Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Po seansie filmu p.t. "Hugo i jego wynalazek" pomyślałam sobie, że niektórzy geniusze mają pecha; rodzą się w złym momencie. Ich wyprzedzające epokę pomysły, zbyt nowatorskie dla współczesnych, zamiast zmienić świat, są co najwyżej egzotycznym dziwactwem.
Faktyczny bohater filmu Scorsese'a, Georges Méliès, zaczynał jako magik, a skończył jako czarodziej. Swą przygodę z kinem, rozpoczął zaraz potem, jak bracia Lumiere skonstruowali i opatentowali kinematograf (uczestniczył w pierwszym, płatnym pokazie "Wjazdu pociągu na stację" i spokojnie można powiedzieć, że ten seans zmienił jego życie). Nawet nie wiecie, jak wiele zrobił dla animacji, choć nie nakręcił ani jednego filmu animowanego.
"Podróż na Księżyc", fot. Etiuda&Anima
Po pierwsze, pokazał zastosowanie wieloplanu - czyli kilku szklanych warstw, ustawionych jedna nad drugą (lub jedna przed drugą), na których można ułożyć np. dekoracje uzyskując efekt głębi. Trudno sobie bez wieloplanu wyobrazić jakikolwiek plan filmu animowanego w czasach, kiedy kręcono je metodą poklatkową, za pomocą kamery. Méliès użył go przy realizacji filmu o akcji ratunkowej tonącego parowca USS Maine - na pierwszym planie postawiono wielkie płaskie akwarium, w którym pływały żywe ryby.
Po drugie, stopklatka - czyli praprababka wszystkich filmowych tricków, umożliwiająca np. "zniknięcie" ludzi i przedmiotów z kadru, albo ich zamianę na coś innego. Dzisiaj to dziecinnie prosta, wydawałoby się "oczywista oczywistość", bez której nie ma animacji lalkowej, wycinankowej, ani żadnej innej. W czasach, gdy istota zapisu na taśmie filmowej była dla widza wielką tajemnicą, efekty jej zastosowania budziły podziw i zachwyt. Trudno było znaleźć widza, który nie krzyknąłby ze zgrozy, gdy podczas seansu "Egzekucji Mary Stuart" głowa królowej spadała na deski szafotu. Albo takiego, któremu szczęka nie opadłaby do pasa, gdy figura ukrzyżowanego Chrystusa zamieniała się w kuszącą dziewczynę ("Kuszenie Św. Antoniego"). Często Méliès stosował na planie filmowym zapadnie i ukryte drzwi, których kiedyś używał podczas występów scenicznych.
Po trzecie, wielokrotna ekspozycja - czyli naświetlanie tej samej klatki kilka razy, dzięki czemu np. po ekranie mogły fruwać połprzezroczyste duchy ("Jaskinia demonów"). Absolutnym nowatorstwem było dodatkowe zastosowanie masek, dzięki którym Méliès mógł zagrać sam ze sobą, na różnych instrumentach, w filmie "Jednoosobowa orkiestra". Świetnym przykładem mistrzowskiego wykorzystania tej techniki we współczesnej animacji jest choćby "Tango" Zbiga Rybczyńskiego.
"Hugo i jego wynalazek", fot. Columbia Pictures
Po czwarte, dynamiczna zmiana głębi ostrości - dzięki czemu postaci lub przedmioty, mogły płynnie zmieniać rozmiar w czasie trwania sceny ("Diabeł i figura")
Po piąte, ręczne, poklatkowe kolorowanie filmów - kilkadziesiąt lat później po jego śladach poszli Malcolm MacLaren i Julian Antonisz, rysujący na kliszach nie tylko geometryczne wzory, czy mieszając kolory bezpośrednio na celuloidzie, ale i "wydrapując" na nim ścieżkę dźwiękową.
Słowa Neila Armstronga, zaskakującego z trapu statku Apollo 11, w księżycowy kurz: "to mały krok dla człowieka, ale wielki dla ludzkości", spokojnie mogłyby paść w studio w Montreuil, gdy w maju 1902 Méliès kręcił słynną "Podróż na Księżyc" - swoje opus magnum.
Pierwsza wojna światowa zrujnowała Mélièsa, jego widzowie oglądali potem inne filmy... Gdy zubożały i samotny mistrz umierał w 1938 roku świat szykował się do następnej wojny. Ta z kolei kompletnie przemeblowała wielowiekowe schematy rządzące wszystkimi aspektami ludzkiej egzystencji, również narracją i techniką filmową.
Twórcy czerpali z jego doświadczeń, nie zdając sobie sprawy, że to on był ich prekursorem. Dobrze, że Martin Scorsese przypomniał starego mistrza, dzięki któremu wiele pokoleń filmowców nauczyło się opowiadać bajki.
Faktyczny bohater filmu Scorsese'a, Georges Méliès, zaczynał jako magik, a skończył jako czarodziej. Swą przygodę z kinem, rozpoczął zaraz potem, jak bracia Lumiere skonstruowali i opatentowali kinematograf (uczestniczył w pierwszym, płatnym pokazie "Wjazdu pociągu na stację" i spokojnie można powiedzieć, że ten seans zmienił jego życie). Nawet nie wiecie, jak wiele zrobił dla animacji, choć nie nakręcił ani jednego filmu animowanego.
"Podróż na Księżyc", fot. Etiuda&Anima
Po pierwsze, pokazał zastosowanie wieloplanu - czyli kilku szklanych warstw, ustawionych jedna nad drugą (lub jedna przed drugą), na których można ułożyć np. dekoracje uzyskując efekt głębi. Trudno sobie bez wieloplanu wyobrazić jakikolwiek plan filmu animowanego w czasach, kiedy kręcono je metodą poklatkową, za pomocą kamery. Méliès użył go przy realizacji filmu o akcji ratunkowej tonącego parowca USS Maine - na pierwszym planie postawiono wielkie płaskie akwarium, w którym pływały żywe ryby.
Po drugie, stopklatka - czyli praprababka wszystkich filmowych tricków, umożliwiająca np. "zniknięcie" ludzi i przedmiotów z kadru, albo ich zamianę na coś innego. Dzisiaj to dziecinnie prosta, wydawałoby się "oczywista oczywistość", bez której nie ma animacji lalkowej, wycinankowej, ani żadnej innej. W czasach, gdy istota zapisu na taśmie filmowej była dla widza wielką tajemnicą, efekty jej zastosowania budziły podziw i zachwyt. Trudno było znaleźć widza, który nie krzyknąłby ze zgrozy, gdy podczas seansu "Egzekucji Mary Stuart" głowa królowej spadała na deski szafotu. Albo takiego, któremu szczęka nie opadłaby do pasa, gdy figura ukrzyżowanego Chrystusa zamieniała się w kuszącą dziewczynę ("Kuszenie Św. Antoniego"). Często Méliès stosował na planie filmowym zapadnie i ukryte drzwi, których kiedyś używał podczas występów scenicznych.
Po trzecie, wielokrotna ekspozycja - czyli naświetlanie tej samej klatki kilka razy, dzięki czemu np. po ekranie mogły fruwać połprzezroczyste duchy ("Jaskinia demonów"). Absolutnym nowatorstwem było dodatkowe zastosowanie masek, dzięki którym Méliès mógł zagrać sam ze sobą, na różnych instrumentach, w filmie "Jednoosobowa orkiestra". Świetnym przykładem mistrzowskiego wykorzystania tej techniki we współczesnej animacji jest choćby "Tango" Zbiga Rybczyńskiego.
"Hugo i jego wynalazek", fot. Columbia Pictures
Po czwarte, dynamiczna zmiana głębi ostrości - dzięki czemu postaci lub przedmioty, mogły płynnie zmieniać rozmiar w czasie trwania sceny ("Diabeł i figura")
Po piąte, ręczne, poklatkowe kolorowanie filmów - kilkadziesiąt lat później po jego śladach poszli Malcolm MacLaren i Julian Antonisz, rysujący na kliszach nie tylko geometryczne wzory, czy mieszając kolory bezpośrednio na celuloidzie, ale i "wydrapując" na nim ścieżkę dźwiękową.
Słowa Neila Armstronga, zaskakującego z trapu statku Apollo 11, w księżycowy kurz: "to mały krok dla człowieka, ale wielki dla ludzkości", spokojnie mogłyby paść w studio w Montreuil, gdy w maju 1902 Méliès kręcił słynną "Podróż na Księżyc" - swoje opus magnum.
Pierwsza wojna światowa zrujnowała Mélièsa, jego widzowie oglądali potem inne filmy... Gdy zubożały i samotny mistrz umierał w 1938 roku świat szykował się do następnej wojny. Ta z kolei kompletnie przemeblowała wielowiekowe schematy rządzące wszystkimi aspektami ludzkiej egzystencji, również narracją i techniką filmową.
Twórcy czerpali z jego doświadczeń, nie zdając sobie sprawy, że to on był ich prekursorem. Dobrze, że Martin Scorsese przypomniał starego mistrza, dzięki któremu wiele pokoleń filmowców nauczyło się opowiadać bajki.
Agnieszka Sadurska
Portalfilmowy.pl
Box Office. „Gniew” widzów sprzyja „Igrzyskom śmierci”
Box Office. Hans Kloss. Stawka mniejsza niż „Igrzyska śmierci”
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024