PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Ola Salwa
  27.03.2012
Kino pobudza fantazję - to jasne. U mnie stało się pożywką dla wszelkiej maści lęków: dzięki filmom wyobraziłam sobie setki historii, w których prawie zginęłam lub zostałam okaleczona. I wiem, że uratować mnie może tylko... Liam Neeson

Są rzeczy, których nigdy nie zrobię. Na przykład w życiu nie kupię do kuchni stojącego miksera do robienia koktajli, ani nie będę nosić długich naszyjników. I nie chodzi tu wcale o moje upodobania dietetyczno-estetyczne. Na własne oczy widziałam, jak młode blondynki zginęły z powodu tych dwóch przedmiotów. Pierwsza z nich była bohaterką horroru nakręconego w latach 80. (niestety nie pamiętam tytułu, być może było to któreś "Martwe zło"), fanką zdrowego odżywiania, która do chaty w lesie przywiozła mikser i ciągle coś w nim przyrządzała. Do czasu, kiedy zły duch nie zrobił koktajlu z jej ręki oraz twarzy. Druga ofiara schyliła się po szminkę, gdy sterowane przez złe moce schody ruchome (tak! tak!) capnęły ją za naszyjnik i zrobiły z jej głowy carpaccio. Nie wiem, skąd twórcy tego szmirowatego potworka, zatytułowanego „Pocałunek” czerpali natchnienie, ale mam nadzieję, że do dziś czują niepokój wchodząc do centrum handlowego bądź na lotnisko. Ja czuję. Swoją drogą to ciekawe, że w latach 80. w kinie drugoplanowi bohaterowie horrorów, czyli tak zwane mięso ekranowe, ginęli w dużo bardziej przerażający sposób niż dziś. Wszystkie sceny gore z piłą lub młotkiem w roli głównej zlewają mi się w pamięci w krwawą miazgę, a te dwie sceny będą mnie prześladować do końca życia. Zresztą nie tylko te.


Liam Neeson w "Przetrwaniu", fot. mat. dystrybutora

Horrory i thrillery wytresowały we mnie nieustającą czujność. Albo, jak kto woli - skłonność do paranoi. Uważam na nerwowo zachowujących się ludzi w tramwaju (pewnie to psychopaci z siekierą za pazuchą), panów okupujących korytarze w pociągach PKP (zboczeńcy albo w najlepszym razie wudu-fetyszyści, którzy zabiorą mi kosmyk włosów, a potem duszę), bezpańskie psy (czy aby na pewno nie aportują Szatanowi?). Unikam lasu po zmierzchu (to siedlisko demonów) i, w ogóle - ciemności (zawsze się coś w niej czai) oraz ciszy (bo zazwyczaj przerywa ją upiorny dźwięk), dziwnych dzieci (nawet jeśli w pobliżu nie rośnie kukurydza), a nawet nietypowo zachowujących się znajomych (porywacze ciał - wiadomo). Setki razy widziałam oczami wyobraźni jak rękę urywa mi pędzący samochód, który zaczepił wystającym kawałkiem karoserii o moją torebkę; albo jak płyta chodnikowa znika na moich oczach i wpadam w morze bulgoczącej lawy, albo jak wizytę składa mi pan z gwoździami w głowie, albo jak z toalety wychodzi aligator i...
Za to w ogóle nie robią na mnie wrażenia banalne w tym kontekście tragedie, dekorujące kino sensacyjne lub katastroficzne, takie jak na przykład wypadki lotnicze. Nie boję się wsiadać do samolotu i nigdy nie wyobrażam sobie, że czeka mnie mój ostatni lot. Przeciwnie, gdybym mogła wybierać jak umrę, chciałabym zginąć w trakcie podniebnego rejsu. Być może dlatego emocji nie wzbudził we mnie wypadek malutkiego samolotu, którym leciał z Alaski pan Ottway, grany przez Liama Neesona w „Przetrwaniu”. Albo dlatego, że w filmach z gatunku „survival sentymentalny”, do których ten tytuł należy, przerażają mnie bardziej pretensjonalne monologi bohatera i jego walka z depresją niż kraksy, wilki i wizja odmrożenia palców. Pomyślałam jednak, że gdybym miała ulec jakiemukolwiek wypadkowi, być porwana przez gang lub naraziła się zmutowanym, antycznym potworom, chciałabym, żeby obok był ktoś taki jak Liam Neeson. Nie dajcie się zwieść melancholijnemu spojrzeniu tego sześćdziesięcioletniego irlandzkiego aktora - im jest dojrzalszy, tym skuteczniej potrafi skopać tyłek złoczyńcom. Udowodnił to choćby w „Uprowadzonej” (powstaje właśnie sequel), „Tożsamości”, czy w „Przetrwaniu”  właśnie, gdzie bitnie stawił czoła stadu wilków, gdy reżyser nie kazał mu wygłaszać pretensjonalnych monologów. Oczywiście postaci bohaterów zawsze były wpisane w emploi aktora, by wspomnieć „Listę Schindlera” czy „Rob Roya”, ale dopiero w ciągu ostatnich kilku lat zrobił się z niego prawdziwy twardziel. Taki tata-superbohater, przeganiający spod dziecięcego łóżka złe duchy. Nic więc dziwnego, że Irlandczyk zagrał w dyptyku fantasty - „Starcie tytanów” i „Gniew tytanów”  najważniejszego z greckich bogów, Zeusa. Być może Neeson jest ucieleśnieniem tęsknoty za patriarchalnym porządkiem, a może mamy po prostu dość anemicznych chłoptasiów, którzy w wyjątkowo nieprzekonujący sposób ratują świat lub swoją dziewczynę? Jedno wiem na pewno - Neeson dałby radę nawet demonicznym schodom ruchomym.

Ola Salwa
Zobacz również
Box Office. Hans Kloss. Stawka mniejsza niż „Igrzyska śmierci”
Box Office. Pogoda wygrała z Klossem
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll