W takie dni jak dzisiaj od rana oblatuje mnie strach: iść czy nie iść do kina? Niby wiem, czego powinienem się spodziewać oglądając film "Kac Wawa" a jednak pcha mnie złowroga siła do kasy po bilety. Wiem, że będę żałował a jednak nie umiem sobie odmówić perwersyjnej przyjemności konfrontacji oczekiwań z filmową rzeczywistością.
Najgorsze jest zaś to, że moje działanie i tak w rezultacie zostanie policzone do tzw. boxoffice’u i stanę się mimowolnym współodpowiedzialnym sprawcą ewentualnego sukcesu frekwencyjnego filmu, który – być może – chciałbym szczerze odradzić moim czytelnikom a potem apelować do twórców, by nie dawali się wciągać pieniądzom w takie maliny.
"Kac Wawa", fot. Syrena Films
A jeśli “Kac Wawa” nie jest taki zły jak zapowiada to trailer? Jeśli ktoś lub coś uratuje film przed sromotną porażką a grających w nim aktorów przed wstydem? Nie można wykluczyć takiego wariantu – i właśnie dlatego MUSZĘ JEDNAK IŚĆ NA TO DO KINA.
Skoro jednak padło już słowo „aktorzy”, muszę całkiem poważnie ostrzec: wstyd po zagraniu złej roli w podłym filmie przykleja się do twarzy na długo, trudno go zmyć intensywnym PR-em a nawet rozbrajającym wdziękiem i uśmiechem! Więc drodzy i często cenieni przeze mnie aktorzy – strzeżcie się! Jeśli bowiem "Kac Wawa" jest takim filmem, na jaki wygląda z plakatów i trailerów – biada wam! Wniknie w was jak niezmywalny tatuaż, zostanie na czole jak krwawe znamię Balladyny po wyprawie z Aliną na zbiór malin...
Uważam, że dzisiaj trudno o większy błąd w karierze aktorskiej niż zgodzenie się na występ w dennym, komercyjnym filmie. Prawdziwego talentu nie splami tak skutecznie ani reklama, ani telenowela, ani nawet udział w jury telewizyjnego talent-show. Tamto wszystko da się wytłumaczyć potrzebą kasy i tym, że z prawdziwym aktorstwem nie ma przecież nic wspólnego. Co innego film w rodzaju tego, czym może się okazać "Kac Wawa" – tutaj aktor wpada w artystyczną pułapkę po same uszy, bo zadanie którego wykonania się podjął, jest jednak robotą zawodową. To rola aktorska, zaświadczająca o stanie jego talentu i osobowości. Właśnie dlatego mam duszę na ramieniu.
W filmie, którego tak się boję (już ten weekend pokaże, czy słusznie) występują wszak i Borys Szyc, i laureatka nagrody aktorskiej na ostatnim festiwalu w Gdyni, Roma Gąsiorowska. I Tomasz Karolak, i Sonia Bohosiewicz. A przecież zajęło mi prawie pół roku zanim przeszedłem do porządku dziennego nad fatalnym udziałem Borysa Szyca w „Bitwie warszawskiej 1920”! Teraz jednak może się to już nie udać i kwas na długo gotów zażółcić wizerunek tego zdolnego aktora.
Nie chcę dłużej zastanawiać się co będzie, jeśli "Kac Wawa" okaże się knotem. Idę do kina! Zobaczę! A potem... uprzedzam, że w ocenie nie będę gotów na żaden kompromis.