PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU

Gdy kilka lat temu obejrzałem znakomity film "Życie na podsłuchu", zastanawiałem się kiedy zaczniemy podejmować w kinie trudne tematy inwigilacji Polaków przez SB, lustracji czy postkomunizmu. W końcu się doczekałem oglądając "Uwikłanie" Jacka Bromskiego, które „autorytet nad autorytetami” nazwał filmem „pisowskim”. Wcześniej podobne wrażenie zrobiła na mnie "Różyczka".

Oczywiście jako „prawicowy oszołom” i na dodatek osoba, która robiła radiowy program „Z archiwum IPN” nie jestem obiektywny w swojej ocenie wymienionych obrazów. Jednak pocieszam się, że jaskiniowi przeciwnicy lustracji też takim obiektywizmem się nie wykazują. Dlatego bez wyrzutów sumienia mogę publicznie się cieszyć, że polskie kino znów walczy o historię. Dzieje się to dosyć późno, jednak należy się radować, że filmowcy nie boją się podejmować drażliwych sekretów III RP. W ponurych dla polskiego kina latach 90-tych powstał jeden znaczący film o transformacji (można jeszcze dodać "Gry uliczne"), który bardzo realistycznie pokazywał na jakich fundamentach budowana była wolna Polska. Tym filmem były genialne "Psy" Władysława Pasikowskiego, który niestety po tym obrazie zanurzył się w kinie rozrywkowym i zrezygnował z filmowej publicystyki.

"Uwikłanie", fot. ITI Cinema

Od kilku lat filmowcy jednak nie tylko sięgają po takie tematy jak historia Generała Nila (świetny obraz Bugajskiego), śmierć ks. Jerzego Popiełuszki czy zbrojny zamach komunistów na własny naród (wbijający w fotel „Czarny Czwartek” Krauzego), ale również dotykają tematów bieżących. I są to filmy w moim przekonaniu nawet ważniejsze. Niemieckie "Życie na podsłuchu" jest filmem o totalitarnych charakterze komunizmu, o którym zapominają infantylni zachodni wychowankowie pokolenia 68, które wolało „dobrego wujka Stalina” niż Ronalda Reagana. Dlatego ten obraz był tak ważny dla percepcji zachodniego odbiorcy. Polacy w przeważającej większości wiedzą, że komunizm był bandyckim ustrojem, mimo tego, że wiele autorytetów stara się nam wmówić, że miał on twarz absurdów z Barei i był przepełniony „ludźmi honoru”, którzy dla dobra Polski współpracowali z mordercami z Katynia ( polecam znakomitą sztukę „Mord założycielski” o formowaniu się polskich komunistów).

Zresztą w Polsce już za komuny, dzięki przetasowaniach na szczytach władzy, powstawały filmy o antykomunistycznym przesłaniu. Paradoksalnie to przed 89 rokiem powstało więcej antykomunistycznych dzieł niż w pierwszej dekadzie wolnej Polski. Ostatnie produkcje m.in. Wajdy, Bugajskiego, Kidawy-Błońskiego, Bromskiego czy Krauzego wypełniają te pustkę. Niestety wciąż jest ich za mało i dlatego filmowcy realizują swoje wizję w tańszym teatrze telewizji. Reżyser spektaklu „Śmierć Rotmistrza Pileckiego” robił, co mógł, by jak najatrakcyjniej opowiedzieć o dramatycznym losie polskiego bohatera, ale ograniczenia finansowe były zauważalne na ekranie. Dzieje człowieka, który walczył z bolszewikami, brał udział w kampanii wrześniowej, dał się zamknąć w Auschwitz, gdzie zorganizował konspirację i skąd następnie zbiegł, walczył w powstaniu warszawskim i został skazany w komunistycznej Polsce na karę śmierci, są tak nieprawdopodobne, że Amerykanie zrobiliby o nim pewnie z 5 filmów. My wciąż czekamy na swój. Tak samo jak czekamy na realizację filmu o legendarnym „Roju”, którego twórca chce już w desperacji zbierać fundusze na jego dokończenie wśród ludzi dobrej woli. Na szczęście Teatr Telewizji wypełnia w pewnym stopniu tę pustkę.

Ostatnie lata to erupcja znakomitych spektakli bezkompromisowo rozliczających system komunistyczny. Szczególne wrażenie robi w tym zestawieniu „Norymbera” autorstwa Wojciecha Tomczyka w reżyserii Waldemara Krzystka i „Dolina nicości” na podstawie motywów powieści Bronisława Wildsteina. Szczególnie pierwsze przedstawienie było symbolem ciemnej strony polskiej transformacji. „Norymberga” opowiada o emerytowanym pułkowniku komunistycznego kontrwywiadu (jak zwykle fenomenalny Janusz Gajos), który domaga się osądzenia swoich działań z okresu PRL. Sztuka zgromadziła przed telewizorami aż 2 mln widzów. Jednak i tak została ochrzczona mianem „dziecka kaczyzmu”. Można powiedzieć, że zarówno z „Norymberga” jak i wstrząsająca „Doliną nicości” koresponduje z „Uwikłaniem” Jacka Bromskiego, pokazującym wszechwładzę byłych esbeków, którzy dzięki trzymanym w szafach kwitach na najważniejsze osoby w państwie są panami III RP.

O ile film Bromskiego jest opakowany w szaty policyjnego kina sensacyjnego (co nie znaczy, że jest to obraz nierealistyczny), o tyle wymienione spektakle są bliższe rzeczywistości, której doświadczamy. Swoistym kolażem obu dzieł jest bardzo przyzwoity "Kret" z genialnym Marianem Dziędzielem, który gra legendę „Solidarności” obnażonej jako tajny współpracownik SB. Ten film nie tylko pokazuje dramat rodziny, która musi zmierzyć się z przeszłością (dla dziennikarza, która zajmował się lustracją jest to bardzo pouczający obraz), ale również ukazuje do czego prowadzi zostawienie „kwitów” w rękach esbeków, którzy masowo pod koniec lat 80-tych kopiowali teczki ważnych opozycjonistów by móc ich szantażować w nowej Polsce i dzięki temu „zawsze móc być w komisjach”. Mimo licznych uproszczeniach i pewnych „salonowych naleciałości”- jakby to nazwał Waldemar Łysiak, filmy te pokazują cienie naszej transformacji i potrzebę rozliczenia z przeszłością.

Oczywiście dla osoby, która zadaje sobie trud, czytając opracowania historyków, fabuła wymienionych dzieł nie jest niczym odkrywczym. Natomiast młodzież, która lubi polskie kino i jest przyzwyczajona do ekranizacji lektur, może wynieść z tych filmów wiele wiedzy o otaczającej ją rzeczywistości. Jednak nawet jeżeli kogoś nie obchodzi filmowy opis postkomunizmu to i tak powinien te filmy obejrzeć- w końcu w esbeków wcielają się najznakomitsi polscy aktorzy: Janusz Gajos („Norymberga”) , Robert Więckiewicz ("Różyczka"), Wojciech Pszoniak („Kret) czy Andrzej Seweryn ("Uwikłanie"). Na szczęście ich interpretacja esbeków nie jest równie romantyczna jak ta z filmów Pasikowskiego. I dobrze. Komunizm i postkomunizm nie mają w sobie nic romantycznego.

Łukasz Adamski
Zobacz również
Box office. „Sponsoring” na szczycie
Box Office. Niespodziewane zwycięstwo walentynkowe
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll