Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
Zapewne wielu z Was da się zaciągnąć dzieciom (lub wnukom) do kina na "Uniwersytet potworny". Rozumiem, że jesteście ciekawi, jak Mike Wazowski i J.P. Sullivan stali się kumplami. Kino warto odwiedzić z jeszcze jednego powodu (i nie jest to Fanta o nowym smaku serwowana w barku). Pixar przed daniem głównym przygotował bardzo smakowitą przystawkę: "Niebieski parasol".
Tradycja produkowania krótkich filmów jest tak stara, jak sama wytwórnia. Eksperymentalny kącik komputerowy w Lucasfilm (przejęty przez Apple w 1986) był fanaberią Steve'a Jobsa. Kupił go od – uciekającego przed wysokimi alimentami – Lucasa za pięć milionów dolarów i za obietnicę udziału w zyskach ze sprzedaży oprogramowania. Studio miało służyć do testowania oprogramowania graficznego do renderingu i modelingu 3D tworzonego dla nowych modeli Macintosha. Nikomu się nie śniło, że przestrzenne grafiki można lepić w filmowe sekwencje.
Pewnego popołudnia John Lasseter (genialny twórca o twarzy dziecka i sylwetce niedźwiedzia) pokazał Jobsowi wydłubaną po godzinach, króciutką historię małej lampki, która do dzisiaj podskakuje w logotypie wytwórni. Kiedy w 1886 "Luxo Jr" dostał owację na stojąco na targach Siggraph, Jobs wiedział, że z nową inwestycją trafił w dziesiątkę.
Kadr z filmu "Niebieski parasol", fot. www.saschkaunseld.com
Fabuła "Niebieskiego parasola" jest spadkobiercą pixarowej filozofii, że przedmioty codziennego użytku mają nie tylko dusze, ale i regularne życie intymne. Film nie jest debiutem Saschki Unselda, niemieckiego chłopaka, zatrudnionego w dziale technicznym Pixara. Jako reżyser, ma na swoim koncie kilka europejskich produkcji (m.in. "The Gruffalo", 2009) i udział w sukcesie "Merida Waleczna", "Auta 2" i "Toy Story 3". Pewnego dnia na ulicy w San Francisco Unseld znalazł połamany parasol i postanowił zanalizować jego ruch. Po serii filmowych szkiców powstała historia dwóch zakochanych parasolek, która mimo licznych perypetii kończy się happy endem.
Jak wszystkie krótkometrażówki Pixara, tak i ta stała się poligonem doświadczalnym wytwórni testującej możliwości nowego oprogramowania do symulacji zjawisk meteorologicznych.
Każdy pomysł w Pixarze, zanim przerodzi się w film, przechodzi regularny pitching. Unseld zaczął od całkiem zwyczajnej sytuacji i zderzenia dwóch emocji: gdy zaczyna padać deszcz, ludzie są raczej niezadowoleni, a ich parasole – wręcz przeciwnie. Nie zamierzam spoilować, więc nie będę zdradzać, co przedstawiały kolejne rysunki demonstrowane podczas prezentacji. Kiedy wydawało się, że młody twórca będzie musiał porzucić swój pomysł (wydał się on bowiem zbyt europejski i smutny), rzucił na stół ostatniego asa, którego miał w rękawie: telefon komórkowy (domyślam się, że był to IPhone 5) z filmem przedstawiającym tańczący na ulicy parasol w deszczowy i wietrzny wieczór. Tak realistycznego obrazu w filmach Pixara nigdy nie było. W ten sposób udało się przekonać Johna Lassetra i Edwina Catmulla, że warto w ten projekt zainwestować. Obaj weterani cyfrowej rewolucji w animacji wiedzieli, że animowana rzeczywistość może być tak realna, jak film aktorski, a Pixar znowu skoczy o schodek wyżej.
Cała scenografia powstała nie na podstawie zdjęć realnej ulicy (jak to zwykle bywa), ale ze szkiców – powoli zamienianych w ulicę całkowicie wygenerowaną w komputerze. W ten sposób świat ludzi i towarzysząch im przedmiotów jest spójny i tak rzeczywisty, że nie sposób nie uwierzyć, że wszystkie "martwe" rzeczy wokół nas nie tylko żyją, ale i wpływają na nasze życie.
Wiem, w związku z tym, dlaczego mój komputer zawiesza się najchętniej po 22. Każdy ma prawo do ciszy nocnej.
Tradycja produkowania krótkich filmów jest tak stara, jak sama wytwórnia. Eksperymentalny kącik komputerowy w Lucasfilm (przejęty przez Apple w 1986) był fanaberią Steve'a Jobsa. Kupił go od – uciekającego przed wysokimi alimentami – Lucasa za pięć milionów dolarów i za obietnicę udziału w zyskach ze sprzedaży oprogramowania. Studio miało służyć do testowania oprogramowania graficznego do renderingu i modelingu 3D tworzonego dla nowych modeli Macintosha. Nikomu się nie śniło, że przestrzenne grafiki można lepić w filmowe sekwencje.
Pewnego popołudnia John Lasseter (genialny twórca o twarzy dziecka i sylwetce niedźwiedzia) pokazał Jobsowi wydłubaną po godzinach, króciutką historię małej lampki, która do dzisiaj podskakuje w logotypie wytwórni. Kiedy w 1886 "Luxo Jr" dostał owację na stojąco na targach Siggraph, Jobs wiedział, że z nową inwestycją trafił w dziesiątkę.
Kadr z filmu "Niebieski parasol", fot. www.saschkaunseld.com
Fabuła "Niebieskiego parasola" jest spadkobiercą pixarowej filozofii, że przedmioty codziennego użytku mają nie tylko dusze, ale i regularne życie intymne. Film nie jest debiutem Saschki Unselda, niemieckiego chłopaka, zatrudnionego w dziale technicznym Pixara. Jako reżyser, ma na swoim koncie kilka europejskich produkcji (m.in. "The Gruffalo", 2009) i udział w sukcesie "Merida Waleczna", "Auta 2" i "Toy Story 3". Pewnego dnia na ulicy w San Francisco Unseld znalazł połamany parasol i postanowił zanalizować jego ruch. Po serii filmowych szkiców powstała historia dwóch zakochanych parasolek, która mimo licznych perypetii kończy się happy endem.
Jak wszystkie krótkometrażówki Pixara, tak i ta stała się poligonem doświadczalnym wytwórni testującej możliwości nowego oprogramowania do symulacji zjawisk meteorologicznych.
Każdy pomysł w Pixarze, zanim przerodzi się w film, przechodzi regularny pitching. Unseld zaczął od całkiem zwyczajnej sytuacji i zderzenia dwóch emocji: gdy zaczyna padać deszcz, ludzie są raczej niezadowoleni, a ich parasole – wręcz przeciwnie. Nie zamierzam spoilować, więc nie będę zdradzać, co przedstawiały kolejne rysunki demonstrowane podczas prezentacji. Kiedy wydawało się, że młody twórca będzie musiał porzucić swój pomysł (wydał się on bowiem zbyt europejski i smutny), rzucił na stół ostatniego asa, którego miał w rękawie: telefon komórkowy (domyślam się, że był to IPhone 5) z filmem przedstawiającym tańczący na ulicy parasol w deszczowy i wietrzny wieczór. Tak realistycznego obrazu w filmach Pixara nigdy nie było. W ten sposób udało się przekonać Johna Lassetra i Edwina Catmulla, że warto w ten projekt zainwestować. Obaj weterani cyfrowej rewolucji w animacji wiedzieli, że animowana rzeczywistość może być tak realna, jak film aktorski, a Pixar znowu skoczy o schodek wyżej.
Cała scenografia powstała nie na podstawie zdjęć realnej ulicy (jak to zwykle bywa), ale ze szkiców – powoli zamienianych w ulicę całkowicie wygenerowaną w komputerze. W ten sposób świat ludzi i towarzysząch im przedmiotów jest spójny i tak rzeczywisty, że nie sposób nie uwierzyć, że wszystkie "martwe" rzeczy wokół nas nie tylko żyją, ale i wpływają na nasze życie.
Wiem, w związku z tym, dlaczego mój komputer zawiesza się najchętniej po 22. Każdy ma prawo do ciszy nocnej.
Agnieszka Sadurska
www.portalfilmowy.pl
„Iluzja” ożywiła kina
Superman powrócił
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024