Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Ekranizacja walki o wolność naszego bohatera płk. Kuklińskiego może być wielkim powrotem Władysława Pasikowskiego do reżyserskiej formy. Wielkie nazwiska na czele z Patrickiem Wilsonem i temat, który jest samograjem sensacyjnym, powinien zagwarantować powrót Pasikowskiego do wielkiego kina.
Władysław Pasikowski mógł być jednym z najciekawszych i najbardziej niepokornych polskich reżyserów. Jego bardzo przyzwoity "Kroll" i fenomenalne "Psy" pozwalały przypuszczać, że twórca pójdzie drogą popkulturowej sensacji z politycznym pazurem. Pasikowski jak nikt inny potrafił w bardzo atrakcyjny dla widza sposób opowiadać o mrokach rodzącej się III RP. "Psy" nie były tylko opowieścią o twardym gliniarzu, którzy rzuca w pojedynkę rękawicę bandziorom. To było jedynie tło do pokazania rodzącej się na bazie SB mafii, kontaktów służb specjalnych z politykami czy w końcu potęgi byłych towarzyszy w nowej rzeczywistości. Do dziś "Psy" są jedynym filmem, który pokazuje palenie akt SB przez przemianowanych na policjantów esbeków oraz sposób, w jaki weryfikowano esbeków przy przyjęciu do nowej służby. Reżyser nawet w mocno komercyjnych i niedopracowanych „Psach 2” zahaczył o problem wpływów komunistycznych służb na Polskę lat 90. Gra teczkami, powiązania przenoszone z PRL-u i w końcu przeniknięcie esbeków do bandyckich grup, były najmocniejszymi punktami filmu. Był to jednocześnie ostatni „taki” film Pasikowskiego.
Marcin Dorociński i Patrick Wilson na planie filmu "Jack Strong". Fot. M. Makowski/ITI Cinema
Następnie reżyser zatopił się w coraz gorszych produkcjach typu "Reich" czy komiksowa "Operacja Samum". W pewnym momencie twórca „Psów” stal się parodią samego siebie i wraz z Bogusławem Lindą przeszedł do lamusa. Dopiero ciekawy serial „Glina” (z nowym twardzielem kina Jerzym Radziwiłowiczem) przywrócił nadzieję w talent Pasikowskiego. Wydawało się, że wielkim powrotem do solidnego kina będzie "Pokłosie". Pisałem w recenzji dla tego portalu, że film o Jedwabnem jest nam niezwykle potrzebny. Mord w tej miejscowości jest ciemną kartą w naszej przeszłości, i opowiedzenie o niej jest obowiązkiem polskich filmowców. Jednak musi to być film uczciwy i wyważony, z zachowaniem wszelkich okoliczności tej niebywałej zbrodni, i umieszczenia jej w konkretnym czasie. Tego w filmie Pasikowskiego brakowało. To nie tylko jego spłaszczony wydźwięk drażnił Polaków. Każdy miłośnik kina musiał czuć się niekomfortowo, oglądając nierówne i miejscami nieznośnie kiczowate dzieło twórcy znakomitego serialu „Glina”.
Wiadomość o tym, że Pasikowski realizuje pierwszy polski film o płk. Kuklińskim wzburzyła patriotyczne środowiska. Po „Pokłosiu” powierzenie reżyserowi biografii bohatera antykomunistyczno nastawionych Polaków zaniepokoiło widzów. Ja jednak daję wielki kredyt zaufania Pasikowskiemu, który specjalizuje się w kinie sensacyjnym. Jak inaczej można opowiedzieć historię komunistycznego żołnierza, który z narażeniem życia zaczął współpracować z wolnym światem przeciwko czerwonej dyktaturze? Pasikowski dostał wszystko czego może wymarzyć sobie reżyser realizujący taką fabułę. Ma on znakomitych aktorów na czele z Marcinem Dorocińskim, Mają Ostaszewską, Krzysztofem Globiszem, genialnie ucharakteryzowanym na Zbigniewa Brzezińskiego Krzysztofie Pieczyńskim i Patrickiem Wilsonem - jednym z najciekawszych aktorów młodego pokolenia w Hollywood, który partnerował Alowi Pacino w znakomitych „Aniołach w Ameryce” i pokazał wielką klasę w „Małych dzieciach”. Dawno w polskim filmie nie zagrał aktor o takiej pozycji w USA jak Wilson. Czy to wszystko gwarantuje sukces „Jackowi Strongowi”?
Gdyby film realizowali spece z „fabryki snów”, którzy na bazie historii czołowego agenta CIA mogliby powtórzyć majstersztyk Hitchcocka z „Rozdartej kurtyny”, to nie miałbym żadnych wątpliwości. Pasikowski może, niestety, pójść w stronę „Operacji Samun”, która była filmem nieudolnie naśladującym amerykańskie filmy akcji. Nie sądzę, by w filmie o Kuklińskim Pasikowski bawił się w publicystę jak w „Pokłosiu”. Samo podjęcie się sfilmowania losów Kuklińskiego jest ukłonem w stronę bohatera, na którego do dziś psy wieszają postkomuniści, którzy przed 1989 rokiem służyli Moskwie oraz młoda lewica paradująca w koszulach masowego czerwonego mordercy Che Guevarry. Jeżeli Pasikowski przypomni sobie, za co pokochały go miliony widzów w Polsce na początku lat 90., to możemy dostać kawałek przepysznego kina. Dobrze zrealizowana sensacyjna opowieść o Kuklińskim bez wątpienia pomoże światu poznać losy tego niezwykłego człowieka.
