Stanisław Wyspiański był bez wątpienia jednym z największych wizjonerów teatru polskiego. Jak się jednak okazuje, jego koncepcje udało się zrealizować w pełni dopiero 100 lat później i na dodatek nie w teatrze, lecz w… filmie.
Pisał proroczo:
Teatr mój widzę ogromny, wielkie powietrzne przestrzenie,
ludzie je pełnią i cienie, ja jestem grze ich przytomny.
A ja właśnie zobaczyłem taki „teatr ogromny” – w hali sportowej „Łuczniczka” w Bydgoszczy, gdzie odbyła się prapremiera musicalu POLITA w reżyserii Janusza Józefowicza. Na pustej scenie poruszała się grupa aktorów i tancerzy, ale widzowie – po założeniu „kinowych” okularów 3D – zobaczyli ich pośród monumentalnych dekoracji, które właściwie okazały się fantastycznymi trójwymiarowymi rzeczywistościami. Aktorzy żywego planu zmieszali się z postaciami wirtualnymi (czyli owymi „cieniami” z wizji Wyspiańskiego), wokół nich wyrosły domy, ruszyły samochody, latały samoloty, pływały statki. Gdy akcja musicalu przeniosła się do filmów, w których występowała Pola Negri, otoczyły nas bajkowe krainy, z rozmachem ilustrujące najbardziej rozpasane wizje egzotycznych pałaców z hurysami gnącymi się zmysłowo w złotych klatkach zawieszonych nad głowami widzów.
Natasza Urbańska jako Pola Negri w spektaklu "Polita", fot. Studio Buffo
POLITA ze względu na kompletność i skalę wirtualnej iluzji robi kolosalne wrażenie, moim zdaniem większe niż to, którego doświadczyliśmy w najlepiej nawet wyposażonym kinie 3D. Każe także na nowo przyjrzeć się definicji teatru i kina. W tym pierwszym królowali dotąd żywi ludzie, w tym drugim – ich cienie, rzucane na ekran. Teraz jedni i drudzy połączyli się w tym samym widowisku, które jest przejmująco dotykalne i rzeczywiste a zarazem w pełni korzystające z technologii umożliwiającej stwarzanie wirtualnych iluzji. Oba światy są jednak pełnoprawne i oba 3D. Natasza Urbańska grająca naszą najskuteczniejszą w wymiarze międzynarodowym gwiazdę filmową, Polę Negri, wykonuje zadania, jakim sprostać potrafi niewiele aktorek na świecie: nie tylko gra i śpiewa, ale także tańczy (pozostając z całą pewnością najwybitniejszą polską tancerką musicalową od czasów Lody Halamy) i realizuje układ akrobatyczny, fruwając na linach nad naszymi głowami. Po chwili jednak pojawia się także jako postać ze świata cieni i już jako wirtualna Pola śpiewa najpiękniejszą piosenkę musicalu przechadzając się jednocześnie po pokładach wysokiego na kilka pięter transatlantyka wiozącego ją z Europy do Ameryki.
Scena wpłynięcia tego kolosa do portu w Nowym Jorku należy zresztą do robiących szczególne wrażenie momentów przedstawienia. Postarało się o to filmowe studio Platige Image, które przygotowało całą wirtualną oprawę POLITY i które jest cichym, ale największym bohaterem tego projektu.
Na naszych oczach doszło do w pełni naturalnego i kompletnego zespolenia teatru i filmu w nową sztukę. Trzeba nam teraz wizjonerów na miarę Wyspiańskiego, by nie odtrącić tego z protekcjonalną wyższością lecz z zachwytem i pokorą znaleźć właściwe słowa do nazwania nowego zjawiska. Wiersz autora „Wesela” możemy uznać za wprawiony w drżenie kamerton:
Ja słucham, słucham i patrzę - poznaję - znane mi twarze,
ich nie ma - myślę i marzę, widzę ich w duszy teatrze!