Gdy w polskich kinach prezentuję ostatnio film "Jego Ekscelencja Subiekt" z udziałem gwiazdy srebrnego ekranu 20-lecia międzywojennego, Iny Benity i wypytuję Marcina Szczygielskiego dlaczego uczynił ją bohaterką swojej najnowszej powieści "Poczet królowych polskich", najczęściej słyszę pytania zdziwionych widzów: dlaczego tak mało dotąd o niej wiedzieliśmy? Gdzie się podziały filmy z jej udziałem? Jakie były jej osobiste losy po wojnie?
Te pytania są jak najbardziej uzasadnione. Ina Benita do niedawna nie istniała bowiem w oficjalnej historii polskiego filmu. Smosarska? Tak! Bodo? Jak najbardziej! Barszczewska? No pewnie! Ćwiklińska, Dymsza, Andrzejewska, Ordonówna? Co za pytanie! Ale Benita? Kto to w ogóle jest?! Nic to, że zachowało się 14 filmów z jej udziałem, nic - że wiele z nich pokazywano nawet w telewizji. Nazwisko Iny Benity pomijano najczęściej z całą premedytacją.
Ina Benita w "Jego Ekscelencja Subiekt", fot. Kino Polska
Powodem tej dziwacznej sytuacji stała się osobista decyzja gwiazdy, którą podjęła w czasie okupacji: nie tylko występowała w oficjalnych, popieranych przez propagandę okupanta teatrzykach, ale także związała się z żołnierzem Wehrmachtu. Polska aktorka żydowskiego pochodzenia w ramionach hitlerowskiego oficera? A więc anioł srebrnego ekranu czy zwykła zdrajczyni z wyrokiem śmierci wydanym na nią przez Polskie Podziemie? Mamy ją kochać jako blondwłosą gwiazdę czy nienawidzić jako sprzedajną celebrytkę o zimnym sercu? Jaka jest prawda o Benicie?
Marcin Szczygielski dał się Benicie do tego stopnia zafascynować, że jej losom - prawdziwym i skonfabulowanym - poświęcił sześć lat swojej pisarskiej pracy. Wokół niej stworzył całą gamę bohaterów, należących do różnych środowisk i pokoleń, mających nam pomóc zrozumieć ten dziwny aktorski przypadek. Zresztą przypadek wcale nie odosobniony! Ja również wiele lat temu byłem zafascynowany aktorkami, których wybory polityczne i rzekłbym etyczne okazały się trudne do obrony.
Marikę Rökk i Zarah Leander uznano za gwiazdy III Rzeszy, były to bowiem ulubienice Adolfa Hitlera, chętnie korzystające z wynikających stąd przywilejów. Królowały na srebrnych ekranach w Niemczech w czasie II wojny światowej. Jedna tańczyła i śpiewała srebrzystym sopranem - niemiecka Ginger Rogers. Druga konkurowała z Marleną Dietrich jako ekranowa femme fatale i zarazem gwiazda estrady obdarzona zmysłowym niskim głosem. Po wojnie także zniknęły z pamięci. Jednak na krótko: pierwsza wkrótce miała swój come back w Wiedniu, druga - w Szwecji.
A Ina Benita? Przede wszystkim nie wiadomo czy przeżyła. Legenda mówi, że zginęła w kanałach podczas Powstania Warszawskiego niosąc na ręku nowonarodzone dziecko swoje i niemieckiego kochanka. A jeśli nie zginęła? Szczygielski założył, że przeżyła i teraz próbuje przywrócić ją naszym sercom. Tylko... czy na to zasłużyła?