PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Dagmara Romanowska
  5.07.2013
AXN zakończył emisję pierwszego sezonu "Hannibala". To produkcja pełna paradoksów, ciekawa i nużąca, przyciągająca i odpychająca, sukces i porażka w jednym.

Pilot obiecywał wiele, wręcz telewizyjny hit sezonu wiosennego i godnego kontynuatora "Milczenia owiec" (pisałam o tym w jednej z notek). Kolejne odcinki jednak coraz bardziej mnie zniechęcały - przerost formy nad treścią, coraz bardziej makabryczne, a zarazem kuriozalne zbrodnie i psychopaci, coraz mniej napięcia i gry pomiędzy głównymi bohaterami - doktorem Lecterem i agentem Grahamem. Coraz więcej pseudopsychoanalitycznej paplaniny, która zamiast wciągać, stawała się pretensjonalna i śmieszna. Miałam ten serial już na dobre porzucić, ale… ciekawość zwyciężyła. Po 13 odcinkach nie mogę przekreślić "Hannibala", ale mam też wiele zastrzeżeń.


Hugh Dancy jako Will Graham, fot. AXN

Trudno nazwać pomysł Bryana Fullera kolejnym mainstreamowym produkcyjniakiem. Byłoby to wielce niesprawiedliwe. To serial z naprawdę dużymi ambicjami, z ciekawym punktem wyjścia, z nieszablonowymi postaciami kobiecymi i takimi głównymi bohaterami. "Hannibal" stara się iść pod prąd, unika klasycznych kryminalnych schematów, stawia na perfekcjonizm aktorski i realizatorski, estetykę. Gdy poprzeczkę ustawia się jednak tak wysoko, łatwo o potknięcia.

Hugh Dancy okazał się świetnym wyborem obsadowym. Przy postaci tak rozchwianej jak Graham łatwo o przeszarżowanie i autoparodię. Will Dancy'ego nie wzbudza jednak śmiechu pełnego politowania. Intryguje, budzi lekką sympatię, wnosi do serialu emocje. Szybko zamazuje w głowie portret Grahama stworzony przez, skądinąd przecież znakomitego, Edwarda Nortona w "Czerwonym smoku". Mads Mikkelsen postawił natomiast na Hannibala skutego emocjonalnym lodem, lekko odczłowieczonego, wycofanego, skupionego, z kamienną twarzą i głosem. Ten lód z jednej strony pasuje do bezwzględnego manipulatora, kanibala, zabójcy, ale z drugiej trochę zobojętnia. Ten Hannibal nie do końca fascynuje, nie do końca budzi grozę. Popycha akcję do przodu, ale - póki co - Mikkelsen nie wyszedł z cienia Lectera Anthony'ego Hopkinsa


Mads Mikkelsen jako Hannibal Lecter i Hugh Dancy jako Will Graham, fot. AXN

Różnie też można oceniać samą fabułę, w której pojawiają się luki. Razi porzucanie niektórych bohaterów i wątków. Chora na raka żona przełożonego Grahama - Jacka Crawforda (Laurence Fishburne) - niespodziewanie wychodzi w jednym z odcinków na plan pierwszy, by równie nagle zniknąć z serialu. Sam Crawford raz jest rysowany jako przenikliwy i podejrzliwy detektyw, który sprawdza każdy dowód, każdą poszlakę, raz jako - marionetka. Czy on w ogóle prowadzi jakieś śledztwa? Jedyną zbrodnią, której scenarzyści dają życie, rozbudowują, która "ma sens", okazuje się mord z odcinka pilotażowego. Zdecydowana większość późniejszych spraw (może poza wątkiem Abela Gideona, granego przez Eddiego Izzarda)… owszem, w finale znajdują one swoje fabularne uzasadnienie, ale - widz musi przebrnąć przez całość, by dostrzec w tych makabreskach coś więcej niż tylko epatowanie obrazami ludzkich wnętrzności.

Przemoc "Hannibala" też rodzi moje wątpliwości. Tak, kinowe wersje też jej nie szczędziły, ale… serial budzi o wiele większy niepokój, gdy pokazywane są uczty Lectera, a nie totemy z ludzkich zwłok, "leśne hodowle grzybków" czy krtań służąca jako struna (kto widział, na pewno pamięta o czym mowa). Twórcy chcą mocno uzasadnić stan psychiczny Willa, ale niepotrzebnie przekraczają pewne granice, ściągając. Tak dalece posunięta estetyka szoku ma efekt przeciwny do zamierzonego.

Przyznać jednak należy, że w tym chaosie kryje się pewna metoda. Bryan Fuller chce zamknąć "Hannibala" w siedmiu sezonach. W takim kontekście można wyjaśnić powolne rozbudowywanie postaci Hannibala, niezbyt przekonujące prowadzenie Crawforda, słabszy drugi plan, porzucanie wątków, całą konstrukcję. Tylko czy widzowie na pewno dotrwają do końca, żeby przekonać się, że... było warto?

Dagmara Romanowska
Zobacz również
„Uniwersytet potworny” straszy w kinach
„Iluzja” ożywiła kina
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll