PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Łukasz Adamski
  12.02.2012

Kilka dni temu świat obiegło bardzo znamienne zdjęcie, na którym Arnold Schwarzenegger i Sylvester Stallone leżą obok siebie w szpitalu i czekają na operację ramienia. Obaj weterani kina wylądowali na stole operacyjnym po zdjęciach do "Niezniszczalnych 2". Dla każdego dzieciaka wychowanego w latach 90. ci dwaj panowie byli bogami ekranu, którzy dziś jako jedyni z tamtych magicznych lat nie stali się pośmiewiskiem.

W 2010 roku Stallone zaskoczył wszystkich swoim filmem "Niezniszczalni", w którym obsadził takie legendy kina lat 80. jak Dolph Lundgren, Jason Roberts czy Arnold Schwarzenegger i Bruce Willis. Film o grupie komandosów, którzy jadą zrobić porządek w Ameryce Południowej okazał się wielkim hitem na całym świecie (275 milionów dolarów wpływów) i pokazał, że publiczność nie zapomniała o swoich idolach z młodości. Teraz Stallone (który w międzyczasie zrobił najlepszą obok "jedynki" część "Rockiego" i solidnie wskrzesił Johna Rambo) poszedł za ciosem i zrealizował kontynuację swojego świetnego filmu akcji. Tym razem do obsady dołączył Jean Claude-Van Damme i Chuck Norris. W filmie większą rolę zagrał również były gubernator Kalifornii, Arnold Schwarzenegger i Bruce Willis. Można się spodziewać kolejnego wielkiego sukcesu filmu, który pewnie namiesza w polskim box office.

Sylvester Stallone i Jason Statham w "Niezniszczalnych", fot. Monolith

Ja, miłośnik Scorsese, Jarmusha, Tarantino czy braci Coen, naprawdę czekam na sieczkę Sly’a, która pozwoli zapomnieć mi o wyżelowanych bohaterach kina akcji XXI wieku. Jestem pewien, że wielu miłośników ambitnego kina również pobiegnie do kin. Nie zrobimy tego tylko po to by wziąć udział w odmóżdżonej, męskiej rozrywce. Pójdziemy tam by poczuć nasze lata dzieciństwa, obfitujące w zniszczone kopie takich filmów jak "Krwawy Sport", "Czerwona Gorączka" czy "Nico", które braliśmy z wypożyczalni kaset video, znajdujących się na każdym rogu ulicy.

Lata 90. to zalew naszych umysłów przez specyficzne amerykańskie kino lat 80. Kto z dzieciaków tej dziwnej dekady nie podniecał się kopniakami belgijskiego karateki, łamaniem rąk przez gościa z kucykiem czy ciemnymi okularami gliny-makaroniarza? Ja do dziś nie potrafię przełączyć Polsatu jak leci uzbrojony po zęby Sly czy naparzający się w wietnamskiej dżungli duet Lundgren z Van Dammem. Niestety większość z magików kina lat 90., dziś stała się częścią podrzędnej rozrywki dla półgłówków. Skąd to wiem? Gdy za oknem panują syberyjskie mrozy, muszę dbać o zdrowie na siłowni. Z uwagi na to, że jestem mizantropem, kupiłem sobie bieżnie i ustawiłem w piwnicy. Jednak gapienie się podczas biegu na pustą ścianę, uważam za pierwszy krok do zamieszkania tam, gdzie skończył swój żywot Randel McMurphy. Postanowiłem więc postawić naprzeciwko siebie telewizor z dvd (zrobiłeś sobie w domu coś, za co warszawka płaci bajońskie sumy w klubach fitness - powiedział mi kupel ze stolicy).

Zauważyłem, że najwięcej kilometrów przebiegam, oglądając takie perełki jak "Szukając Sprawiedliwości", "Lwie Serce" czy "Cobra". Dzięki temu przypomniałem sobie całą antologię "Rockiego", trylogię "Rambo", czy dwa "czerwonookładkowe" znakomite filmy ze szczupłym Seagalem. Jednak po ponownym kontakcie z dawną kochanką, wziąłem się za współczesne "działa" idoli mojego dzieciństwa. I było to doświadczenie traumatyczne. Steven Seagal ze zwinnego mistrza aikido zmienił się w tłustego brzydala, który albo strzela (po co komu Seagal z giwerą?!) albo w najlepszym razie kreci sceny w stylu filmów Bartkowiaka by zamaskować swoją powolność. Na dodatek wszystkie filmy z Seagalem (za wyjątkiem "Maczety" rzecz jasna) są tanimi produktami, trafiającymi wprost na rynek DVD. Widać to na ekranie. To samo dotyczy wypocin (dosłownie) Jean-Claude Van Damme’a, który bez ładu i składu miota się po ekranie, starając się nawiązać do tego co robił w "Podwójnym uderzeniu".

Najgorsze jest to, że obaj panowie wydają się naśladować nowych bohaterów kina akcji, zamiast być dla nich światłem. Inną drogą poszedł Sly (choć porównywanie go do wymienionych panów jest nie na miejscu bo jest on naprawdę dobrym reżyserem, utalentowanym scenarzystą i przyzwoitym aktorem, co dowiódł w "Cop Land"), który postanowił bez kompleksów wskrzesić uwielbiany przez facetów gatunek filmowy. Mam nadzieję więc, że druga część jego "Niezniszczalnych" będzie równie smakowita jak pierwsza i, zgodnie z prawidłami kultowych filmów, zrobi on trylogię. Może dzięki temu przestanie się dąsać Seagal i przyjmie rolę, która spowoduje, że kino zapamięta go jako harcorowego zabijakę, a nie tłustego gliniarza z telewizyjnego reality show. Liczę więc na moich bohaterów z lat dzieciństwa i to nie tylko dlatego, że muszę stracić parę kilo. Liczę na nich bo wciąż jestem dzieciakiem lat 90.

Łukasz Adamski
Zobacz również
Box Office. Niespodziewane zwycięstwo walentynkowe
Box Office. Tryumf „Róży” Wojciecha Smarzowskiego
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll