PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Ola Salwa
  9.01.2012

To nie Freddy Kruger ani bohaterowie „Martwego zła” zafundowali mi największą filmową traumę dzieciństwa. Do dziś duży niepokój wywołuje we mnie widok kobiet w perukach oraz mężczyzn w rajtuzach. Kto mi wyrządził taką krzywdę?

Oglądając zwiastun „Muppetów”, które już 20 stycznia wrócą po kilkunastu latach przerwy do kin, zaczęłam wspominać ulubione bajki z dzieciństwa. Oprócz Muppetów były to przygody Smerfów, Gumisiów, kreskówki Hanna-Barbera, Bambi, czescy „Sąsiedzi”, rosyjski „Wilk i zając”, „He-Man”. A filmy..? Pamiętam oczywiście „Goonies”, które oglądałam z dzieciakami sąsiadów na zjechanej kasecie VHS chyba piętnaście razy w ciągu dwóch dni. Albo „Indianę Jonesa i Arkę Przymierza” puszczanego w telewizji gdy rodzice poszli na bal sylwestrowy, a babcia, stawiając pasjansa, straciła czujność. Byłam wtedy przekonana, że gdy dorosnę, zostanę zawodową poszukiwaczką skarbów i będę miała długie, kasztanowe włosy jak jedna z bohaterek „Goonies”.   Niestety, nic z tego nie wyszło.

Jennifer Connelly i David Bowie w "Labiryncie", fot. Henson Associates

Dryfując w odmętach pamięci trafiłam na dwa filmy, które spokojnie mogę nazwać koszmarami mojego dzieciństwa. Co ciekawe, pierwszy z nich wyreżyserował twórca „Muppetów”, Jim Henson. Gdy go oglądałam, miałam może siedem lat, byłam na zimowisku. Znudzeni sobą i nami wychowawcy zaprowadzili nas do sąsiedniego ośrodka na „telewizję”. Pamiętam tylko urywki: brązową wykładzinę, na której siedzieliśmy po turecku, dużo większy ekran niż w domu, a na nim młodą dziewczynę błąkająca się po korytarzach otulonych pajęczynami, atakowaną przez dziwne potworki. Ale przede wszystkim pamiętam Jego: mężczyznę z tapirem i w obcisłych rajtuzach. Wzbudzał we mnie ten rodzaj lęku i obrzydzenia, jaki pojawia się, gdy wchodzisz do ciemnego pokoju i trafiasz dłonią na wilgotną ścianę. Król Goblinów, grany w „Labiryncie” przez Davida Bowie, przeraził mnie do tego stopnia, że wychowawczyni zabrała mnie drugiej sali, gdzie dorośli oglądali „Miami Vice”.Kiczowata, ale przewidywalna uroda Sonny'ego Crocetta i jego luźne garnitury zadziałały na mnie kojąco.

Do dziś nie umiem określić, co właściwie przeraziło mnie w postaci granej przez Bowie'go, oczywiście poza strasznym makijażem. Kilka dni temu obejrzałam "Labirynt" ponownie – król Goblinów nie jest specjalnie upiorny, niepokojące są za to jego niejednoznaczne intencje wobec głównej bohaterki, czternastoletniej Sary. Chce ją uwieść, zniewolić, a może po prostu czuje się samotny i szuka towarzystwa dziewczyny z bujną wyobraźnią; pokrewnej duszy, która go zrozumie? Być może nigdy się tego nie zrozumiem, ale do dziś mdli mnie na widok facetów w błyszczących rajtuzach.

Drugi horror dzieciństwa obejrzałam sama w kinie. Film zaczynał się tak: kilkuletni Luke stracił w wypadku oboje rodziców, więc opiekę nad nim przejęła babcia. Razem jadą na wakacje do ogromnego hotelu, gdzie akurat odbywa się zjazd czarownic, które nienawidzą dzieci i zamieniają je w myszy. Na co dzień wyglądają normalnie i tylko w swoim towarzystwie pozbywają się kamuflażu – peruk ukrywających łyse czaszki, masek chowających haczykowate nosy i butów, do których wkładają stopy bez palców. Samo wspomnienie „Wiedźm” Nicolasa Roega wywołuje we mnie dreszcze, a snów, w których Anjelica Huston zamieniała mnie w mysz, nie zliczę. Do dziś zdumiewa mnie, że zło w tym filmie jest tak niesamowicie sugestywne i obezwładniające; nie dające się unieważnić szczęśliwym zakończeniem. Fascynuje mnie też wizja reżysera pokazującego, że — dla niektórych – kobiety nienawidzące dzieci to zło wcielone. Mimo złych wspomnień gdy oglądam współczesne, ugrzecznione i infantylne filmy dla dzieci czasem im współczuję, bo dobra bajka powinna choć trochę straszyć.

Ola Salwa
Zobacz również
Box Office. Nowy Rok, nowy lider – „Kot w butach”.
Box Office. Przebój AD 2011 zwycięża w końcówce roku!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll