PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Kamil Minkner
  31.10.2011

Wybierając się na najnowszy film Nanniego Morettiego "Habemus papam - mamy papieża" warto postarać się najpierw o audiencję. A dokładniej o "Audiencję", mało w Polsce znany film z 1971 roku wybitnego włoskiego reżysera Marco Ferreriego.

Jerzy Stuhr i Michel Piccoli w "Habemus Papam - mamy papieża", fot. Gutek Film

Reżyser "Wielkiego żarcia" wziął w "Audiencji" na pożarcie watykańską machinę biurokratyczną. Danie jeszcze dzisiaj wydaje się nie tylko strawne, ale i świeże, a przeżuwanie przez reżysera kolejnych szczebelków kościelnej hierarchii idzie w parze z przeżywaniem przez nas dramatu młodego oficera, Amedeo, który usiłuje się spotkać tête-à-tête z papieżem. Bohater będzie jednak tylko walił głową w watykański mur, a głowę Kościoła zobaczy wyłącznie z daleka: w papieskim oknie podczas oficjalnego orędzia albo zamazaną i niewyraźną przez lornetkę, kiedy ten przechadzał się za wysokim ogrodzeniem. Oficer będzie wykrzykiwał też papieżowi swoją miłość, kiedy niesiono go przez miasto, niczym w średniowieczu, w lektyce. Chcąc mieć bardziej prywatny kontakt, Amedeo mógł sobie co najwyżej, jak każdego innego idola, posłuchać papieża z płyty.


W "Audiencji" wyczuwa się jeszcze klimat debat okołosoborowych z lat 60., kiedy to rywalizowały ze sobą dwie wizje Kościoła: tego, który jest blisko ludzi oraz Kościoła konserwatywnego, który tych ludzi nie rozumie. Ten spór współcześnie jest zresztą nadal aktualny. Ważnym odniesieniem była też walka środowisk lewicowych i liberalnych o likwidację prawa zakazującego wówczas we Włoszech rozwodów cywilnych, na straży którego silnie stał również Kościół.


Wspólnie z bohaterem przekonamy się, że fizyczna zasada nieoznaczoności Heisenberga, która dowodzi, że nie możemy jednocześnie określić pędu i położenia cząstki, działa też w odniesieniu do współczesnego Kościoła. Im bliżej Amedeo będzie papieża, tym bardziej będzie się przekonywał, że jest daleko. Kiedy podczas jednej z prób bohater chce podbiec do niesionego przez miasto papieża, na oficera od razu rzuca się ochrona, a Amedeo ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Strażnicy szwajcarscy nie chcą go wpuścić do papieskiej siedziby mówiąc mu, że to posiadłość prywatna. A przecież Amedeo czuje się częścią tego domostwa, a nawet więcej – rodziny papieża. Bożej rodziny. Nawet kościelni dostojnicy, którzy obiecują młodemu oficerowi pomoc, nie są w stanie nic wskórać. Nic dziwnego, że sam bohater w końcu wykrzykuje, że czuje się jak z powieści Franza Kafki. Zwłaszcza, że nikt nie wie, o co mu chodzi. Amedeo nie wyznaje nam, dlaczego tak bardzo chciałby spotkać się z papieżem.


Audiencja redefiniuje pojęcie człowiek-instytucja. O ile, najczęściej kojarzy nam się on z kimś, kto dużo może, to w tym przypadku mamy do czynienia z ciekawym paradoksem. Ktoś może tak dużo, że trzeba go cały czas strzec i w rezultacie trudno się przekonać o tym, ile naprawdę może. O ile w typowym przypadku to człowiek, który jest wszechmocny staje się instytucją, o tyle w tym przypadku to instytucja pożera takiego człowieka. I tego właśnie obawia się Michel Piccoli, który w "Habemus papam - mamy papieża" gra papieża, a u Ferreriego zagrał jednego z notabli papieskiej hierarchii, który jest elementem w kościelnej strukturze. Ta zamiana ról w perspektywie lat jest symboliczna.


Pomimo tego, że w filmie Ferreriego dostęp zwykłego człowieka do papieża jest niemożliwy, a w filmie Morettiego odwrotnie – problemem jest dostęp papieża do tzw. normalnych ludzi, to w jakiś dziwny sposób oba filmy się uzupełniają. Łączy je przekonanie, że religijne oświecenie nie jest możliwe w obrębie tradycyjnych miejsc kultu i samej kościelnej instytucji. Przy czym Ferreri jest na tyle sceptyczny, że w ogóle nie wierzy, że Kościół potrafi pokazać swoją ludzką twarz, skoro do tej twarzy nie mamy nawet dostępu. Ale film Morettiego po wielu latach dopowiada, że może z twarzą jest wszystko w porządku, tylko skrywa ją gruba warstwa biurokratycznego make-upu.

Kamil Minkner
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. Niespodzianka Jima Sheridana
Box office. Baby są... ciągle najlepsze
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll