PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Ola Salwa
  31.10.2012
Oglądanie trupów na ekranie to filmowa codzienność; część horroru albo melodramatu, której się nie kwestionuje. Ekranowe umieranie nie robi wrażenia, ale i nie oswaja z nim na dłuższa metę. Czasem śmierć na ekranie pociesza żyjących - moje zaduszkowe seanse to "Miłość" Michaela Haneke i „Code blue” Urszuli Antoniak.

Było nieadekwatnie słoneczne, letnie popołudnie, gdy przez prawie dwie godziny robiłam wywiad o śmierci z Urszulą Antoniak, która zrobiła dwa piękne filmy osnute wokół tego tematu Nic osobistego” oraz „Code blue”.  Punktem wyjścia ich obu jest osobista strata reżyserki doświadczenie jej oraz proces godzenia się z nią przełożony na taśmę filmową. Bohaterką „Nic osobistego” jest młoda wdowa, a „Code blue” pielęgniarka pracująca na oddziale dla umierających na raka, która czasem pomaga zrobić pacjentom ostatni krok na drugą stronę. Kobieta jest  także personifikacją śmierci, zjawą krążącą wokół żywych, ciągle obecną, codziennie ocierającą się o poły płaszcza, ale niewidoczną. „Dobrze wiedzieć, że jest wśród nas” powiedziała wtedy Ula. I dodała, że śmierć jest dla niej odkupieniem po bólu życia, spokojem po jego chaosie i okrucieństwie. „Zdaję sobie sprawę, że robienie pozytywnego filmu o umieraniu jest ryzykowne i  widzowie, szczególnie ci, którzy oczekują afirmatywnego spojrzenia na życie, muszą odrzucić „Code blue””.  Zgadzam się z jej słowami  - trudno taką wizję przyjąć, jeśli ciężka choroba i umieranie zawsze były oglądane w planie ogólnym, z oddali. Zbliżenie zmienia perspektywę. Wiara w to, że śmierć będzie wyzwoleniem pomaga wtedy nie oszaleć, pocieszyć się w cierpieniu i w stracie. Wierzący mają modlitwy i hasło „Bóg tak chciał”. Cała reszta musi szukać komfortu gdzie indziej.

 
Kadr z filmu "Code Blue", fot. Stowarzyszenie Nowe Horyzonty

Dobrym adresem będzie "Miłość" Michaela Haneke (w kinach od 2 listopada), zaskakująco pogodny i optymistyczny film reżysera, który świadomie masakrował wrażliwość widzów choćby w "Funny Games", „Ukrytym” czy w „Białej wstążce”. Tym razem opowiada on o małżeństwie mającym za sobą spełnione i dostatnie życie, a przed sobą już tylko starość i śmierć. To nieodwołalne zakończenie romansu, koniec rozdziału „długo i szczęśliwie”, część przysięgi małżeńskiej dotycząca pielęgnowania w chorobie. Przede wszystkim jest to fantazja o miłości do grobowej deski, opowiadana z nadzieją, że zapowiedź nieuchronnej śmierci jej nie osłabi ani nie spłoszy.  Haneke nakręcił coś w rodzaju love story a rebours –  kobieta zamiast coraz lepiej poznawać mężczyznę, coraz bardziej go zapomina, mężczyzna pomagający podnieść się sparaliżowanej kobiecie z sedesu wykonuje ruch podobny do tańca. Ścieżki, które połączyły się przy romantycznych kolacjach i ołtarzu, zaczynają się rozplatać.
Umieranie w „Miłości” jest, o ile można w ogóle użyć takiego słowa w kontekście śmierci, komfortowe – Anne odchodzi leżąc we własnym łóżku, otoczona miłością męża i opieką fachowej pielęgniarki. W Georgesie jest tyle samo rozpaczy i cierpienia z powodu choroby żony, ile pogodzenia z losem i godności. Haneke pokazał degradację ciała i umysłu Anne oszczędnie i taktownie, mieszkanie po jej śmierci jest ciche i spokojne. Jeśli odchodzenie ma tak wyglądać – można przestać się go śmiertelnie bać. 


Kadr z filmu "Miłość", fot. Gutek Film

Swoją drogą przyznam się, że nie tego spodziewałam się po reżyserze "Funny Games". Byłam przekonana, że reżyser przełamie ostatnie tabu związane z chorobą i powolnym umieraniem: pokaże horror jego cielesności, udrękę, jaką przeżywa rodzina, jej trudne emocje.  Zastanawiam się jednak, co by przyniósł taki portret odchodzenia – przerażający, nie zostawiający pocieszenia. Czy przełamywanie tego konkretnego tabu ma jakikolwiek sens? Śmierci należy się bać, bo ten lęk często chroni życie. Nie można się na nią przygotować, ani jej prawdziwie oswoić - zawsze będzie szokiem i niepotrzebnością, nawet jeśli rozum wie, że przedłużanie życia jest tylko przedłużaniem cierpienia. Kino zaś ma tworzyć iluzje zaklinające ten horror w coś dobrego; to piękne oszustwo, że śmierć jest po coś, że nie ma umierania na darmo.  Tym koniec końców jest przecież  film – taśmowym złudzeniem, które pomaga żyć.

Ola Salwa
Portalfilmowy.pl
Zobacz również
Box Office. „Skyfall” niezwyciężone.
Box Office. James Bond z rekordem na starcie
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll