Powiadają, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Nie opierając się więc ludowym mądrościom na Wigilię jadam karpia (choć ostatnio nie jest to zbyt poprawne politycznie), w Wielkanocną Sobotę popylam ze święconką, na Dzień Kobiet kupuję goździka, a w Halloween... No cóż, nie chodzę po sąsiadach i nie zbieram cukierków. W Halloween już od kilku lat wypracowałem sobie zupełnie inne przyzwyczajenie - oglądam horrory.
John Carpenter, fot. AKPA
Nie mam jeszcze zielonego pojęcia, co obejrzę w tym roku, ale chętnie służę radą, gdyby ktoś szukał jakiegoś odpowiedniego repertuaru na najbliższy poniedziałek. Szczególnie że kina nie rozpieszczają nas „horrorowymi” premierami i spragniony grozy widz musi poradzić sobie sam. Spokojnie, jest jeszcze sporo perełek do odkrycia i nie trzeba po raz enty odgrzewać klasycznego carpenterowskiego kotleta.
No więc właśnie, panie premierze, jak ż... co oglądać?
Wspomniałem o Johnie Carpenterze i o uważanym przez wielu za arcydzieło slashera (taki gatunek, w którym ubrany w maskę morderca morduje hurtowe ilości nastolatków) filmie "Halloween". Pozostając na chwilę w „slasherowym” klimacie pragnę polecić skromny film, który wszystkie zasady gatunku stawia na głowie i sprawia, że zupełnie inaczej patrzymy na pewne sprawy. Przecież to bez sensu, że zabity morderca na końcu zawsze ożywa, a gdy się przed nim ucieka, to on i tak jest szybszy choć kuleje. Tysiące kinomanów na całym świecie pomstuje na te i wiele innych podobnych klisz „slasherowych”. Cóż, to nie do końca bez sensu - wszystko wyjaśnia „Behind the Mask: The Rise of Leslie Vernon” wystarczy go tylko obejrzeć.
Kolejnym filmem, którego nie może zabraknąć na Halloweenowym Wieczorze Filmowym jest „Upiorna noc Halloween” („Trick 'r Treat”) Michaela Dougherty'ego. Film opowiada cztery historie z dreszczykiem, których akcja osadzona jest w trakcie halloweenowej nocy. Pewna dziewica pragnie przeżyć swój pierwszy raz, na poprzebierane dzieci ma chrapkę psychopatyczny morderca, samotny dziadek nie lubi Halloween, a grupa nastolatków postanawia zrobić koleżance upiorny dowcip. Wszystko to przepełnione jest halloweenowymi zwyczajami i symbolami, a zaraz po seansie człowiek żałuje, że w Polsce jak do tej pory nie udało się jeszcze odtworzyć tego specyficznego klimatu jedynej takiej nocy w roku.
Kończąc tę krótką wyliczankę (Halloween nie trwa wiecznie i trudno liczyć, że zdąży się obejrzeć więcej niż trzy filmy) czas na produkcję nieco nowszą, czyli brytyjski „Attack the Block”, w którym grupa nastolatków z tzw. złej dzielnicy zmuszona jest zmagać się z morderczymi najeźdźcami z kosmosu. Film Joego Cornisha zapewnia solidną dawkę akcji i humoru i jest wyraźną podpowiedzią dla J. J. Abramsa, jak powinno wyglądać nowoczesne kino stylizowane na młodzieżowe filmy Spielberga z lat 80. Tak, piję do "Super 8".
Na koniec chciałem jeszcze tylko podzielić się refleksją, do której doszedłem już dawno, a od której nie chciałem zaczynać, żeby nie psuć humoru. Otóż moim skromnym zdaniem z przekroczeniem pewnej granicy wieku można między bajki włożyć nadzieję na znalezienie filmu, który nas wystraszy. I kiedy to zrozumiałem - moje życie stało się prostsze. W horrorach zacząłem szukać nie przestraszenia, ale miło spędzonego czasu przy filmie, który umiejętnie bawi się „horrorowymi” konwencjami i ma do nich odpowiedni dystans. Niekoniecznie strasznego, czasem nawet bardziej komediowego, ale po prostu dobrego. I te trzy powyższe propozycje na Halloween spełniają te wymagania w stu procentach.