PORTAL
start
Aktualności
Filmy polskie
Box office
Baza wiedzy
Książki filmowe
Dokument
Scenarzyści
Po godzinach
Blogi
Konkursy
SFP
start
Wydarzenia
Komunikaty
Pożegnania
Zostań członkiem SFP
Informacje
Dla członków SFP
Kontakt
ZAPA
www.zapa.org.pl
Komunikaty
Informacje
Zapisy do ZAPA
Kontakt
KINO KULTURA
www.kinokultura.pl
Aktualności
Informacje
Repertuar
Kontakt
STUDIO MUNKA
www.studiomunka.pl
Aktualności
Informacje
Zgłoś projekt
Kontakt
AKTORZY POLSCY
www.aktorzypolscy.pl
Aktualności
Informacje
Szukaj
Kontakt
FILMOWCY POLSCY
www.filmowcypolscy.pl
Aktualnosci
Informacje
Szukaj
Kontakt
MAGAZYN FILMOWY
start
O magazynie
Kontakt
STARA ŁAŹNIA
www.restauracjalaznia.pl
Aktualności
Informacje
Rezerwacja
Kontakt
PKMW
start
Aktualności
Filmy
O programie
Kontakt
Portal
SFP
ZAPA
Kino Kultura
Studio Munka
Magazyn Filmowy
Stara Łaźnia
PKMW
MENU
BLOGI
Quentin
  21.11.2011

Kiedy myślimy o kinie science-fiction na pierwszy rzut myśli przed oczami pojawia się nam ciemny obraz kosmosu wypełnionego latającymi statkami kosmicznymi. Przeczące prawom fizyki pojazdy strzelają do siebie kolorowymi laserami, a co chwilę coś wybucha.

 

"Druga Ziemia", fot. Imperial - Cinepix

To świat precyzyjnych efektów komputerowych, dla których dzisiaj nie ma w zasadzie żadnych misji niemożliwych. Ale obok tego wykreowanego za miliony dolarów świata istnieje też zupełnie inny świat. A jeden z jego przedstawicieli wszedł w ten weekend na ekrany polskich kin.

Nie, nie mam na myśli kolejnej odsłony wilkołakowo-wampirzej sagi, w której już od kilku części nie może nadejść noc, a cały czas tylko zmierzcha. To zupełnie inna bajka, której nie zamierzam poświęcać czasu. Moje myśli krążą wokół tegorocznej sensacji festiwalu Sundance - prostego i skromnego filmu "Druga Ziemia" („Another Earth”).

Można się sprzeczać, czy w jego przypadku naprawdę mówimy o kinie science-fiction. Bo choć punktem wyjścia jest tu pewien kosmiczny fenomen, o którym za chwilę, to więcej w filmie Mike'a Cahilla z obyczajowego dramatu niż pojedynków na fazery (nie ma ich tu w ogóle, gdyby ktoś miał nadzieję). Niezależnie od ewentualnych sprzeczek jest to jednak kolejny przykład ascetycznego kina SF, w którym najważniejszy jest Pomysł. Nie pierwszy, bo przed nim było co najmniej kilka podobnych filmów, żeby wymienić choć: „Kodeks 46” („Code 46”), „Wynalazek” („Primer”), „Moon”, „Strefa X” („Monsters”).

Jaki jest ów Pomysł, o którym wspomniałem, zapytacie? Oto w bliskim sąsiedztwie naszej Ziemi pojawia się nowa planeta, o której nikt wcześniej nie słyszał. Planeta bliźniaczo podobna do naszej - właściwie nie sposób dostrzec żadnych różnic. W celu jej zbadania organizowana jest wyprawa, w której bardzo chciałaby uczestniczyć młoda dziewczyna. W wyprawie widzi nadzieję na rozpoczęcie nowego życia. Innego od tego, które straciła kilka lat wcześniej, gdy powodując wypadek samochodowy - w którym zginęła kobieta w ciąży i dziecko - trafiła do więzienia.

Powyższy opis bez wątpienia sugeruje kino science-fiction, ale to pułapka, w którą wpada wielu widzów mających do czynienia z takiego rodzaju filmami. Spodziewając się kosmicznej sagi trafiają do kina, a potem wychodzą zniesmaczeni - czego innego się spodziewali. Spora w tym „zasługa” dystrybutorów, którzy zamiast na prawdę wolą postawić na sensację. Ofiarą takiego myślenia padła ostatnio świetna „Strefa X”, którą zapowiadano co najmniej jak nowy „Projekt: Monster” („Cloverfield”). Bohaterom doklejono na plakacie maski gazowe umieszczając ich w otoczeniu rodem z „Parku jurajskiego” („Jurassic Park”). Nic dziwnego, że wielu widzów zdziwiło się, gdy okazało się, że oglądają film o rodzącej się przyjaźni, a nie rozpierduchę z kosmicznymi potworami.

Tak samo jest w przypadku „Drugiej Ziemi”. Niebieska Planeta Bis pojawiająca się często w tle na filmowym niebie, także i dla fabuły filmu jest drugorzędna. Jej sednem są bowiem skomplikowane relacje pomiędzy główną bohaterką, a kompozytorem, którego życie również zmieniło się wraz z tragicznym w skutkach wypadkiem samochodowym. I warto o tym pamiętać wybierając się do kina. Tylko widz uzbrojony w taką wiedzę ma szansę wyjść z seansu zadowolony. A czy zachwycony? Tu już wszystko zależy od oglądającego - jeśli chodzi o mnie to nie do końca dałem się porwać powolnemu tempu historii i lekko depresyjnemu klimatowi. Ale to tylko ja.

Niezależnie od mojej opinii o filmie - nie mam jednak wątpliwości, że warto łaskawym okiem patrzeć na każdy rodzaj kina, którego główną siłą napędową jest Pomysł. Bo choć nic nie kosztuje, to na niego wpaść najtrudniej. A na pewno o wiele, wiele trudniej niż rzucić na stół sto milionów dolarów i kazać komputerowym grafikom zrobić coś efektownego bez przejmowania się scenariuszem.

Łukasz Kaliński
Zobacz również
Box Office. Szał na wampiry w kinach
Box Office. Weekend rekordów w kinach
Copyright © by Stowarzyszenie Filmowców Polskich 2002 - 2024
Scroll