Władysław Pasikowski mógł być jednym z najciekawszych i najbardziej niepokornych polskich reżyserów. Jego bardzo przyzwoity "Kroll" i fenomenalne "Psy" pozwalały przypuszczać, że twórca pójdzie drogą popkulturowej sensacji z politycznym pazurem. Pasikowski jak nikt inny potrafił w bardzo atrakcyjny dla widza sposób opowiadać o mrokach rodzącej się III RP. "Psy" nie były tylko opowieścią o twardym gliniarzu, którzy rzuca w pojedynkę rękawicę bandziorom. To było jedynie tło do pokazania rodzącej się na bazie SB mafii, kontaktów służb specjalnych z politykami czy w końcu potęgi byłych towarzyszy w nowej rzeczywistości. Do dziś "Psy" są jedynym filmem, który pokazuje palenie akt SB przez przemianowanych na policjantów esbeków oraz sposób, w jaki weryfikowano esbeków przy przyjęciu do nowej służby. Reżyser nawet w mocno komercyjnych i niedopracowanych „Psach 2” zahaczył o problem wpływów komunistycznych służb na Polskę lat 90. Gra teczkami, powiązania przenoszone z PRL-u i w końcu przeniknięcie esbeków do bandyckich grup, były najmocniejszymi punktami filmu. Był to jednocześnie ostatni „taki” film Pasikowskiego.
Marcin Dorociński i Patrick Wilson na planie filmu "Jack Strong". Fot. M. Makowski/ITI Cinema
Następnie reżyser zatopił się w coraz gorszych produkcjach typu "Reich" czy komiksowa "Operacja Samum". W pewnym momencie twórca „Psów” stal się parodią samego siebie i wraz z Bogusławem Lindą przeszedł do lamusa. Dopiero ciekawy serial „Glina” (z nowym twardzielem kina Jerzym Radziwiłowiczem) przywrócił nadzieję w talent Pasikowskiego. Wydawało się, że wielkim powrotem do solidnego kina będzie "Pokłosie". Pisałem w recenzji dla tego portalu, że film o Jedwabnem jest nam niezwykle potrzebny. Mord w tej miejscowości jest ciemną kartą w naszej przeszłości, i opowiedzenie o niej jest obowiązkiem polskich filmowców. Jednak musi to być film uczciwy i wyważony, z zachowaniem wszelkich okoliczności tej niebywałej zbrodni, i umieszczenia jej w konkretnym czasie. Tego w filmie Pasikowskiego brakowało. To nie tylko jego spłaszczony wydźwięk drażnił Polaków. Każdy miłośnik kina musiał czuć się niekomfortowo, oglądając nierówne i miejscami nieznośnie kiczowate dzieło twórcy znakomitego serialu „Glina”.
Wiadomość o tym, że Pasikowski realizuje pierwszy polski film o płk. Kuklińskim wzburzyła patriotyczne środowiska. Po „Pokłosiu” powierzenie reżyserowi biografii bohatera antykomunistyczno nastawionych Polaków zaniepokoiło widzów. Ja jednak daję wielki kredyt zaufania Pasikowskiemu, który specjalizuje się w kinie sensacyjnym. Jak inaczej można opowiedzieć historię komunistycznego żołnierza, który z narażeniem życia zaczął współpracować z wolnym światem przeciwko czerwonej dyktaturze? Pasikowski dostał wszystko czego może wymarzyć sobie reżyser realizujący taką fabułę. Ma on znakomitych aktorów na czele z Marcinem Dorocińskim, Mają Ostaszewską, Krzysztofem Globiszem, genialnie ucharakteryzowanym na Zbigniewa Brzezińskiego Krzysztofie Pieczyńskim i Patrickiem Wilsonem - jednym z najciekawszych aktorów młodego pokolenia w Hollywood, który partnerował Alowi Pacino w znakomitych „Aniołach w Ameryce” i pokazał wielką klasę w „Małych dzieciach”. Dawno w polskim filmie nie zagrał aktor o takiej pozycji w USA jak Wilson. Czy to wszystko gwarantuje sukces „Jackowi Strongowi”?
Gdyby film realizowali spece z „fabryki snów”, którzy na bazie historii czołowego agenta CIA mogliby powtórzyć majstersztyk Hitchcocka z „Rozdartej kurtyny”, to nie miałbym żadnych wątpliwości. Pasikowski może, niestety, pójść w stronę „Operacji Samun”, która była filmem nieudolnie naśladującym amerykańskie filmy akcji. Nie sądzę, by w filmie o Kuklińskim Pasikowski bawił się w publicystę jak w „Pokłosiu”. Samo podjęcie się sfilmowania losów Kuklińskiego jest ukłonem w stronę bohatera, na którego do dziś psy wieszają postkomuniści, którzy przed 1989 rokiem służyli Moskwie oraz młoda lewica paradująca w koszulach masowego czerwonego mordercy Che Guevarry. Jeżeli Pasikowski przypomni sobie, za co pokochały go miliony widzów w Polsce na początku lat 90., to możemy dostać kawałek przepysznego kina. Dobrze zrealizowana sensacyjna opowieść o Kuklińskim bez wątpienia pomoże światu poznać losy tego niezwykłego człowieka.
Łukasz Adamski
Portalfilmowy.pl
Wiosenny odpływ widzów
Pierwszy film 2013 roku z milionową widownią!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024