa, rzeźby, muzyki, literatury jeszcze sprzed czasów romantyków, którzy bunt wynieśli na piedestały. Gdzie byłaby cywilizacja?
Odpowiedź jest chyba zbyt oczywista, żeby trzeba ją było jeszcze tu artykułować.
Bunt i rewolucja to tematy szalenie filmowe, nośne pod każdym względem: ideowo, dramaturgicznie, nawet celebrycko. Bunt pokoleniowy, mniejszości, pokrzywdzonych, niesłusznie posądzonych, słabszych. Tak rodzą się największe legendy X muzy.
James Dean w "Buntowniku bez powodu", fot. AKPA
Galeria ekranowych buntowników - zarówno tych, którzy istnieli naprawdę i tych, którzy zostali stworzeni na potrzebę fikcyjnej opowieści, tych, którzy ich odtwarzali i tych, którzy ich kreowali - to najwspanialsza i najbardziej chwytająca za serce grupa mistrzów. Największe talenty! Czy powodem do buntu jest polityka, czy gospodarka, czy ideały wolnościowe, czy zwykłe marzenia, czy niezgoda wobec rodziców - buntowników się kocha i w nich się wierzy. Kibicuje się nim i płacze, gdy przegrywają.
Jakże smutne i gorzkie jest zakończenie "Buntownika bez powodu", jak bardzo kibicuje się "Buntownikowi z wyboru", Butchowi Cassidy i Sundance Kidowi, Maćkowi Chełmickiemu, ekipie z pierwszego "Matrixa" i "Bękartów wojny", chłopakom z "Wszystko co kocham", Agnieszce (tej od Wajdy), Bernsteinowi i Woodwardowi oraz Markowi "Hard Harry'emu" Hunterowi z "Więcej czadu"!
Kim bez buntu, realnym i filmowym wystąpieniom przeciwko establishmentowi i normom byliby James Dean, Steve McQueen aktor i Steve McQueen reżyser, Robert Redford, Paul Newman, Zbyszek Cybulski, Daniel Olbrychski, Francis Ford Coppola, Steven Spielberg (tak, on też kiedyś łamał zasady), Ken Loach, Marlon Brando, Quentin Tarantino, Federico Fellini, Pier Paolo Passolini, Jean-Luc Godard... Wiem - do jednego worka wrzuciłam różne estetyki, sztukę "wysoką" i "popularną" (cokolwiek to rozróżnienie ma oznaczać, bo mnie osobiście zupełnie nie przekonuje), różne czasy. Ale to właśnie bunt jest tu wspólnym mianownikiem. Ba! Znaleźć go można także w uchodzących za najlepsze melodramatach - nawet Rick ("Casablanca") Blaine okazuje się na końcu "wichrzycielem", a Oliver Barrett IV i Jennifer Cavilleri (tak, tak "Love Story") dla miłości odrzucają podziały społeczne, ekonomiczne i kulturowe.
Gdzie bez sprzeciwu wobec zastanego porządku politycznego, artystycznego, gospodarczego, etycznego byłaby sztuka? Nie tylko kino - to przecież też siła napędowa malarstwa, rzeźby, muzyki, literatury jeszcze sprzed czasów romantyków, którzy bunt wynieśli na piedestały. Gdzie byłaby cywilizacja?
Odpowiedź jest chyba zbyt oczywista, żeby trzeba ją było jeszcze tu artykułować.
Box Office. Oscary wywindowały „W ciemności” na szczyt
Box Office. Dziewczyna z tatuażem szturmuje kina.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024