PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
Na dvd wyszedł właśnie film "Cinema Verite" o pierwszym reality show w amerykańskiej telewizji. Od czasu „Amerykańskiej rodziny” telewizja przeszła daleką drogę w kolejnych odsłonach „realizmu” na ekranie. Niedawno dwóch holenderskich żurnalistów dokonało na ekranie aktu…kanibalizmu. Czy spełni się wizja Stephena Kinga?

Gdy w latach 70-tych w amerykańskiej telewizji pojawiła się „Amerykańska rodzina” znana hochsztaplerka Margaret Mead, współodpowiedzialna za rewolucje pokolenia 68, zachwycała się powstaniem programu. W końcu mieliśmy do czynienia z początkiem realizacji przepowiedni kieszonkowego proroka Andy'ego Warhola o 15 minutach sławy dla przeciętniaków. Program w końcu doprowadził do rozpadu filmowanej rodziny, o czym w znakomity sposób opowiada "Cinema Verite" z fenomenalnym Jamesem Gandolfinim w jednej z ról.


"Cinema Verite", fot. Galapagos

Jednak jedna z filmowanych przez realizatorów prekursora „Big Brothera” postać postanowiła wprowadzić ten gatunek telewizyjny na nowe tory. Jednym z bohaterów „Amerykańskiej rodziny” był homoseksualista Lance. Jego losy już 40 lat temu dowiodły istoty programów typu reality show, które podobno miały jedynie pokazywać „rzeczywistość”. Ekipa „Amerykańskiej rodziny” szybko zrozumiała, że zwykłe pokazywanie monotonnego życia rodziny jest nudne. Zaczęto więc kreować rzeczywistość, co stało się następnie najważniejszym narzędziem w rękach realizatorów podobnych programów.

W jednym z odcinków, pod znamiennym tytułem „Czy chcielibyście mieć takiego syna?”, ekipa pokazuje wyjazd Lance’a do gejowskiego klubu i jego zabawę z transwestytami. Po emisji „New York Times” napisał, że Lance „epatuje homoseksualizmem i skarlałą emocjonalnością”. Lance jednak nie zniechęcił się do telewizyjnego ekshibicjonizmu. Na łamach „Time” przyznał, że „spełnił marzenie klasy średniej o zyskaniu sławy tylko za to, że jest się sobą”. W jego przypadku to „spełnienie” zrealizowało się na końcu jego ziemskiej drogi. W 2003 roku powstał dokument „Śmierć w amerykańskiej rodzinie”, w którym Lance zgodził się, by sfilmowano, jak umiera na AIDS. Przypadek Lance’a jest znamienny nie tylko dlatego, że jest kontynuacją ponurego domowego reality show, który aplikował swoim ofiarom  Jack „doktor śmierć” Kevorkian. Pokazuje on ewolucję popcornowej telewizji na przełomie lat.

Nie zamierzam podawać przykładów wszystkich reality show, które zalewają naszą telewizję. Idiotyzm tych programów poraża niczym bicze Micky'ego Rourke w "Iron Man 2" i zapewne przeraziłby samego Warhola, a nawet gardzącego nim pudelkowego „mistrza” destrukcji Jima Morrisona. Jest to temat na oddzielny tekst.

Nad jednym „reality show” należy się jednak na chwilę zatrzymać. Pokazuje on bowiem w jaką stronę zmierza nasza telewizja i co nas może czekać w przyszłości. Kilka miesięcy temu  dwaj holenderscy dziennikarze ze stacji BNN zjedli na wizji kawałki swoich ciał. Valerio Zeno oraz Dennis Strom, tworzący wspólnie program "Proefkonijnen" ("Króliki Doświadczalne")  poddali się zabiegowi w klinice chirurgicznej. Lekarz wyciął Stormowi mały kawałek pośladka, natomiast jego telewizyjnemu partnerowi mały fragment brzucha. Wycięte ludzkie mięso zostało zamrożone, aby zachować świeżość do momentu przygotowania przez kucharza. Następnie dziennikarze stacji telewizyjnej BNN w "romantycznej scenerii” ze świecami i przy pięknym obrusie spożyli kawałki swojego ciała.

 

Na tym ten tekst mógłby się w sumie skończyć. Można śmiało postawić tezę, że telewizja sięgnęła totalnego bruku. Czy może być bowiem coś potworniejszego niż kanibalizm na ekranie? Otóż może. I jest to bardziej przerażające niż pokerowa twarz Kevina Spacey w "Siedem". Niestety stare powiedzenie mówi, że zasady są po to by je łamać. W popkulturze ta zasada jest świętsza niż papieskie bulle i jej się nigdy nie łamie. Każdy następny reality show jest tego dowodem. Skoro widzowie „przełknęli” już kanibalizm na ekranie, to będą musieli podrasować swoje podniecenie. Jak?

Pamiętacie Państwo opowiadanie Stephena Kinga „Uciekinier”, które zostało spłycone (choć i tak miało piorunującą wymowę) w filmie z Arnoldem Schwarzeneggerem? Jest to historia byłego policjanta, który idzie do więzienia za to, że nie chce strzelać do bezbronnych cywilów. Odbywając karę musi wziąć udział w reality show „Uciekinier”, który polega na tym, że widzowie obserwują jak mordercy ścigają swoje ofiary. Teleturniej wygrywa ten, któremu uda się przeżyć spotkanie z medialnie podrasowanymi zabójcami.  Dlaczego nie wprowadzić go na nasze ekrany? Niedawno BBC wyemitowała film pokazujący samobójstwo człowieka chorego na stwardnienie rozsiane. Film "Decydując się na śmierć" nakręcił Terry Pratchett, znany na całym świecie brytyjski autor powieści fantasy. Po Holandii jeżdżą już mobilne wozy eutanazyjne, które można sobie zamówić jak Pizzę.

Dlaczego śmiertelnie chorych, którzy pragną końca nie wsadzić do reality show, w którym przed zapukaniem do nieba bram dadzą trochę radości „tłuszczy”? Co nas powstrzymuje przed takim scenariuszem? Moralność? Wolne żarty. Przecież żyjemy w dyktaturze relatywizmu, która zabrania wywyższania jakiegokolwiek systemu wartości. Prawo naturalne? Przecież dzisiejsi mądrale przekonują, że polega ona na kucie siły i prawie dżungli. W hedonistycznym systemie rządzi zabawa. A ta wymaga ofiar. Trudno nie przyznać, że w dobie sms-ów, które zastępują „rzymski kciuk” zabawa byłaby przednia. Nieprawdaż? „Big Brother” również zaczerpnął swoją istotę z przerażającej powieści Orwella, wypaczając totalnie jej sens. Obawiam się, że nawet biegając tak szybko jak Arnie nie uciekniemy od mroków dzisiejszej telewizji.


Łukasz Adamski
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. W cieniu Mistrzostw Europy
Box Office. Dzień Dziecka w kinac
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll