PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Łukasz Adamski
  22.01.2012

W tym roku wielkim przegranym oscarowej gali może być ponownie Leonardo DiCaprio. Nie jest on jednak jedynym, który nie otrzymał jeszcze wymarzonej statuetki? Zaznaczam, że jest to moja subiektywna lista  czwórki wielkich „nieobecnych” w panteonie „oscarowców”. 

Zbliża się oscarowa gala, która znów pokaże nam rozczarowanie  artystów, skrywane za sztucznym uśmiechem. Wiele razy mogliśmy to obserwować, gdy wielki aktor nie dostawał wymarzonego Oscara. Bo tę statuetkę naprawdę każdy chce mieć. Zdarzają się oryginały jak Marlon Brando czy Woody Allen, który lekceważyli ten przedmiot powszechnego pożądania. Jednak są to wyjątki, które potwierdzają regułę. Ostatnie Złote Globy pokazały, że po raz kolejny podczas Oscarów może czekać kinomanów zaskoczenie i nagrody może nie odebrać „pewniak” Leonardo DiCaprio, który według wielu krytyków, stworzył kreację życia w filmie o J. Edgarze Hooverze. Bukmacherzy coraz częściej obstawiają George'a Clooney'a  za rolę w  filmie „Spadkobiercy”, za którą zgarnął już Globa.  DiCaprio był nominowany do nagrody Akademii trzy razy. Nigdy jej nie zdobył, choć wiele jego ról zapiera dech w piersiach. I nie chodzi tylko o te z nominacjami ( „Co gryzie Gilberta Grape’a”,„Aviator” czy „Krwawy Diament”), ale również wielkie kreacje w filmach, za które nie doczekał się on uznania Akademii. Można do nich zaliczyć wszystkie role u Martina Scorsese (szczególnie „Wyspę Tajemnic”) czy takie perełki jak „Droga do szczęścia”. Jeżeli jednak Leo nie zgarnie Oscara za rolę Hoovera w filmie Clinta Eastwooda, może to  na szczęście zrobić grając w biografii Teodora Roosevelta albo Franka Sinatry, które przygotowuje, a jakże, mistrz Scorsese.


Kadr z filmu J.Edgar, fot. Warner Bros

Kilka dni temu obejrzałem pierwszy raz w życiu telewizyjny dramat „Shattered Spirits" (Zranione dusze) z wielką kreacją Martina Sheena, który nigdy nie został nominowany do Oscara. Ten przejmujący film o powolnym rozpadzie rodziny przez alkohol uświadomił mi z jak niedocenionym talentem mamy do czynienia. Kilka dni temu syn aktora, Charlie Sheen nawoływał by Akademia nominowała jego ojca za piękny katolicki film „The Way” (Droga). Sheen niejednokrotnie pokazał na srebrnym ekranie wielką klasę, jednak to telewizja przyniosła mu laury. Największe zaszczyty przyniosły mu role prezydentów USA - prawdziwego  Johna F. Kennedy'ego w świetnym serialu „Kennedy” i filmowego  Josiaha Bartleta w „Prezydenckim pokerze”. Oglądając jednak wielkie role Sheena w „Czasie ApokalipsyCoppoli , „BadlandsMalicka czy właśnie w „The Way” (Droga) jego syna Emilio Esteveza, można odnieść wrażenie, że ten aktor mógłby lepiej wykorzystać swój aktorski potencjał, który naprawdę jest ogromny. Niestety jego droga aktorska została przyhamowana przez problemy z alkoholem i wieczne rozróby, jakie ten lewicowy działacz robi na antyrządowych manifestacjach. Tak to jest, jak w jednej osobie spotykają się aktor i polityk.

Kolejną legendą, która nigdy nie odebrała Oscara, jest James Woods. Był on nominowany za „Duchy Mississipi” i świetny „Salvador” z czasów, gdy Oliver Stone był bardziej artystą niż politycznym publicystą. Woods, który może się kojarzyć jedynie z ról twardych gliniarzy o twarzy podobnej do Clinta Eastwooda albo cynicznych pogromców zła w uwielbianym przeze mnie filmie Johna CarpenteraWampiry”,  w przejmujący sposób sportretował drobnego gangstera, który staje się częścią establishmentu w arcydziele Sergio Leone - „Dawno temu w Ameryce”. Woods dał zarówno prawdziwy popis aktorstwa, grając republikańskich polityków w filmie „Citizen Cohn” (Obywatel Cohn, 1992 TV) i „Rudy: The Rudy Giuliani Story” (2003, TV) jak i wcielając się w zahukanego przez zaborczą żonę nauczyciela w chwytających za serce „Przekleństwach NiewinnościSofii Coppoli. Dziś niestety Woods tworzy smakowite epizody lub drugoplanowe role w najróżniejszych produkcjach w Hollywood. Miejmy nadzieję, że ten wspaniały aktor zagra jeszcze rolę swojego życia.

I last but not east. Największy skandal oscarowy wszechczasów. Brak nagrody dla Johna Malkovicha. Jak ten geniusz jeszcze nie dostał nagrody Akademii? Tego naprawdę nie mogę pojąć. Raz zgarnął mu ją sprzed nosa naturszczyk, który przeżył piekło w Kambodży, Haing S. Ngor za wstrząsające „Pola śmierci”, w których wielki John zresztą również grał. Innym razem nie dostał nominacji za pewniaka oscarowego „Myszy i Ludzie”. Aktor był jeszcze nominowany za diabelską rolę w „Na linii ognia” z Clintem Eastwoodem. Jednak jak można było nie nominować go za takie perełki jak „Niebezpieczne związki”, „Marry Reilly” czy „Być jak John Malkovich”? Jak to możliwe, że Oscara zgarnia za kilkuminutowe pojawienie się na ekranie Judi Dench a nawet nominacji nie dostaje diaboliczny detektyw z „Jennifer 8”?  Brak Oscara dla Malkovicha to prawdziwa hańba dla Akademii, która skompromitowała się nie nominując nawet tego gościa do nagrody za jego najlepsze kreacje. 

Oczywiście do tej listy można dopisać Edwarda Nortona, który po fenomenalnym początku kariery ( nominacja do Oscara za debiut w „Lęku Pierwotnym”) dostał w ostatnich latach zadyszki i nie zagrał w niczym godnym zachwytu. Nie można również odmówić wielkości Tomowi Cruise'owi, który spokojnie zasłużył na statuetkę grając w „Urodzonym 4 lipca” czy „Magnolii”. Niestety ten znakomity aktor jest równocześnie niezwykle irytującym facetem i nie będę płakał, jak go nie docenią. Na szczęście wszyscy wymienieni przeze mnie aktorzy mogą mieć nadzieję. W końcu Jeff Brigdes dostał Oscara dopiero dwa lata temu. Mają więc szansę, o ile nie spoczną na laurach.

 

 

Łukasz Adamski
informacja własna
Zobacz również
Box Office. Oscary wywindowały „W ciemności” na szczyt
Box Office. Dziewczyna z tatuażem szturmuje kina.
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll