PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Quentin
  2.02.2012

Najdroższa produkcja w historii chińskiej kinematografii, wielokrotnie nagradzany na festiwalach na całym świecie reżyser, który zachwycił świat wyreżyserowaną przez siebie ceremonią otwarcia igrzysk olimpijskich w Pekinie, a w końcu znany hollywoodzki aktor w jednej z ról głównych. To za mało, aby znaleźć „The Flowers of War” Yimou Zhanga w kinowej ofercie.

Przyznam szczerze, że do końca nie wiem, jakimi ścieżkami podążają plany wydawnicze polskich dystrybutorów filmowych. Wiele poprzednich filmów chińskiego reżysera można było zobaczyć u nas i wydawać by się mogło, że akurat on drogę na polskie ekrany ma szeroko otwartą. Christian Bale w roli głównej to, wydaje się, również dodatkowy gwarant zarobku na rodzimym widzu. Dlaczego więc nie możemy zobaczyć w kinach tego filmu? Filmu, który zaledwie w dwa tygodnie wyświetlania stał się najbardziej dochodowym chińskim filmem w 2011 roku. Odpowiedzi nie znam, ale bardzo żałuję, że tak właśnie jest. I mam nadzieję, że choć z opóźnieniem, ale to niedopatrzenie zostanie naprawione.

„The Flowers of War” opowiada historię Amerykanina, który znalazł się w niewłaściwym czasie i niewłaściwym miejscu. Jest grudzień 1937 roku, a japońskie wojska właśnie dokonują masakry ponad 200 tysięcy cywili w zdobytej przez siebie ówczesnej stolicy Chin – Nankinie. Bohaterowi Bale’a wraz z kilkunastoma uczennicami katolickiej szkoły oraz miejscowymi prostytutkami udaje się znaleźć schronienie w nankińskiej katedrze. Jeśli jednak nie znajdą sposobu na opuszczenie miasta, wydaje się, że ich dni są policzone…

W filmie Zhanga jest wszystko, co w dobrym filmie być powinno. Wzruszająca historia, monumentalne sceny walk ulicznych, dobre aktorstwo, piękne zdjęcia, muzyka prosto spod skrzypiec Joshuy Bella, cała masa wzruszeń i emocji… Jest nawet polski akcent, czyli scena – jak przyznał sam reżyser – wzorowana na jednej ze scen „Pianisty” Romana Polańskiego. Ponad dwugodzinnemu filmowi można zarzucić, że dramat mieszkańców, wprost nazywany „gwałtem nankińskim”, sprowadza do taniego melodramatu, ale sądzę, że jest to opinia krzywdząca. Szczególnie że takie podejście do tematu sprawia, że o bolesnej historii można opowiedzieć w sposób uciekający od naturalizmu, choć nie całkowicie od niego stroniący. A dla kogo ten urywek piekła jest niewystarczający może sięgnąć po inne filmy opowiadające o masakrze Nankinu – „Miasto życia i śmierci” czy fabularyzowany dokument „Nankin”. Może też zobaczyć czwartą część niesławnej serii „Men Behind the Sun”, aczkolwiek to żadna przyjemność.

Reasumując – film zobaczyć warto. Warto też trochę ponarzekać na opieszałość dystrybutorów – kto wie, może tu któryś zajrzy i pomyśli, że warto spróbować. Patrząc na to w ten sposób, nie jest to ostatnia część „Szkoda, że Państwo tego nie zobaczą”.

PS. Koniec będzie optymistyczny! Nie można bowiem tylko narzekać, gdy repertuar nadchodzącego weekendu jest wyjątkowo bogaty. Przede wszystkim warto stanąć w kolejce po bilety na najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego – „Różę”. Oprócz niego zobaczymy dwa świeżo nominowane do Oscarów w różnych kategoriach filmy – „Idy marcowe” i „Mój tydzień z Marilyn” oraz jeden, który był bardzo blisko nominacji. To niemiecka „Obca”. Miłośnicy rozrywki mniej wymagającej z pewnością spróbują dobrze się bawić na nowej komedii z Adamem Sandlerem„Jack i Jill”, w której komik wcielił się w dwie role. No i jest też coś dla tych, którzy lubią wspomnienia. Po „Królu Lwie” przyszedł bowiem czas na kolejny klasyczny film Disneya „Piękną i bestię”.

Łukasz Kaliński
Zobacz również
Box Office. Tryumf „Róży” Wojciecha Smarzowskiego
Box Office. Oscary wywindowały „W ciemności” na szczyt
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll