"Fantastyczne książki latające pana Morrissa Leessore'a" - to raczej słaby marketingowo tytuł dla filmu. A jednak, po tym, jak ta 15-minutowa animacja, zgarnęła liczne nagrody (łącznie z Oscarem za najlepszą krótkometrażówkę 2012) grzecznie się go nauczyłam.
Jest to jedno z tych dzieł, które nostalgicznie odwołują się do mocno analogowych (wręcz prehistorycznych) początków kina ("Artysta", "Hugo i jego wynalazek"), wykorzystując pełen potencjał, jaki daje nowoczesna technologia.
Obejrzyj cały film "Fantastyczne książki latające pana Morrissa Leessore'a":
Pomysł narodził się w samolocie, którym William Joyce (scenarzysta i reżyser) podróżował do swojego umierającego przyjaciela, emerytowanego pracownika działu książek dziecięcych w wydawnictwie HarperCollins. Inspiracją był "Czarnoksiężnik z Oz". Gdy Nowy Orlean został spustoszony przez huragan Cathrina, okazało się, że życie płata niespodzianki, o których nie śniło się najwyżej bujającym w obłokach scenarzystom.
Joyce otrzymał grant na zrobienie dokumentacji zniszczeń i miał okazję zaobserwować, jaki wpływ ma na tych , którzy pozostali w zrujnowanym mieście (a szczególnie dzieci), wspólne czytanie.
Książki były dostarczane przez organizacje humanitarne, podobnie, jak woda pitna, jedzenie i leki. Okazało się, że w świecie pozbawionym prądu i wszelkich wygód, staromodna książka, która przenosi czytelnika w inną rzeczywistość, pozwala zapomnieć o niewygodach i traumach, jest najlepszym terapeutą.
Joyce wraz ze swoim kumplem, Brandonem Oldenburgiem, powołali do życia studio Moonboot i zabrali się do pracy. Początkowo, historia była pomyślana, jako aplikacja na iPada, ale kiedy okazała się sukcesem (została okrzyknięta najlepszym programem przez portal iPad Insight w 2011 roku), zapadła decyzja o produkcji filmu.
Morris Lessmore, to nieśmiały gentelman (łudząco podobny do Bustera Keatona), którego trąba powietrzna porywa z balkonu jego domu w Nowym Orleanie. Kończy swój lot w raju moli książkowych; cichej i spokojnej krainie zamieszkałej przez sobie podobnych entuzjastów słowa drukowanego, jako opiekun książek w wielkiej bibliotece.
Opowieść jest pretekstem do pełnego erudycji popisu, wykorzystującego niemal wszystkie znane współcześnie techniki animacji; klasyczną (2D), efekt Zoetrope, stop motion (wybudowano makietę miasta, w którym zaczyna się akcja i metodą poklatkową filmowano wszystkie unoszone przez wiatr przedmioty), animację 3d (wszystkie postaci występujące w filmie), a nawet flip book (kto animował ludzika, szybko kartkując rogi zagiętego zeszytu, ten wie o co chodzi).
Studio Moonboot, na początku roku wypuściło także nową iPadową aplikację, o nazwie "Numberlys". Z jej opisu wynika, że, podobnie, jak poprzednie dzieło jest hołdem złożonym słowu pisanemu i początkom kina. Być może, następny film też już się kręci?