PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Ola Salwa
  27.04.2012
Czy potrzebny nam jest narodowy festiwal? Na dobrą sprawę można pokazywać polskie filmy na prestiżowych imprezach międzynarodowych, takich jak Warszawski Festiwal Filmowy czy Camerimage

Na dobrą sprawę można pokazywać polskie filmy na prestiżowych imprezach międzynarodowych, takich jak Warszawski Festiwal Filmowy (który notabene wygrała w zeszłym roku „Róża” Wojtka Smarzowskiego), Camerimage (triumf "W ciemności" Agnieszki Holland). Krakowski Festiwal Filmowy ma konkurs filmów polskich, a wrocławskie Nowe Horyzonty zrezygnowały z niego dopiero w tym roku. Właściwie można by zrobić odpowiedni podział tytułów wśród tych festiwali, a budżet Gdyni przeznaczyć na produkcję filmów. Zresztą festiwal polskich filmów jeszcze do niedawna miał opinię imprezy branżowej i skostniałej; nieprzyjaznej dla widzów, którzy pracują lub mieszkają poza Trójmiastem, bo najważniejsze pokazy zaczynają się w tu poniedziałek, a kończą w piątek.





Do tej pory był to też  festiwal zawiedzionych nadziei. Nadziei na to,  że polskie kino nas czymś olśni, zaskoczy, nagle wyrwie się z artystycznego i produkcyjnego marazmu. Gdy trzy edycje temu o Złote Lwy rywalizowały "Rewers" Borysa Lankosza, „Wszystko co kocham” Jacka Borcucha, "Wojna polsko-ruska" Xaverego Żuławskiego, "Zero" Pawła Borowskiego i "Dom zły" Wojtka Smarzowskiego wielu krytyków, trochę na wyrost, pisało o nowym otwarciu w polskim kinie. Kolejny rok, słabszy, sprowadził nas na ziemię. Cudu nie było i podczas tegorocznej edycji też go nie będzie. Więc może tym bardziej warto zrezygnować z narodowego festiwalu? Wręcz przeciwnie!

Gdynia, szczególnie po wprowadzonych już w zeszłym roku zmianach – ostrej selekcji filmów, międzynarodowym składzie jury, zagranicznych gościach, masterclassach polskich reżyserów – otwiera festiwal na rozmowy – i to nie tylko kuluarowe - o polskim kinie. A co za tym idzie, daje nadzieję na jego zmianę. Spotkania z Sydem Fieldem czy Christopherem Voglerem to świetna okazja do pracy nad scenariuszami, tradycyjnie najsłabszym ogniwem rodzimych produkcji. Panel dyskusyjny na temat roli producentów kreatywnych, zawodu dopiero kształtującego się na polskim rynku, pomoże zastanowić się, jak go sensownie rozwijać. A werdykt międzynarodowego jury może tym razem zamiast  prowokować absurdalne komentarze o tym, że widzowie z zagranicy nie rozumieją naszych filmów, pomoże spojrzeć na nie z trochę innej perspektywy. Bo festiwal narodowy nie polega na hołubieniu wszystkiego, co ma stempel made in Poland, tylko na stworzeniu przestrzeni do krytycznego spojrzenia  i debaty o polskim kinie. Wczorajszym, obecnym i przyszłym.
 

Zobacz również
Box Office. Na majówkę, nie do kina
Box Office. „Nietykalni” na czele stawki!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll