PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Ola Salwa
  20.12.2011

Nawet jeśli Sarah Jessica Parker stara się odciąć do postaci Carrie Bradshaw, ciągle coś jej stoi na przeszkodzie. Gdy nie jest to jej własna maniera aktorska, szyki miesza tendencyjny casting lub... francuski szewc.

Jeśli kiedyś miałam fikcyjną starszą siostrę, była nią główna bohaterka serialu „Seks w Wielkim Mieście”. Gdy się poznałyśmy, miałam dziewiętnaście lat, a Carrie była dla mnie, początkującej recenzentki, ideałem. Kobiety, pisarki, a przede wszystkim wolnego ducha, krążącego po ulicach Nowego Jorku. Inspirowała mnie, choć nigdy nie chciałam jej kopiować, szczególnie że sama od niebotycznych obcasów, wolę walonki UGG albo coś równie brzydkiego i wygodnego. Każdy odcinek serialu widziałam kilka razy (swoją drogą, były to najtańsze lekcje angielskiego, na jakie w życiu chodziłam), znam więc każdy gest neurotycznej, pogodnej i zawsze skłonnej do żartów Carrie na pamięć. Bez trudu rozpoznaję ją właściwie w każdej kolejnej postaci granej przez Sarah Jessicę Parker.

Sarah Jessica Parker (Carrie Bradshaw) w "Seksie w wielkim mieście 2", fot. Warner

Po „Seksie” występowała wprawdzie rzadko, w jednym-dwóch filmach rocznie, ale były to role bardzo do siebie podobne:
- singielki miastowej, która w swoich eleganckich szpilkach (noszonych koniecznie na gołe stopy) odwiedza „Rodzinny dom wariatów“,
- singielki utajonej, uczącej niedostępnych emocjonalnie mężczyzn, czym jest miłość („Miłość na zamówienie”),
- singielki z odzysku, ukrywającej się z byłym mężem w głuszy („Czy słyszeliście o Morganach?”, eksa grał Hugh Grant).

Każda z tych postaci była wariacją Carrie, odchudzonej z całego bogactwa emocji i cech osobowości, zredukowanej do figury dziewczyny szukającej wielkiego uczucia oraz najnowszego modelu pięknych szpilek. To samo zresztą można powiedzieć o filmowej wersji mojej ukochanej bohaterki. Pamiętam, że w trakcie oglądania obu części „Seksu w Wielkim Mieście” miałam ogromną ochotę rzucić w ekran pomidorami, albo - tak jak Carrie, gdy Big znowu ją zostawiał - frytkami i Big Makiem. Jestem pewna, że gdyby Bradshaw mogła napisać jednozdaniową recenzję tych filmów, brzmiałaby ona mniej więcej tak: „Ale Carriekatura!”.

Oglądając więc najnowszy rom-com z Sarą Jessica Parker, „Jak ona to robi”, zastanawiałam się, czy aktorka kiedykolwiek odetnie się od swojej najbardziej znanej roli. Póki co szanse są marne. Mimo że Kate Reddy, uświniona płatkami śniadaniowymi matka dwójki dzieci, szczęśliwa żona i analityk bankowa, niespecjalnie kojarzy się z Carrie, to ma jej neurotyczne gesty, śmiech, piski oraz reakcje. Jest jakby jej siostrą bliźniaczką, która od hucznych imprez wolała dom i rodzinę. I to właśnie Bradshaw, a nie Reddy widzę w finałowej scenie biegu przez miasto w super wysokich szpilkach; sceny do której każda inna aktorka musiałaby zatrudnić kaskaderkę lub speca od efektów komputerowych. Duch Carrie unosi się nad całym filmem, bo Parker gra na autopilocie, nie mając nic nowego do zaoferowania ani swojej postaci, ani widzom.

Skojarzenia z serialem podtrzymuje też prasa - znalezienie zapowiedzi lub recenzji „Jak ona to robi”, która tytule lub treści nie ma aluzji do „Seksu w Wielkim Mieście” graniczy z cudem. Ale nawet gdy aktorka się stara uciec od Carrie, nie pozwalają jej na to scenarzyści - tak jest w przypadku mozaikowego „Sylwestra w Nowym Jorku”, amerykańskiej odpowiedzi na „To właśnie miłość”. Poza Parker pojawiają się na ekranie między innymi Robert de Niro, Michelle Pfeiffer, Halle Berry, Hilary Swank, Katherine Heigl, Jon Bon Jovi oraz stadko pomniejszych gwiazd typu Zac Efron (wreszcie dowiedziałam się, jak on wygląda!), były mąż Demi Moore, ta krzykaczka z „Glee” i jakiś raper. Sarah Jessica gra tu Kim, samotną matkę i kostiumografkę teatralną, której córka i brat ciągle powtarzają, że jest sama, bo nosi brzydkie chodaki (czyli jest anty-Carrie). Gdy Kim w końcu wybiera się na randkę, to oczywiście w ekscentrycznej kreacji i srebrnych pantofelkach z czerwoną podeszwą, na które zrobiono specjalne zbliżenie. Nawet amatorzy rozpoznają w nich bardzo drogie szpilki Christiana Loubutina, szewca gwiazd i pań z socjety - tylko w Nowym Jorku stać na nie samotne matki. Kim/Sarah staje się na powrót starą, dobrą Carrie, przemierzającą ulice ukochanego miasta w poszukiwaniu miłości.

Dlaczego nowojorska pisarka nie może przejść na emeryturę i zachować wiecznej młodości w telewizyjnych powtórkach i okolicznościowych boksach z serialem? Częściową winę ponoszą za to hollywoodzcy producenci, którzy zamiast lansować nowe gwiazdy, eksploatują stare, jak choćby Jennifer Aniston (wciąż obsadzaną w wariacjach Rachel z „Przyjaciół”) czy coraz bardziej groteskową Meg Ryan. Swoją drogą aktorki te nie mają następczyń, co wynika nie tylko z braku charyzmatycznych kandydatek na rynku, ile ze zmian kulturowych, przegapionych przez decydentów z Fabryki Snów. Niepotrzebnie i na siłę wciskają oni w kostium amantek choćby Katherine Heigl (skrzyżowanie Rachel i Carrie), Kate Hudson, a ostatnio Emmę Stone („Kocha, lubi, szanuje”, „Łatwa dziewczyna”), te zaś, wychowane między innymi na serialu „Seks w Wielkim Mieście” nie odnajdują się w anachronicznych rolach biernych kobiet, czekających na wielką Miłość i rycerza na białym koniu. Myślę sobie też, że wieczne życie Carrie Bradshaw trwa na życzenie samej Sarah Jessiki Parker. Być może postać jest po prostu miłością jej zawodowego życia. A z takiego uczucia - jak doskonale wiemy z „Seksu w Wielki Mieście” - nie da się łatwo zrezygnować.

Ola Salwa
Zobacz również
Box Office. 2 miliony widzów na koncie „Listów do M.”!
Box Office. Mamy największy przebój 2011 roku!
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll